Są wszędzie - od ujścia Wisły aż do granicy z Kaliningradem. Wchodzą do lasu, przeważnie w nocy, montują sprzęt i zasysają ziemię. Czego szukają? Bursztynu, przez Greków zwanego elektronem, przez Arabów anbarem, przez Słowian jantarem. Nielegalnie wydobywających "złoto Bałtyku" kuszą pieniądze. A nie są to małe sumy.
- Żeby wydobywać bursztyn należy mieć specjalne pozwolenia i spełnić szereg wytycznych oraz zaleceń. Ich uzyskanie nie jest łatwe, więc ludzie próbują to robić nielegalnie, dlatego że zapotrzebowanie na bursztyn jest bardzo duże, a jego ceny są wysokie. Najszybszą metodą jest więc rozkopywanie miejsc, w których on występuje. Mierzeja Wiślana jest jednym z nich – wyjaśnia Jan Piotrowski.
Do tego, żeby nielegalnie wydobywać bursztyn zachęca fakt, że znajduje się on tylko kilka metrów pod ziemią. Nie bez znaczenia jest również to, że taki czyn traktowany jest przez prawo jak... wykroczenie.
Taki proceder zazwyczaj odbywa się pod osłoną nocy. Jak wyjaśnia leśnik takie osoby pracują grupami, a cała Mierzeja podzielona jest na strefę wpływów. Bo trzeba zaznaczyć, że najlepsze, czyli największe bryłki bursztynu, osiągają ceny złota. Za kilogram można dostać od pięciu do 15 tys. zł.
- Główną metodą, którą obecnie takie osoby stosują, jest metoda filtru igłowego – tłumaczy Jan Piotrowski z Nadleśnictwa Elbląg. - Polega to na tym, że woda pod dużym ciśnieniem, za pomocą węży strażackich, motopomp, sztycy, czyli długiej, cienkiej, metalowej rury, dostaje się do ziemi i wypłukuje ją razem z bursztynami. On jest dość lekki, więc wypływa na wierzch.
Jakie są skutki takiego pozyskiwania bursztynu?
- Po pierwsze powstają głębokie dziury, które mogą sprawić, że korzenie drzew będą zamierać. Powodują one zagrożenie dla zwierząt, a także dla ludzi, a szczególnie w miejscach, gdzie przebywają turyści – opowiada leśnik. - Dodatkowo piasek, który znajduje się pod ziemią, a jest wydobywany na zewnątrz. Na takim materiale roślinność raczej nie rośnie – opowiada leśnik.
Zazwyczaj proceder wydobywania bursztynu odbywa się na gruntach Nadleśnictwa Elbląg. Dlatego interweniuje Straż Leśna NE, która wraz z policją przeprowadza akcje, dzięki którym przerywa nielegalne wydobycie bursztynu. W ciągu ostatnich pięciu lat wykonano ich 31, zatrzymano 41 osób oraz zabezpieczono znaczne ilości sprzętu. Natomiast tylko w ostatnich dwóch latach Straż Leśna zabezpieczyła 85 węży strażackich, 13 motopomp spalinowych, 34 sztyce, a także krótkofalówki, latarki, szpadle, rower i samochód osobowy.
- Po jednej z akcji został nawet termos z ciepłą herbatą – mówi Jan Piotrowski.
O dalszych losach zatrzymanych rzeczy decyduje sąd, zazwyczaj jest tak, że całe mienie musi zostać zniszczone.
Po takiej "imprezie" ktoś musi posprzątać. I jak to zwykle bywa pada na gospodarza. Nie inaczej jest i tym razem.
- Nadleśnictwo Elbląg prowadzi prace polegające na rekultywacji gruntów leśnych. Zasypujemy dziury, wyrównujemy teren, staramy się przywrócić to miejsce do stanu sprzed. W 2014 i 2015 r. Nadleśnictwo wydało na ten cel 35 tys. zł, zrekultywowano 3,5 hektara – wyjaśnia Jan Piotrowski.
Do tego, żeby nielegalnie wydobywać bursztyn zachęca fakt, że znajduje się on tylko kilka metrów pod ziemią. Nie bez znaczenia jest również to, że taki czyn traktowany jest przez prawo jak... wykroczenie.
Taki proceder zazwyczaj odbywa się pod osłoną nocy. Jak wyjaśnia leśnik takie osoby pracują grupami, a cała Mierzeja podzielona jest na strefę wpływów. Bo trzeba zaznaczyć, że najlepsze, czyli największe bryłki bursztynu, osiągają ceny złota. Za kilogram można dostać od pięciu do 15 tys. zł.
- Główną metodą, którą obecnie takie osoby stosują, jest metoda filtru igłowego – tłumaczy Jan Piotrowski z Nadleśnictwa Elbląg. - Polega to na tym, że woda pod dużym ciśnieniem, za pomocą węży strażackich, motopomp, sztycy, czyli długiej, cienkiej, metalowej rury, dostaje się do ziemi i wypłukuje ją razem z bursztynami. On jest dość lekki, więc wypływa na wierzch.
Jakie są skutki takiego pozyskiwania bursztynu?
- Po pierwsze powstają głębokie dziury, które mogą sprawić, że korzenie drzew będą zamierać. Powodują one zagrożenie dla zwierząt, a także dla ludzi, a szczególnie w miejscach, gdzie przebywają turyści – opowiada leśnik. - Dodatkowo piasek, który znajduje się pod ziemią, a jest wydobywany na zewnątrz. Na takim materiale roślinność raczej nie rośnie – opowiada leśnik.
Zazwyczaj proceder wydobywania bursztynu odbywa się na gruntach Nadleśnictwa Elbląg. Dlatego interweniuje Straż Leśna NE, która wraz z policją przeprowadza akcje, dzięki którym przerywa nielegalne wydobycie bursztynu. W ciągu ostatnich pięciu lat wykonano ich 31, zatrzymano 41 osób oraz zabezpieczono znaczne ilości sprzętu. Natomiast tylko w ostatnich dwóch latach Straż Leśna zabezpieczyła 85 węży strażackich, 13 motopomp spalinowych, 34 sztyce, a także krótkofalówki, latarki, szpadle, rower i samochód osobowy.
- Po jednej z akcji został nawet termos z ciepłą herbatą – mówi Jan Piotrowski.
O dalszych losach zatrzymanych rzeczy decyduje sąd, zazwyczaj jest tak, że całe mienie musi zostać zniszczone.
Po takiej "imprezie" ktoś musi posprzątać. I jak to zwykle bywa pada na gospodarza. Nie inaczej jest i tym razem.
- Nadleśnictwo Elbląg prowadzi prace polegające na rekultywacji gruntów leśnych. Zasypujemy dziury, wyrównujemy teren, staramy się przywrócić to miejsce do stanu sprzed. W 2014 i 2015 r. Nadleśnictwo wydało na ten cel 35 tys. zł, zrekultywowano 3,5 hektara – wyjaśnia Jan Piotrowski.