Ten rok może być jednym z najgorszych w polskiej turystyce wodnej. Dlaczego? Z powodu nowego podatku.
Na właścicieli i komandorów przystani jachtowych oraz żeglarzy padł blady strach. 1 stycznia, zaledwie w osiem dni po uchwaleniu przez Radę Ministrów, weszło w życie rozporządzenie z nowymi, wysokimi opłatami za korzystanie z "gruntów pokrytych wodą".
Za metr użytkowania takiej powierzchni (rozporządzenie nie precyzuje nawet, w jaki sposób zostanie ona zmierzona – przyp. aut.), trzeba będzie zapłacić ponad półtora złotego. Jeśli jednak w pobliżu znajduje się hotel czy bar, stawka wzrasta aż do 23 złotych.
Komandor Harcerskiego Ośrodka Sportów Wodnych "Bryza" w Elblągu, Stefan Walas, podobnie, jak jego koledzy żeglarze z całego kraju, uważa, że realizacja zapisów rozporządzenia oznaczać będzie likwidację wielu, może większości nawet przystani.
- To nieprzemyślana decyzja, która zablokuje rozwój turystyki wodnej – mówi. Rozporządzenie wywołało protesty żeglarzy. Okazało się przy tym, że na liście organizacji, które opiniowały projekt, zabrakło tych najważniejszych. Projektu nie konsultowały dwie najważniejsze organizacje - Polskie Związki Żeglarski i Polski Związek Motorowodny, które mają pieczę nad niemal wszystkimi klubami w Polsce. Projekt opiniował natomiast np. PTTK. "Bryza", jedna z pięciu elbląskich przystani, obchodzi w tym roku 25-lecie istnienia.
- Pracujemy z dziećmi i jest to działalność, która nie przynosi dochodów – mówi komandor Walas. - Gdyby nie samorząd i przyjaciele, przystań by nie istniała. Zgodnie z nowymi przepisami, za metr powierzchni "Bryza" będzie musiała budżetowi państwa zapłacić najniższą stawkę - 1,52 złotego. - Roczna opłata wyniesie 42 tysiące 560 złotych - mówi Stefan Walas. - Każdego dnia musielibyśmy zarabiać 400 złotych - to nierealne.
Wysokość opłat zaproponowało ministerstwo środowiska. Jak się dowiedzieliśmy, protesty środowiska sprawiły, że resort przeprowadzi ponowne konsultacje nowej wersji rozporządzenia. Jak zapewniają przedstawiciele ministerstwa, tym razem na liście opiniujących organizacji znajdą się pominięte wcześniej związki. Żeglarze obawiają się jednak, że konsultacje będą miały symboliczne znaczenie i nie spowodują zniesienia opłat.
- To pewnie będzie tak, jak z akcyzą nałożoną na budowę jachtów czy motorówek - mówi Stefan Walas. - Wszystkie zainteresowane "czynniki" protestowały, akcyzę jednak wprowadzono na sześć czy siedem lat. Tak samo w tym przypadku: na skutek interwencji i protestów rozporządzenie zostanie może zniesione, ale za 3-4 lata, a przez ten czas wiele firm i przystani padnie i państwo nie będzie miało z nich żadnego dochodu.
Efekty konsultacji poznamy w ciągu kilku tygodni. Żeglarze żartują, że w związku z nowymi opłatami przyjdzie im cumować w szuwarach. Tylko, czy o to chodziło urzędnikom ministerstwa środowiska?
Przeczytaj także rozmowę z Iwoną Kozą, radcą ministra w departamencie zasobów wodnych w ministerstwie środowiska
Za metr użytkowania takiej powierzchni (rozporządzenie nie precyzuje nawet, w jaki sposób zostanie ona zmierzona – przyp. aut.), trzeba będzie zapłacić ponad półtora złotego. Jeśli jednak w pobliżu znajduje się hotel czy bar, stawka wzrasta aż do 23 złotych.
Komandor Harcerskiego Ośrodka Sportów Wodnych "Bryza" w Elblągu, Stefan Walas, podobnie, jak jego koledzy żeglarze z całego kraju, uważa, że realizacja zapisów rozporządzenia oznaczać będzie likwidację wielu, może większości nawet przystani.
- To nieprzemyślana decyzja, która zablokuje rozwój turystyki wodnej – mówi. Rozporządzenie wywołało protesty żeglarzy. Okazało się przy tym, że na liście organizacji, które opiniowały projekt, zabrakło tych najważniejszych. Projektu nie konsultowały dwie najważniejsze organizacje - Polskie Związki Żeglarski i Polski Związek Motorowodny, które mają pieczę nad niemal wszystkimi klubami w Polsce. Projekt opiniował natomiast np. PTTK. "Bryza", jedna z pięciu elbląskich przystani, obchodzi w tym roku 25-lecie istnienia.
- Pracujemy z dziećmi i jest to działalność, która nie przynosi dochodów – mówi komandor Walas. - Gdyby nie samorząd i przyjaciele, przystań by nie istniała. Zgodnie z nowymi przepisami, za metr powierzchni "Bryza" będzie musiała budżetowi państwa zapłacić najniższą stawkę - 1,52 złotego. - Roczna opłata wyniesie 42 tysiące 560 złotych - mówi Stefan Walas. - Każdego dnia musielibyśmy zarabiać 400 złotych - to nierealne.
Wysokość opłat zaproponowało ministerstwo środowiska. Jak się dowiedzieliśmy, protesty środowiska sprawiły, że resort przeprowadzi ponowne konsultacje nowej wersji rozporządzenia. Jak zapewniają przedstawiciele ministerstwa, tym razem na liście opiniujących organizacji znajdą się pominięte wcześniej związki. Żeglarze obawiają się jednak, że konsultacje będą miały symboliczne znaczenie i nie spowodują zniesienia opłat.
- To pewnie będzie tak, jak z akcyzą nałożoną na budowę jachtów czy motorówek - mówi Stefan Walas. - Wszystkie zainteresowane "czynniki" protestowały, akcyzę jednak wprowadzono na sześć czy siedem lat. Tak samo w tym przypadku: na skutek interwencji i protestów rozporządzenie zostanie może zniesione, ale za 3-4 lata, a przez ten czas wiele firm i przystani padnie i państwo nie będzie miało z nich żadnego dochodu.
Efekty konsultacji poznamy w ciągu kilku tygodni. Żeglarze żartują, że w związku z nowymi opłatami przyjdzie im cumować w szuwarach. Tylko, czy o to chodziło urzędnikom ministerstwa środowiska?
Przeczytaj także rozmowę z Iwoną Kozą, radcą ministra w departamencie zasobów wodnych w ministerstwie środowiska
Joanna Torsh