Dlaczego rodzice elbląskich uczniów muszą płacić za korzystanie dzienników elektronicznych firmom komercyjnym, choć miasto realizowało przed trzema laty unijny projekt, którego efektem miał być m.in. dziennik elektroniczny, bezpłatny i dostępny dla wszystkich rodziców?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, należy się cofnąć do 2009 i 2010 roku, a więc czasu rządów prezydenta Henryka Słoniny. Miasto napisało wówczas projekt unijny, którego częścią miał być, a przynajmniej tak się wtedy wydawało, dziennik elektroniczny. Jednak tzw. dziennik elektroniczny, który powstał w ramach realizacji tego projektu (jest modułem elbląskiej elektronicznej platformy edukacyjnej) nie spełnia wymogów zmienionego w 2010 r. rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej mówiącego o tym, co powinien zawierać dziennik elektroniczny.
Zmienność przepisów, niezmienność e-dziennika
Przepisy się zmieniają, w Polsce nawet stosunkowo często. Zmiany w rozporządzeniu MEN, o których tutaj mowa, nastąpiły już po ogłoszeniu tzw. specyfikacji istotnych warunków zamówienia w elbląskim projekcie. Wcześniejsze przepisy nie dopuszczały sytuacji, że może istnieć tylko dziennik elektroniczny, dziennik elektroniczny mógł być jedynie formą wspomagającą dziennik papierowy. Błąd elbląskich władz polegał jednak na tym, że podpisując umowę z Okręgowym Przedsiębiorstwem Geodezji i Kartografii na realizację tego projektu, o zmienności przepisów nie pomyślano. Władze miasta w umowie z wykonawcą nie zapisały, że wykonawca ma obowiązek dostosowywać e-dziennik do obowiązujących przepisów. Jeśli miasto się nie zabezpieczyło na wypadek zmian, nie jest w interesie firmy-wykonawcy co jakiś czas angażować ludzi i dostosowywać swój produkt.
Jest, a jakoby jej nie było
Błędów ówczesnych elbląskich władz w tej sprawie było więcej, chociażby wybór OPEGIEKA w trybie negocjacji, choć wiadomo było, że firma ta nie specjalizuje się w projektach związanych z oświatą. Choć wybór tej firmy na wykonawcę był poprawny z formalnego punktu widzenia, to w efekcie miasto otrzymało produkt, który nigdy nie będzie elektronicznym dziennikiem. Urząd Miejski nie zadbał o to, żeby wykonawca platformy dostosowywał ją do obowiązujących przepisów, więc zawsze będzie ona jedynie kanałem komunikowania się szkoły z rodzicami – nigdy nie zastąpi dokumentacji papierowej.
Szkoły, które zastąpiły dokumentację papierową elektroniczną, korzystają z programów komercyjnych, za co rodzice muszą płacić. Firmy oferujące takie programy działają zwykle tak, że oferują szkołom e-dziennik bardzo tanio, np. za 300 zł, a cały ciężar opłat spoczywa na rodzicach. Rodzic, jeśli nie chce płacić za korzystanie z e-dziennika, otrzymuje dostęp do określonego minimum informacji, ale jeżeli chce wiedzieć, jaką ocenę otrzymało dziecko z konkretnego sprawdzianu i znać uzasadnienie – za taki dostęp musi już zapłacić. Gdy tworzono elbląską platformę edukacyjną, założenie było takie, że korzystanie z niej będzie darmowe. I jest darmowe, tyle że platforma nie oferuje tego, co najważniejsze.
Jak to było możliwe?
Miasto zrealizowało więc projekt wart ok. 3,5 miliona zł, z którego pożytek jest niewielki. Dlaczego do tego doszło?
Według osób, z którymi rozmawialiśmy, jedną z przyczyn jest hierarchiczna struktura Urzędu Miejskiego i niedostateczna współpraca zespołu problemowego, w skład którego wchodzili urzędnicy różnych wydziałów.
Za cały projekt odpowiadał Wydział Geodezji (projekt ten był pomyślany jako rozbudowa Elbląskiego Systemu Informacji Przestrzennej), którego urzędnicy mogą mieć niewielkie pojęcie o oświacie. Całe środowisko oświatowe było przeciwne przyjętym rozwiązaniom, ale wniosek pisali urzędnicy innego wydziału. Zbyt hierarchiczna struktura jest problemem nie tylko elbląskiego Urzędu Miejskiego, lecz całej administracji.
E-dziennik miał być gotowy do końca grudnia 2010 roku, ostatecznie został oddany do użytku w czerwcu 2011 roku. Aneks do umowy, przedłużający jej realizację do 30 czerwca 2011 roku, został podpisany 29 listopada 2010 r., czyli przed objęciem urzędu przez Grzegorza Nowaczyka. Prezydent Grzegorz Nowaczyk tuż po objęciu stanowiska został poinformowany o tych problemach, ale nikt nie podjął wtedy żadnych działań.
Zmienność przepisów, niezmienność e-dziennika
Przepisy się zmieniają, w Polsce nawet stosunkowo często. Zmiany w rozporządzeniu MEN, o których tutaj mowa, nastąpiły już po ogłoszeniu tzw. specyfikacji istotnych warunków zamówienia w elbląskim projekcie. Wcześniejsze przepisy nie dopuszczały sytuacji, że może istnieć tylko dziennik elektroniczny, dziennik elektroniczny mógł być jedynie formą wspomagającą dziennik papierowy. Błąd elbląskich władz polegał jednak na tym, że podpisując umowę z Okręgowym Przedsiębiorstwem Geodezji i Kartografii na realizację tego projektu, o zmienności przepisów nie pomyślano. Władze miasta w umowie z wykonawcą nie zapisały, że wykonawca ma obowiązek dostosowywać e-dziennik do obowiązujących przepisów. Jeśli miasto się nie zabezpieczyło na wypadek zmian, nie jest w interesie firmy-wykonawcy co jakiś czas angażować ludzi i dostosowywać swój produkt.
Jest, a jakoby jej nie było
Błędów ówczesnych elbląskich władz w tej sprawie było więcej, chociażby wybór OPEGIEKA w trybie negocjacji, choć wiadomo było, że firma ta nie specjalizuje się w projektach związanych z oświatą. Choć wybór tej firmy na wykonawcę był poprawny z formalnego punktu widzenia, to w efekcie miasto otrzymało produkt, który nigdy nie będzie elektronicznym dziennikiem. Urząd Miejski nie zadbał o to, żeby wykonawca platformy dostosowywał ją do obowiązujących przepisów, więc zawsze będzie ona jedynie kanałem komunikowania się szkoły z rodzicami – nigdy nie zastąpi dokumentacji papierowej.
Szkoły, które zastąpiły dokumentację papierową elektroniczną, korzystają z programów komercyjnych, za co rodzice muszą płacić. Firmy oferujące takie programy działają zwykle tak, że oferują szkołom e-dziennik bardzo tanio, np. za 300 zł, a cały ciężar opłat spoczywa na rodzicach. Rodzic, jeśli nie chce płacić za korzystanie z e-dziennika, otrzymuje dostęp do określonego minimum informacji, ale jeżeli chce wiedzieć, jaką ocenę otrzymało dziecko z konkretnego sprawdzianu i znać uzasadnienie – za taki dostęp musi już zapłacić. Gdy tworzono elbląską platformę edukacyjną, założenie było takie, że korzystanie z niej będzie darmowe. I jest darmowe, tyle że platforma nie oferuje tego, co najważniejsze.
Jak to było możliwe?
Miasto zrealizowało więc projekt wart ok. 3,5 miliona zł, z którego pożytek jest niewielki. Dlaczego do tego doszło?
Według osób, z którymi rozmawialiśmy, jedną z przyczyn jest hierarchiczna struktura Urzędu Miejskiego i niedostateczna współpraca zespołu problemowego, w skład którego wchodzili urzędnicy różnych wydziałów.
Za cały projekt odpowiadał Wydział Geodezji (projekt ten był pomyślany jako rozbudowa Elbląskiego Systemu Informacji Przestrzennej), którego urzędnicy mogą mieć niewielkie pojęcie o oświacie. Całe środowisko oświatowe było przeciwne przyjętym rozwiązaniom, ale wniosek pisali urzędnicy innego wydziału. Zbyt hierarchiczna struktura jest problemem nie tylko elbląskiego Urzędu Miejskiego, lecz całej administracji.
E-dziennik miał być gotowy do końca grudnia 2010 roku, ostatecznie został oddany do użytku w czerwcu 2011 roku. Aneks do umowy, przedłużający jej realizację do 30 czerwca 2011 roku, został podpisany 29 listopada 2010 r., czyli przed objęciem urzędu przez Grzegorza Nowaczyka. Prezydent Grzegorz Nowaczyk tuż po objęciu stanowiska został poinformowany o tych problemach, ale nikt nie podjął wtedy żadnych działań.
Piotr Derlukiewicz