Na początku września sąd powołany przez starostę elbląskiego wyczerpał urzędową drogę w postępowaniu o odszkodowanie, jakiego domagają się czterej rolnicy spod Elbląga. Mimo wiążącej decyzji miesiąc później starosta uznał, że sam zajmie się sprawą jeszcze raz. Rolnicy z okolic Gronowa Elbląskiego twierdzą, że starosta przeciąga sprawę na ich niekorzyść.
Ulewne deszcze, które na Żuławach padały na początku lipca sprawiły, że zalanych zostało prawie 1000 hektarów pól w okolicach Elbląga. Zniszczeniu uległo około 70 procent upraw.
Czterem rolnikom: Tadeuszowi, Wojciechowi i Adamowi B. oraz Grzegorzowi J. deszcz zalał prawie wszystko, co zasadzili na 200 ha ziemi. Winą za straty rolnicy obarczają Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Elblągu, do którego obowiązków należy konserwacja urządzeń melioracyjnych i koszenie rowów. Urządzenia bowiem nie były w stanie uporać się z odprowadzeniem nadmiaru wody. Od marszałka województwa warmińsko-mazurskiego - organu zwierzchniego zarządu - i samego Zarządu Melioracji rolnicy żądają ponad 3 milionów złotych odszkodowania.
Zgodnie z prawem wodnym, wnioski o odszkodowanie w połowie sierpnia trafiły do starosty elbląskiego. 3 września sąd administracyjny powołany przez starostę uznał, że nie jest w stanie przyznać racji żadnej ze stron ani orzec o wypłacie odszkodowań. Przewodniczący rozprawie szef wydziału ochrony środowiska starostwa Edward Ponczek stwierdził wtedy, że "decyzja ta jest ostateczna i wyczerpuje urzędową ścieżkę postępowania, a opinię o przyczynach katastrofy powinni wydać biegli, których powołać może tylko sąd.
Od otrzymania na piśmie decyzji starościńskiego sądu rolnicy mieli mieć miesiąc na skierowanie sprawy do sądu cywilnego. Sprawa do sądu jednak nie trafiła. W miesiąc po rozprawie rolnicy otrzymali pismo od starosty, z którego wynika, że urząd postanowił sprawę kontynuować i sam powoła biegłych. Starosta elbląski, Sławomir Jezierski:
- Nie zgodziłem się z decyzją pana Ponczka, bo prawo wodne mówi, że to my orzekamy o odszkodowaniach i nie chcemy się od tego uchylać. Ale kiedy wydamy ostateczną decyzję i rolnicy się z nią nie zgodzą, będą mogli pójść do sądu powszechnego.
Kiedy sprawa w urzędzie zakończy się - nie wiadomo, bo biegłych jak dotąd nie ma.
- Trudno znaleźć specjalistów od wyceny strat w rolnictwie i nie wiadomo kiedy będą, bo obowiązuje nas w tej sprawie ustawa o zamówieniach publicznych - przyznaje starosta Jezierski.
Poszkodowani rolnicy uważają, że sprawiedliwość szybciej znaleźliby w sądzie. Czas nagli, bo muszą spłacać kredyty.
- Jeden z nas kilka lat temu wygrał podobną sprawę w sądzie - mówią. - Mamy już także opinie biegłych. Jeszcze w lipcu, za nasze pieniądze elbląski Sąd Okręgowy powołał biegłych, aby zabezpieczono dowody w naszej sprawie. Ekspertyzy są, ale aby sprawa toczyła się dalej, musimy złożyć pozew. Pisemna decyzja sądu powołanego przez starostę miała nam tę drogę otworzyć.
Czterem rolnikom: Tadeuszowi, Wojciechowi i Adamowi B. oraz Grzegorzowi J. deszcz zalał prawie wszystko, co zasadzili na 200 ha ziemi. Winą za straty rolnicy obarczają Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Elblągu, do którego obowiązków należy konserwacja urządzeń melioracyjnych i koszenie rowów. Urządzenia bowiem nie były w stanie uporać się z odprowadzeniem nadmiaru wody. Od marszałka województwa warmińsko-mazurskiego - organu zwierzchniego zarządu - i samego Zarządu Melioracji rolnicy żądają ponad 3 milionów złotych odszkodowania.
Zgodnie z prawem wodnym, wnioski o odszkodowanie w połowie sierpnia trafiły do starosty elbląskiego. 3 września sąd administracyjny powołany przez starostę uznał, że nie jest w stanie przyznać racji żadnej ze stron ani orzec o wypłacie odszkodowań. Przewodniczący rozprawie szef wydziału ochrony środowiska starostwa Edward Ponczek stwierdził wtedy, że "decyzja ta jest ostateczna i wyczerpuje urzędową ścieżkę postępowania, a opinię o przyczynach katastrofy powinni wydać biegli, których powołać może tylko sąd.
Od otrzymania na piśmie decyzji starościńskiego sądu rolnicy mieli mieć miesiąc na skierowanie sprawy do sądu cywilnego. Sprawa do sądu jednak nie trafiła. W miesiąc po rozprawie rolnicy otrzymali pismo od starosty, z którego wynika, że urząd postanowił sprawę kontynuować i sam powoła biegłych. Starosta elbląski, Sławomir Jezierski:
- Nie zgodziłem się z decyzją pana Ponczka, bo prawo wodne mówi, że to my orzekamy o odszkodowaniach i nie chcemy się od tego uchylać. Ale kiedy wydamy ostateczną decyzję i rolnicy się z nią nie zgodzą, będą mogli pójść do sądu powszechnego.
Kiedy sprawa w urzędzie zakończy się - nie wiadomo, bo biegłych jak dotąd nie ma.
- Trudno znaleźć specjalistów od wyceny strat w rolnictwie i nie wiadomo kiedy będą, bo obowiązuje nas w tej sprawie ustawa o zamówieniach publicznych - przyznaje starosta Jezierski.
Poszkodowani rolnicy uważają, że sprawiedliwość szybciej znaleźliby w sądzie. Czas nagli, bo muszą spłacać kredyty.
- Jeden z nas kilka lat temu wygrał podobną sprawę w sądzie - mówią. - Mamy już także opinie biegłych. Jeszcze w lipcu, za nasze pieniądze elbląski Sąd Okręgowy powołał biegłych, aby zabezpieczono dowody w naszej sprawie. Ekspertyzy są, ale aby sprawa toczyła się dalej, musimy złożyć pozew. Pisemna decyzja sądu powołanego przez starostę miała nam tę drogę otworzyć.
AJ