Przypomnijmy, w minioną sobotę dziennik „Rzeczpospolita” napisał, że Delegat szczegółowo poinformował SB o przebiegu spotkania delegacji „Solidarności” z Janem Pawłem II w styczniu 1981 r. Agent Delegat starał się też wpływać na wybór przewodniczącego związku podczas pierwszego zjazdu, jesienią 1981 r.
Zapytany o tę sprawę elbląski poseł Prawa i Sprawiedliwości Leonard Krasulski powiedział w czasie dzisiejszej konferencji prasowej: - Mam przeświadczenie graniczące z pewnością, które sprowadza się do tego, iż - jest mi z tego powodu bardzo przykro - być może Delegatem jest elblążanin. Nie mam stuprocentowej pewności, ale jeśli tak jest, to w imieniu elblążan chcę przeprosić wszystkich, którym ów Delegat wyrządził krzywdę.
Poseł nie zdradził, kogo miał na myśli.
O tym, kto z Elbląga był we wspomnianej delegacji, powinien wiedzieć Ryszard Kalinowski, ówczesny zastępca Lecha Wałęsy.
Cofnijmy się jednak do 1980 r. W Elblągu strajki rozpoczęły się tydzień później niż w Gdańsku. Jako pierwsze zastrajkowało Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne. Tam też powstał Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, Ryszard Kalinowski został jego przewodniczącym po rezygnacji Jana Wyrzykowskiego. Po zakończeniu strajków Międzyzakładowy Komitet Strajkowy przekształcił się w Międzyzakładowy Komitet Założycielski Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność”. Ryszard Kalinowski był wielokrotnie aresztowany i internowany.
Dziś, w czasie rozmowy telefonicznej, powiedział nam, że nie wie, kim mógłby być Delegat.
- Delegacja, która spotkała się z Janem Pawłem II, była złożona z działaczy „Solidarności”, księży oraz osób świeckich. Z naszej grupy, solidarnościowej, nie podejrzewam nikogo. Teraz można gdybać, wnioskować i przypuszczać, ale w tamtym czasie byliśmy młodymi ludźmi. Ja sam nie miałem jeszcze 30 lat. Pierwszy raz wyjechaliśmy z tego szarego kraju i na myśl nam nie przyszło, że ktoś może nas śledzić czy że wśród nas jest ktoś ze służb bezpieczeństwa. Byliśmy chłopakami z barykad, którzy pojechali do papieża - wspomina.
Ryszard Kalinowski potwierdza, że był w delegacji jedyną osobą z Elbląga.
- Jechałem zresztą nie jako przedstawiciel Elbląga a jako wiceprzewodniczący Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność”. Byłem wtedy zastępcą Lecha Wałęsy i odpowiadałem za dział zagraniczny.
O sugestiach posła Krasulskiego Kalinowski mówi:
- Ta cała lustracja jest już męcząca i wcale nieinteresująca. Poczynając od Maciarewicza, który wymachiwał teczką w sejmie, po - ostatnio - panią wicepremier, ciągle ktoś straszy IPN-em i teczkami. Szkoda, że w Polsce nie stało się tak jak w Niemczech. Gdy otworzono teczki, ludzie się gniewali, opluwali, ale sprawa jest zakończona. W Polsce to się ciągnie ponad 20 lat. Nikt nie chce otworzyć teczek, tylko są one wykorzystywane przeciwko komuś. W tamtym czasie, w styczniu 1981 roku, kiedy jechaliśmy do papieża, do Rzymu, nie sądzę, by ktokolwiek z nas myślał, czy mamy obok siebie ubeka, czy nie. To nie było wtedy istotne dla nas. Jeżeli pan Krasulski wskazuje pośrednio, że to ja byłem tym agentem, no bo nikogo innego z Elbląga z „Solidarności” nie było przecież w delegacji, to najgłupsze, co może być, bo jak można być agentem przeciwko sobie. Jako szef „Solidarności” na kogo miałem donosić? Na siebie? To całkowity absurd.
Poseł nie zdradził, kogo miał na myśli.
O tym, kto z Elbląga był we wspomnianej delegacji, powinien wiedzieć Ryszard Kalinowski, ówczesny zastępca Lecha Wałęsy.
Cofnijmy się jednak do 1980 r. W Elblągu strajki rozpoczęły się tydzień później niż w Gdańsku. Jako pierwsze zastrajkowało Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne. Tam też powstał Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, Ryszard Kalinowski został jego przewodniczącym po rezygnacji Jana Wyrzykowskiego. Po zakończeniu strajków Międzyzakładowy Komitet Strajkowy przekształcił się w Międzyzakładowy Komitet Założycielski Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność”. Ryszard Kalinowski był wielokrotnie aresztowany i internowany.
Dziś, w czasie rozmowy telefonicznej, powiedział nam, że nie wie, kim mógłby być Delegat.
- Delegacja, która spotkała się z Janem Pawłem II, była złożona z działaczy „Solidarności”, księży oraz osób świeckich. Z naszej grupy, solidarnościowej, nie podejrzewam nikogo. Teraz można gdybać, wnioskować i przypuszczać, ale w tamtym czasie byliśmy młodymi ludźmi. Ja sam nie miałem jeszcze 30 lat. Pierwszy raz wyjechaliśmy z tego szarego kraju i na myśl nam nie przyszło, że ktoś może nas śledzić czy że wśród nas jest ktoś ze służb bezpieczeństwa. Byliśmy chłopakami z barykad, którzy pojechali do papieża - wspomina.
Ryszard Kalinowski potwierdza, że był w delegacji jedyną osobą z Elbląga.
- Jechałem zresztą nie jako przedstawiciel Elbląga a jako wiceprzewodniczący Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność”. Byłem wtedy zastępcą Lecha Wałęsy i odpowiadałem za dział zagraniczny.
O sugestiach posła Krasulskiego Kalinowski mówi:
- Ta cała lustracja jest już męcząca i wcale nieinteresująca. Poczynając od Maciarewicza, który wymachiwał teczką w sejmie, po - ostatnio - panią wicepremier, ciągle ktoś straszy IPN-em i teczkami. Szkoda, że w Polsce nie stało się tak jak w Niemczech. Gdy otworzono teczki, ludzie się gniewali, opluwali, ale sprawa jest zakończona. W Polsce to się ciągnie ponad 20 lat. Nikt nie chce otworzyć teczek, tylko są one wykorzystywane przeciwko komuś. W tamtym czasie, w styczniu 1981 roku, kiedy jechaliśmy do papieża, do Rzymu, nie sądzę, by ktokolwiek z nas myślał, czy mamy obok siebie ubeka, czy nie. To nie było wtedy istotne dla nas. Jeżeli pan Krasulski wskazuje pośrednio, że to ja byłem tym agentem, no bo nikogo innego z Elbląga z „Solidarności” nie było przecież w delegacji, to najgłupsze, co może być, bo jak można być agentem przeciwko sobie. Jako szef „Solidarności” na kogo miałem donosić? Na siebie? To całkowity absurd.
SZ