Mierzyły ponad dwanaście metrów i groźnie szczerzyły drewniane kły. Pomimo srogiego wyglądu, okazały się posłuszne wioślarskim załogom i szczęśliwie dowiozły je do mety. W sobotę (30 sierpnia) odbyły się pierwsze w historii Święta Chleba wyścigi smoczych łodzi. Zobacz fotoreportaż.
Rzeka Elbląg przez blisko trzy godziny była świadkiem zażartej rywalizacji. W wyścigach wystartowało dziesięć osad wioślarskich, z których każda miała wręcz smoczy apetyt na wygraną. Dystans, jaki miały pokonać drużyny liczył około 250 metrów – sama trasa zamykała się w obrębie dwóch mostów zwodzonych.
- Tę odległość każda drużyna musi przepłynąć minimum raz – mówił Sławomir Majewski, sędzia główny wyścigów. – Jeżeli załoga wyjdzie z przedbiegów to czeka ją jeszcze półfinał i w końcu finał, w którym wyłonimy zwycięzców.
Kto chwycił za wiosło?
Osady wioślarskie tworzyli przedstawiciele lokalnych firm, stowarzyszeń, instytucji i służb mundurowych. Swoje drużyny wystawiła m.in. znana firma meblarska, elbląska Straż Pożarna oraz Komenda Miejska Policji. W szranki stanęli także goście z Olszyna reprezentujący Urząd Marszałkowski.
Jeszcze na starcie wyszło na jaw, że większość zawodników nigdy nie wiosłowała, nie mówiąc już o ściganiu się w smoczych łodziach. Mimo braku wprawy, drużyny stanęły na wysokości zadania; wszystkie szczęśliwie dotarły do mety i to w zaskakująco szybkim tempie.
- Pierwszy raz mieliśmy wiosła w ręce, pierwszy raz byliśmy na wodzie, pierwszy raz w takiej łodzi - przyznał Leszek Sarnowski, zawodnik drużyny Urzędu Miejskiego, która w przedbiegach uzyskała drugi w kolejności czas.
Morale wioślarzy zdecydowanie podnosił doping dochodzący z brzegu. Zawodnicy mogli liczyć na wsparcie licznie przybyłych elblążan, którzy z uwagą przyglądali się widowisku. Ale największy napęd stanowiła wiara w potencjał własnej drużyny.
- Jest policja, jest siła, jest moc - podkreślał asp. Jarosław Wojtowicz, gdy policjanci w przedbiegach prześcignęli drużynę strażaków. - Nie było żadnych ćwiczeń. Tutaj liczy się zgranie, a my jesteśmy zgrani na co dzień.
W finale zmierzyły się zespoły, które podczas kolejnych rozgrywek uzyskały najlepszy czas. Ostatecznie laur zwycięstwa, a wraz z nim pamiątkowy puchar, trafił do reprezentacji Oddziału Ziemi Elbląskiej PTTK. Jak się okazało, najlepsza załoga dysponowała jednocześnie największym doświadczeniem.
- Jesteśmy w klubie turystyki kajakowej PTTK i na co dzień mamy z wodą dużo do czynienia - mówił Krzysztof Rydzyński, zawodnik zwycięskiej drużyny. - Pływanie kajakiem, a smoczą łodzią ma coś wspólnego. I tu mamy wiosła, i tam mamy wiosła... chyba to nam pomogło.
Drugie i trzecie miejsce na podium zajęły kolejno osady Straży Pożarnej i Policji. Reprezentacje służb mundurowych również nagrodzono pucharami.
Smoki gdańskie rodem z Chin
Mierzące ponad 12 metrów łodzie wpłynęły do rzeki Elbląg wprost z Motławy. Nasze miasto nie dysponuje tego typu sprzętem, więc dwie smocze łajby wypożyczono z Morskiego Robotniczego Klubu Sportowego w Gdańsku. Z Trójmiasta przyjechali również sternicy, którzy wspierali każdą drużynę biorącą udział w sobotnich wyścigach. Tym samym przejęli najważniejsze, a zarazem najbardziej karkołomne zadanie. W postawie stojącej sterowali smoczą łodzią, tak aby nie zboczyła z trasy.
Smoczy sport przywędrował do Polski dopiero w 1997 roku, ale jego korzenie sięgają znacznie głębiej.. i dalej. Pierwsze tego typu wyścigi, jeszcze przed naszą erą, organizowali starożytni Chińczycy.
- Tę odległość każda drużyna musi przepłynąć minimum raz – mówił Sławomir Majewski, sędzia główny wyścigów. – Jeżeli załoga wyjdzie z przedbiegów to czeka ją jeszcze półfinał i w końcu finał, w którym wyłonimy zwycięzców.
Kto chwycił za wiosło?
Osady wioślarskie tworzyli przedstawiciele lokalnych firm, stowarzyszeń, instytucji i służb mundurowych. Swoje drużyny wystawiła m.in. znana firma meblarska, elbląska Straż Pożarna oraz Komenda Miejska Policji. W szranki stanęli także goście z Olszyna reprezentujący Urząd Marszałkowski.
Jeszcze na starcie wyszło na jaw, że większość zawodników nigdy nie wiosłowała, nie mówiąc już o ściganiu się w smoczych łodziach. Mimo braku wprawy, drużyny stanęły na wysokości zadania; wszystkie szczęśliwie dotarły do mety i to w zaskakująco szybkim tempie.
- Pierwszy raz mieliśmy wiosła w ręce, pierwszy raz byliśmy na wodzie, pierwszy raz w takiej łodzi - przyznał Leszek Sarnowski, zawodnik drużyny Urzędu Miejskiego, która w przedbiegach uzyskała drugi w kolejności czas.
Morale wioślarzy zdecydowanie podnosił doping dochodzący z brzegu. Zawodnicy mogli liczyć na wsparcie licznie przybyłych elblążan, którzy z uwagą przyglądali się widowisku. Ale największy napęd stanowiła wiara w potencjał własnej drużyny.
- Jest policja, jest siła, jest moc - podkreślał asp. Jarosław Wojtowicz, gdy policjanci w przedbiegach prześcignęli drużynę strażaków. - Nie było żadnych ćwiczeń. Tutaj liczy się zgranie, a my jesteśmy zgrani na co dzień.
W finale zmierzyły się zespoły, które podczas kolejnych rozgrywek uzyskały najlepszy czas. Ostatecznie laur zwycięstwa, a wraz z nim pamiątkowy puchar, trafił do reprezentacji Oddziału Ziemi Elbląskiej PTTK. Jak się okazało, najlepsza załoga dysponowała jednocześnie największym doświadczeniem.
- Jesteśmy w klubie turystyki kajakowej PTTK i na co dzień mamy z wodą dużo do czynienia - mówił Krzysztof Rydzyński, zawodnik zwycięskiej drużyny. - Pływanie kajakiem, a smoczą łodzią ma coś wspólnego. I tu mamy wiosła, i tam mamy wiosła... chyba to nam pomogło.
Drugie i trzecie miejsce na podium zajęły kolejno osady Straży Pożarnej i Policji. Reprezentacje służb mundurowych również nagrodzono pucharami.
Smoki gdańskie rodem z Chin
Mierzące ponad 12 metrów łodzie wpłynęły do rzeki Elbląg wprost z Motławy. Nasze miasto nie dysponuje tego typu sprzętem, więc dwie smocze łajby wypożyczono z Morskiego Robotniczego Klubu Sportowego w Gdańsku. Z Trójmiasta przyjechali również sternicy, którzy wspierali każdą drużynę biorącą udział w sobotnich wyścigach. Tym samym przejęli najważniejsze, a zarazem najbardziej karkołomne zadanie. W postawie stojącej sterowali smoczą łodzią, tak aby nie zboczyła z trasy.
Smoczy sport przywędrował do Polski dopiero w 1997 roku, ale jego korzenie sięgają znacznie głębiej.. i dalej. Pierwsze tego typu wyścigi, jeszcze przed naszą erą, organizowali starożytni Chińczycy.
Aleksandra Szocik