W swoich zbiorach ma konewkę z 1841 r., a także taką, na której widnieje napis "Elbingia". Znalazł ją pod Poznaniem i - jak mówi - zupełnie przypadkiem. Piotr Zimiński zbiera zabytkowe narzędzia i przedwojenne katalogi ogrodnicze, a jego kolekcja liczy około stu eksponatów. Zobacz więcej zdjęć.
- Może zaraziłem się tym od dziadka... - mówi z namysłem. - Rodziny z obu stron mają tradycje ogrodnicze, więc to wzięło się chyba stąd.
Jeden z jego dziadków do Elbląga przyjechał w czasie wojny, został tutaj wysłany na roboty. Wtedy, w miejscu obecnego rynku przy ul. Płk. Dąbka mieściły się ogrody, w których pracował. Dziadek, również z wykształcenia ogrodnik, po wojnie postanowił tutaj zostać. I używał narzędzi, które zafascynowały małego, a potem dużego Piotra na tyle, że zbiera je do dziś.
- Zawsze im się przyglądałem, są pięknie wykonane i funkcjonalne do granic możliwości. Coś w sobie mają, taką duszę – opowiada Piotr Zimiński.
Kolekcjonuje wszystkie narzędzia związane ze szkółkarstwem i ogrodnictwem. Ma więc sekatory - ręczne i drzewcowe, konewki, piły ogrodnicze, opryskiwacze plecakowe i ręczne, a nawet kosiarkę ręczną. Warunek jest jeden - narzędzia muszą mieć swoje lata. Im więcej, tym lepiej. Razem około sto eksponatów: szwajcarskich, niemieckich, francuskich, duńskich, angielskich, a nawet amerykańskich.
W swoich zbiorach ma m.in. konewkę z 1841 r., a także taką, na której widnieje napis "Elbingia". Znalazł ją pod Poznaniem i jak mówi to był zupełny przypadek.
- Najczęściej szukam tych narzędzi w Internecie, na aukcjach. Jeden lubi whisky za 500 zł, ja zbieram narzędzia – śmieje się Piotr Zimiński.
Co ciekawe, części z nich używa, bo są... wygodniejsze od nowoczesnych. W jego szklarniach można więc spotkać konewki z niemieckimi napisami czy zabytkowe sekatory. Wszystkie działają.
- To narzędzia, nad którym człowiek pomyślał, zanim je wykonał. Nie tylko dbano o funkcjonalność, choć to ona była najważniejsza, ale i o wygląd. Kiedyś po prostu więcej pracowano ręcznie, więc było to też lepiej przemyślane – tak tłumaczy ten fenomen.
Na tym jednak fascynacja dawnym ogrodnictwem się nie kończy, bo Piotr Zimiński wyszukuje również literaturę tematyczną. Najwięcej ma tej niemieckojęzycznej, ale są też katalogi polskie. Wśród nich "Pamiętnik jubileuszowej wystawy ogrodniczej" w Poznaniu z 1926 r.
Chciałby kiedyś swoje zbiory skatalogować, zdigitalizować i stworzyć coś w rodzaju wirtualnego muzeum. Myśli również o tym, żeby gdzieś je pokazać. Tym bardziej, że jak sam mówi, nie zna nikogo innego, kto kolekcjonowałby narzędzia na taką skalę.
- W Polsce istnieją muzea rolnictwa, ale nie spotkałem się z muzeum ogrodnictwa – opowiada. - Byłem w takim, tyle że w Londynie. Położone nad Tamizą, bardzo urokliwe, z piękną restauracją i kawiarnią. Przyjeżdżają goście z całego świata. Jest tam naprawdę pięknie.