Dzisiaj (16 października) odbyła się pierwsza z debat wyborczych Radia El. Gośćmi redaktora naczelnego radia Pawła Kasperczyka byli Witold Gintowt-Dziewałtowski (LiD), Tadeusz Naguszewski (PO), Leonard Krasulski (PiS) i Sławomir Malinowski (PSL).
Paweł Kasperczyk, uzasadniając wybór gości, wyjaśnił, że zaprosił tych kandydatów, którzy są elblążanami i zajmują takie pozycje na swoich listach, które, przynajmniej teoretycznie gwarantują wejście do parlamentu. Prezentujemy skrót rozmowy w Radiu El.
Paweł Kasperczyk: Dlaczego znowu Wy? Od kilkunastu już lat prowadzę studia wyborcze Radia El; czy są to wybory parlamentarne, samorządowe, czy wybory prezydenta miasta, spotykamy się w tym samym gronie? 500 tys. ludzi będzie wybierało w okręgu nr 34 - elbląskim i tylko sto kilka osób zdecydowało się kandydować. I widzę znowu Was.
Witold Gintowt-Dziewałtowski (LiD): - Każdy z nas zastanawiał się wcześniej, czy startować? Musiał wykonać rachunek szans, chęci, przede wszystkim szans, bo o wszystkim decyduje wyborca. To on zdecyduje, kto z nas będzie posłem czy senatorem. Wydaje mi się, że mam jeszcze możliwość być dobrym posłem, dobrym reprezentantem swoich wyborców, swojego regionu i miasta, i mogę służyć tym, co wiem, potrafię, w sposób jak najlepszy. To jest także pewien szacunek dla tych, którzy wcześniej na mnie głosowali. Wpływ na mą decyzję miały też oceny mojej działalności, nie tylko poselskiej. Z dużą przyjemnością zapoznawałem się z tymi ocenami i uznałem ja za swego rodzaju zobowiązanie, któremu postanowiłem stawić czoło. Natomiast 21 października wyborca, który jest władzą najwyższą, suwerenem - to on rozstrzygnie. My mamy tylko dać mu argumenty za tym, żeby jak najlepiej zdecydował.
Leonard Krasulski (PiS): - Ja nie zdążyłem zrealizować swoich zobowiązań, bo doszło do samorozwiązania sejmu, a niektóre prace zostały rozpoczęte, zostało jeszcze część do zrobienia, przedstawiłem pewne projekty premierowi i rządowi... Jest też wiele zobowiązań dotyczących regionu, choć wiele z nich zakończyło się sukcesem, przez skromność nie będę ich wymieniał.
Tadeusz Naguszewski: - Jestem elblążaninem od urodzenia, od trzech kadencji samorządowcem, poznałem sytuację miasta i regionu. Myślę, że jestem osobą przygotowaną do sprawowania tej funkcji. Wreszcie, mam poparcie kolegów z Platformy, którzy uznali, że mam szanse zdobyć mandat poselski dla chwały Elbląga i okolic.
Sławomir Malinowski(PSL): - Mieszkamy w regionie rolniczym i trudno byłoby reprezentować społeczność wyborców w parlamencie, gdyby nie istniała reprezentacja również tej grupy, bardzo licznej zresztą. PSL wystąpiło do mnie z propozycją kandydowania, zgodziłem się z kilku powodów. Pierwszy już wymieniłem, drugi to taki, że PSL jest ugrupowaniem najbardziej ugodowym, stara się zawsze łączyć, a nie dzielić. Ma Pan rację [do Pawła Kasperczyka - PD], że ciągle kandydują te same osoby z tych samych najwyższych miejsc. Uważam, że co pewien czas powinna następować zmiana: nowa myśl, nowi ludzie, nowa krew.
Paweł Kasperczyk: Spróbujcie, Panowie, wyjaśnić, dlaczego jesteście na tych właśnie miejscach na swoich listach
Leonard Krasulski (PiS): - Są różne sposoby układania list. Myśmy podeszli w ten sposób, że najwyższy numer dostaje największa aglomeracja, czyli Elbląg. Pozostałe miejsca są rozdzielane według podziału powiatowego, z każdego powiatu mamy reprezentanta. W ten sposób ułożyła się lista.
Sławomir Malinowski(PSL): - Uważam, że jestem świeżą osobą na liście PSL i zaproponowano mi i tak wysokie miejsce. W PSL podział odbył się również racjonalnie: pierwsze miejsce dla posła, który ma duży dorobek w parlamencie; drugie dla wicemarszałka województwa, który w wyborach samorządowych uzyskał ogromne poparcie; trzecie miejsce należało się kobiecie, żeby też miały swoją reprezentację. Mamy reprezentantów właściwie we wszystkich gminach i to jest bardzo ważne, bo Elbląg nie jest pępkiem świata czy też pępkiem naszego regionu. A moje czwarte miejsce to jest koszt płacony przez kandydata, który startuje po raz pierwszy.
Tadeusz Naguszewski: - Budowanie swojej pozycji w partii to jest proces długotrwały. Partia docenia te środowiska, które rosną w siłę. W poprzednich wyborach elblążanie byli na liści PO na miejscu trzecim, czwartym i kolejnych. Teraz przedstawiciel Elbląga trafił na dobre, drugie miejsce.
Pamiętajmy, że wybory trzeba wygrać w imieniu wyborców i dla nich. To, że na pierwszym miejscu listy PO startuje poseł Krzysztof Lisek, prawa ręka przewodniczącego Donalda Tuska w sprawach międzynarodowych, wynika z faktu, że zaplecze dla naszego lidera może musi mieć stosowne miejsce na listach.
Paweł Kasperczyk [do Witolda Gintowt-Dziewałtowskiego - PD]: Mocno Pan przeżył, że jest na drugim miejscu, nie na pierwszym?
Witold Gintowt-Dziewałtowski (LiD): - Lepiej byłoby być na pierwszym miejscu, co do tego nie mam wątpliwości. Ale też trzeba pamiętać o tym, że każdy z komitetów wyborczych przyjmuje takie rozwiązania, które - jego zdaniem - będą najskuteczniejsze, dadzą najwięcej mandatów. Trudno się kłócić z decyzjami, które zostały podjęte przez komitet wyborczy.
Pamiętajmy też, że w każdych wyborach, zwłaszcza proporcjonalnych, „gra” lista i głosy oddawane na całą listę. Tak naprawdę decyzja o tym, czy pierwszy, drugi, kolejny kandydat dostanie mandat, wynika z tego, ile głosów dostanie każda z osób umieszczonych na liście, bo może być tak, że pierwszy na liście nie dostanie mandatu, ponieważ lista zebrała zbyt mało głosów. I nie jest też prawdą, że pierwszy kandydat na liście ma zagwarantowany mandat, bo może dostać go każdy inny z tej listy, jeśli uzyska więcej głosów. Chociaż, oczywiście, miejsce pierwsze na liście jest miejscem najlepszym, miejscami korzystnymi są też miejsca drugie i ostatnie. Wszystkie pozostałe miejsca są traktowane jako gorsze.
Dziękujemy Radiu El za udostępnienie materiału radiowego. Skróty - PD.
Paweł Kasperczyk: Dlaczego znowu Wy? Od kilkunastu już lat prowadzę studia wyborcze Radia El; czy są to wybory parlamentarne, samorządowe, czy wybory prezydenta miasta, spotykamy się w tym samym gronie? 500 tys. ludzi będzie wybierało w okręgu nr 34 - elbląskim i tylko sto kilka osób zdecydowało się kandydować. I widzę znowu Was.
Witold Gintowt-Dziewałtowski (LiD): - Każdy z nas zastanawiał się wcześniej, czy startować? Musiał wykonać rachunek szans, chęci, przede wszystkim szans, bo o wszystkim decyduje wyborca. To on zdecyduje, kto z nas będzie posłem czy senatorem. Wydaje mi się, że mam jeszcze możliwość być dobrym posłem, dobrym reprezentantem swoich wyborców, swojego regionu i miasta, i mogę służyć tym, co wiem, potrafię, w sposób jak najlepszy. To jest także pewien szacunek dla tych, którzy wcześniej na mnie głosowali. Wpływ na mą decyzję miały też oceny mojej działalności, nie tylko poselskiej. Z dużą przyjemnością zapoznawałem się z tymi ocenami i uznałem ja za swego rodzaju zobowiązanie, któremu postanowiłem stawić czoło. Natomiast 21 października wyborca, który jest władzą najwyższą, suwerenem - to on rozstrzygnie. My mamy tylko dać mu argumenty za tym, żeby jak najlepiej zdecydował.
Leonard Krasulski (PiS): - Ja nie zdążyłem zrealizować swoich zobowiązań, bo doszło do samorozwiązania sejmu, a niektóre prace zostały rozpoczęte, zostało jeszcze część do zrobienia, przedstawiłem pewne projekty premierowi i rządowi... Jest też wiele zobowiązań dotyczących regionu, choć wiele z nich zakończyło się sukcesem, przez skromność nie będę ich wymieniał.
Tadeusz Naguszewski: - Jestem elblążaninem od urodzenia, od trzech kadencji samorządowcem, poznałem sytuację miasta i regionu. Myślę, że jestem osobą przygotowaną do sprawowania tej funkcji. Wreszcie, mam poparcie kolegów z Platformy, którzy uznali, że mam szanse zdobyć mandat poselski dla chwały Elbląga i okolic.
Sławomir Malinowski(PSL): - Mieszkamy w regionie rolniczym i trudno byłoby reprezentować społeczność wyborców w parlamencie, gdyby nie istniała reprezentacja również tej grupy, bardzo licznej zresztą. PSL wystąpiło do mnie z propozycją kandydowania, zgodziłem się z kilku powodów. Pierwszy już wymieniłem, drugi to taki, że PSL jest ugrupowaniem najbardziej ugodowym, stara się zawsze łączyć, a nie dzielić. Ma Pan rację [do Pawła Kasperczyka - PD], że ciągle kandydują te same osoby z tych samych najwyższych miejsc. Uważam, że co pewien czas powinna następować zmiana: nowa myśl, nowi ludzie, nowa krew.
Paweł Kasperczyk: Spróbujcie, Panowie, wyjaśnić, dlaczego jesteście na tych właśnie miejscach na swoich listach
Leonard Krasulski (PiS): - Są różne sposoby układania list. Myśmy podeszli w ten sposób, że najwyższy numer dostaje największa aglomeracja, czyli Elbląg. Pozostałe miejsca są rozdzielane według podziału powiatowego, z każdego powiatu mamy reprezentanta. W ten sposób ułożyła się lista.
Sławomir Malinowski(PSL): - Uważam, że jestem świeżą osobą na liście PSL i zaproponowano mi i tak wysokie miejsce. W PSL podział odbył się również racjonalnie: pierwsze miejsce dla posła, który ma duży dorobek w parlamencie; drugie dla wicemarszałka województwa, który w wyborach samorządowych uzyskał ogromne poparcie; trzecie miejsce należało się kobiecie, żeby też miały swoją reprezentację. Mamy reprezentantów właściwie we wszystkich gminach i to jest bardzo ważne, bo Elbląg nie jest pępkiem świata czy też pępkiem naszego regionu. A moje czwarte miejsce to jest koszt płacony przez kandydata, który startuje po raz pierwszy.
Tadeusz Naguszewski: - Budowanie swojej pozycji w partii to jest proces długotrwały. Partia docenia te środowiska, które rosną w siłę. W poprzednich wyborach elblążanie byli na liści PO na miejscu trzecim, czwartym i kolejnych. Teraz przedstawiciel Elbląga trafił na dobre, drugie miejsce.
Pamiętajmy, że wybory trzeba wygrać w imieniu wyborców i dla nich. To, że na pierwszym miejscu listy PO startuje poseł Krzysztof Lisek, prawa ręka przewodniczącego Donalda Tuska w sprawach międzynarodowych, wynika z faktu, że zaplecze dla naszego lidera może musi mieć stosowne miejsce na listach.
Paweł Kasperczyk [do Witolda Gintowt-Dziewałtowskiego - PD]: Mocno Pan przeżył, że jest na drugim miejscu, nie na pierwszym?
Witold Gintowt-Dziewałtowski (LiD): - Lepiej byłoby być na pierwszym miejscu, co do tego nie mam wątpliwości. Ale też trzeba pamiętać o tym, że każdy z komitetów wyborczych przyjmuje takie rozwiązania, które - jego zdaniem - będą najskuteczniejsze, dadzą najwięcej mandatów. Trudno się kłócić z decyzjami, które zostały podjęte przez komitet wyborczy.
Pamiętajmy też, że w każdych wyborach, zwłaszcza proporcjonalnych, „gra” lista i głosy oddawane na całą listę. Tak naprawdę decyzja o tym, czy pierwszy, drugi, kolejny kandydat dostanie mandat, wynika z tego, ile głosów dostanie każda z osób umieszczonych na liście, bo może być tak, że pierwszy na liście nie dostanie mandatu, ponieważ lista zebrała zbyt mało głosów. I nie jest też prawdą, że pierwszy kandydat na liście ma zagwarantowany mandat, bo może dostać go każdy inny z tej listy, jeśli uzyska więcej głosów. Chociaż, oczywiście, miejsce pierwsze na liście jest miejscem najlepszym, miejscami korzystnymi są też miejsca drugie i ostatnie. Wszystkie pozostałe miejsca są traktowane jako gorsze.
Dziękujemy Radiu El za udostępnienie materiału radiowego. Skróty - PD.
PD