Wyborów nie wygrywa się raz na zawsze, wybory się powtarzają. Trzeba umieć słuchać ludzi, trzeba być pokornym, mieć dystans do siebie i wiedzieć, że nic nie jest dane raz na zawsze. Elżbieta Gelert wszystkie te cechy ma – przekonuje Grzegorz Schetyna, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej.
Grzegorz Schetyna: – Będzie pewnym symbolem, początkiem nowego etapu, bo gorąco wierzę, że Elżbieta Gelert wygra te wybory, pokaże, że wracamy do dobrej formy. To zaangażowanie i potraktowanie przez nas bardzo poważnie tych wyborów pokazuje, że przygotowujemy się do następnej kampanii, w 2014 roku. Stąd taka mobilizacja. Staramy się pomóc Elżbiecie Gelert, jak najbardziej możemy, bo uważamy, że elbląska Platforma trochę rzeczy nie przypilnowała. Dlatego czujemy się zobowiązani wobec elblążan i Elbląga.
– Symbolem nowego w Platformie jest dla wielu – nazwijmy ich obserwatorami sceny politycznej – Pański powrót do grona najważniejszych polityków tej partii, którego byliśmy świadkami w minioną sobotę. Czy mają rację?
– Nie jestem sekretarzem generalnym Platformy, nie zarządzam partyjną strukturą, jak było przez siedem lat. Zajmuję się sprawami zagranicznymi, jestem w parlamencie, staram się pomagać. Ten ostatni weekend był symboliczny ze względu na to, że zbliżają się wybory w Platformie i przez wielu byłem uważany za tego, który będzie kandydował na szefa partii. Więc jakby siłą rzeczy byłem naznaczony jako kandydat. To, co się stało w sobotę, pokazało, że mam trochę inne plany na te najbliższe miesiące.
– Wielu członków Platformy w naszym mieście sugerowało, że gdyby miał Pan w tej partii pozycję taką, jak przed trzema laty, nie pozwoliłby Pan na to, co się w Elblągu stało.
– Sekretarz generalny Platformy zawsze musi pilnować i koordynować współpracę z szefami regionów, z zarządami regionalnymi. Nie można rzeczy zostawiać samych sobie, a tak właśnie stało się w Elblągu. Czujemy się winni, że w Elblągu doszło do takiej sytuacji i w konsekwencji do referendum. Prezydent z PO został odwołany. Dlatego, promując Elżbietę Gelert, dobrą kandydatkę na prezydenta Elbląga, chcemy tę sprawę naprawić, ten stracony dystans odrobić. Wyborów nie wygrywa się raz na zawsze, wybory się powtarzają. Trzeba umieć słuchać ludzi, trzeba być pokornym, mieć dystans do siebie i trzeba wiedzieć, że nic nie jest dane raz na zawsze. Elżbieta Gelert wszystkie te cechy ma.
– „Przypadek elbląski” traktowany jest przez Platformę jako przestroga?
– Tak, Elbląg to jest dla nas ostrzeżenie. Przyczyny, które doprowadziły do odwołania prezydenta i Rady Miasta, na pewno są przez całą Platformę rozpatrywane jako ostrzeżenie, jako coś, co się zdarzyło, a na co nie byliśmy gotowi odpowiednio wcześnie zareagować. Gdyby partia zareagowała pięć-sześć miesięcy wcześniej, nie doszłoby do sytuacji, do której doszło. To jest dla nas wielka, polityczna nauczka.
– Jak dużą wagę Platforma przywiązuje do faktu, że w drugiej turze wyborów prezydenckich zmierzą się kandydatka Platformy z kandydatem PiS?
– Było już parę wyborów uzupełniających, parę referendów, ale one nie miały takiej mocy rażenia, jak Elbląg. Elbląg jest szczególny także dlatego, że w tej ostatecznej rozgrywce dochodzi tu do konfrontacji kandydatów Platformy i PiS. Siłą rzeczy, prezes Jarosław Kaczyński chce podnieść to do rangi wyboru, czy Platforma, czy PiS. My jednak cały czas mówiliśmy, że samorząd to są przede wszystkim ludzie, którzy potrafią zarządzać budżetem, dbać o miejsca pracy, pilnować interesu miasta w województwie i pilnować europejskich pieniędzy.
– Błędy odwołanego prezydenta Elbląga nałożyły się na niełatwą sytuację miasta – Elbląg ma kłopoty od czasu, kiedy straciło rangę miasta wojewódzkiego.
– Dotyczy to miast – Pan je nazywa wojewódzkimi, ja bym je nazwał trochę szerzej, prezydenckimi, czyli tymi na prawach powiatu grodzkiego. Prezydenci tych miast mają dużą władzę, a uważam, że mocniejszą pozycję powinni mieć radni. Pracujemy w Platformie nad tym, żeby w takich miastach, jak Elbląg, były wybory w okręgach jednomandatowych. Żeby radny wybierany przez mieszkańców miał mocny mandat, żeby mógł reprezentować nie tych kilkuset wyborców, lecz kilka czy kilkanaście tysięcy. Żeby był partnerem dla prezydenta, miał wpływ na rozwój miasta, mógł się czuć pasem transmisyjnym między wyborcami, a prezydentem. To by na pewno ułatwiło i dało nowy asumpt do tworzenia tej elity samorządowej. Bo obecna sytuacja może powodować skutki, jakie miały miejsce w Elblągu – że prezydent nie czuje kontroli Rady Miasta, czuje się zwolniony z konsultowania swoich decyzji z wyborcami i zaczyna mieć problemy z politycznym słuchem. Dlatego uważam, że radni powinni mieć większy nadzór i kontrolę na budżetem, ale też mieć mocniejszy mandat, mieć za sobą większą liczbę wyborców, którzy będą ich rozliczać.
– W tej kadencji Sejmu takie zmiany są raczej nierealne.
– Uważam, że jest to warte przynajmniej debaty w Parlamencie i zaangażowania się polityków. W Platformie coraz więcej jest zwolenników takiego sposobu myślenia.