Mieszkańcy Elbląga i regionu nie powinni obawiać się zarażenia odrą – uspokaja dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Elblągu. Ale jednocześnie dodaje: - Sytuacja, która ma miejsce w Niemczech, powinna dać nam wszystkim do myślenia. Polacy powinni przekonać się do szczepień, nie tylko tych obowiązkowych, ale także dobrowolnych.
Epidemia odry rozprzestrzenia się w Niemczech, pierwsze przypadki groźnych zachorowań odnotowano już też w zachodniej Polsce. Czy mieszkańcy Elbląga i regionu mają się czego obawiać? - Nie ma u nas podstaw do niepokoju, ponieważ wskaźniki szczepień przeciwko odrze w naszym regionie są bardzo wysokie – zapewnia Marek Jarosz, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Elblągu. - Byłoby tragedią, gdyby w naszym województwie czy mieście przy takim poziomie szczepień, jakie notujemy, pojawiały się przypadki odry. Powinny się jej obawiać osoby, które z jakichś względów nie zaszczepiły na nią swoich dzieci.
W naszym województwie wskaźnik zaszczepień przeciwko odrze wynosi ok. 99 procent i zdaniem dyrektora PSSE jest on wystarczający, by chronić całą populację przed epidemią.
- Oczywiście może się tak zdarzyć, że osoba niezaszczepiona, która będzie miała jakikolwiek kontakt z wirusem odry, zachoruje – dodaje dyrektor. - A o taki kontakt nietrudno, bowiem przemieszczamy się obecnie nie tylko w granicach Polski, ale i Europy i świata, więc możemy trafić w takie miejsca, w których ta odra częściej występuje. Odnotowujemy w skali roku pojedyncze przypadki, które dotyczą osób nieszczepionych, a najbardziej opiekunów, którzy z różnych względów nie szczepią swoich dzieci. Dlatego to, co się teraz dzieje za naszą zachodnią granicą, powinno dać im do myślenia.
Polacy niechętnie się szczepią
Problem jest o tyle złożony, że Polacy szczepią się bardzo niechętnie. - Są to rzeczy niezrozumiałe i pod tym względem wypadamy słabo na tle innych krajów europejskich – mówi Marek Jarosz. - Świadomość tego, że to my sami musimy zadbać o nasze zdrowie, jest w Polsce bardzo niska. Pod tym względem widniejemy na przedostatnim miejscu w Europie, a to tylko dlatego, że w ciągu ostatnich lat do krajów unijnych dołączyła także i Rumunia. To smutne, ze nie potrafimy korzystać z tego, co dają nam zdobycze nauki. Wolimy narzekać, że są kolejki w przychodniach, że leki są drogie, a rezygnujemy zupełnie nierozsądnie z tego, co jest tanie, skuteczne i bezpieczne.
Zdaniem dyrektora Sanepidu nie tylko powinniśmy poddawać się szczepieniom obowiązkowym lecz także dobrowolnym. Takim szczepieniem jest na przykład szczepionka przeciwko grypie, wietrzej ospie czy rotawirusom.
Ospaparty nie dla dzieci
- W skali roku w naszym mieście i powiecie notujemy po kilkaset zachorowań na ospę wietrzną czy rotawirusy – kontynuuje Marek Jarosz. - Większość ludzi lekceważy takie zachorowania, zwłaszcza na ospę wietrzną, twierdząc, że dziecko musi przechorować tę chorobę. Niektórzy posuwają się nawet do bardzo nierozsądnych rozwiązań i organizują tzw. „ospaparty” dla swoich pociech, by dziecko zaraziło się od innego chorego dziecka. Rodzice tych dzieci nie wiedzą lub nie chcą chyba wiedzieć, że po wietrznej ospie zdarzają się bardzo poważne komplikacje i powikłania, które potrafią pozostawić trwałe ślady do końca życia. Kolejnym przykładem jest grypa, którą wolimy ciężko przechorować, wydać krocie na leki i zrezygnować z części wynagrodzenia przebywając na zwolnieniu lekarskim, a odżegnujemy się od wydania 30 zł raz w roku na bezpieczne i skutecznie zaszczepienie się.
W naszym województwie wskaźnik zaszczepień przeciwko odrze wynosi ok. 99 procent i zdaniem dyrektora PSSE jest on wystarczający, by chronić całą populację przed epidemią.
- Oczywiście może się tak zdarzyć, że osoba niezaszczepiona, która będzie miała jakikolwiek kontakt z wirusem odry, zachoruje – dodaje dyrektor. - A o taki kontakt nietrudno, bowiem przemieszczamy się obecnie nie tylko w granicach Polski, ale i Europy i świata, więc możemy trafić w takie miejsca, w których ta odra częściej występuje. Odnotowujemy w skali roku pojedyncze przypadki, które dotyczą osób nieszczepionych, a najbardziej opiekunów, którzy z różnych względów nie szczepią swoich dzieci. Dlatego to, co się teraz dzieje za naszą zachodnią granicą, powinno dać im do myślenia.
Polacy niechętnie się szczepią
Problem jest o tyle złożony, że Polacy szczepią się bardzo niechętnie. - Są to rzeczy niezrozumiałe i pod tym względem wypadamy słabo na tle innych krajów europejskich – mówi Marek Jarosz. - Świadomość tego, że to my sami musimy zadbać o nasze zdrowie, jest w Polsce bardzo niska. Pod tym względem widniejemy na przedostatnim miejscu w Europie, a to tylko dlatego, że w ciągu ostatnich lat do krajów unijnych dołączyła także i Rumunia. To smutne, ze nie potrafimy korzystać z tego, co dają nam zdobycze nauki. Wolimy narzekać, że są kolejki w przychodniach, że leki są drogie, a rezygnujemy zupełnie nierozsądnie z tego, co jest tanie, skuteczne i bezpieczne.
Zdaniem dyrektora Sanepidu nie tylko powinniśmy poddawać się szczepieniom obowiązkowym lecz także dobrowolnym. Takim szczepieniem jest na przykład szczepionka przeciwko grypie, wietrzej ospie czy rotawirusom.
Ospaparty nie dla dzieci
- W skali roku w naszym mieście i powiecie notujemy po kilkaset zachorowań na ospę wietrzną czy rotawirusy – kontynuuje Marek Jarosz. - Większość ludzi lekceważy takie zachorowania, zwłaszcza na ospę wietrzną, twierdząc, że dziecko musi przechorować tę chorobę. Niektórzy posuwają się nawet do bardzo nierozsądnych rozwiązań i organizują tzw. „ospaparty” dla swoich pociech, by dziecko zaraziło się od innego chorego dziecka. Rodzice tych dzieci nie wiedzą lub nie chcą chyba wiedzieć, że po wietrznej ospie zdarzają się bardzo poważne komplikacje i powikłania, które potrafią pozostawić trwałe ślady do końca życia. Kolejnym przykładem jest grypa, którą wolimy ciężko przechorować, wydać krocie na leki i zrezygnować z części wynagrodzenia przebywając na zwolnieniu lekarskim, a odżegnujemy się od wydania 30 zł raz w roku na bezpieczne i skutecznie zaszczepienie się.
dk