Połączenie dwóch elbląskich szpitali – z ul. Żeromskiego i Komeńskiego – nadal jest pod znakiem zapytania. Na fuzję musi się zgodzić Rada Miejska, a mający większość PiS ma w tej sprawie wiele wątpliwości. Dziś odbyła się debata, która miała je rozwiać przed czwartkową sesją Rady Miejskiej. Czy spełniła swoją rolę?
- Szpital Miejski nie dysponuje ani kapitałem własnym ani zapasowym – poinformował radnych Artur Zieliński, sekretarz miasta i przewodniczący zespołu ds. optymalizacji funkcjonowania szpitali w Elblągu.
- Natychmiastowych działań wymaga infrastruktura szpitalna, infrastruktura techniczna, brakuje systemów przeciwpożarowych, sieci hydrantów – dodał Mirosław Gorbaczewski, p.o. dyrektora Szpitala Miejskiego i jednocześnie dyrektor Elbląskiego Szpitala Specjalistycznego przy ul. Komeńskiego.
Albo połączenie, albo windykacja?
Ratunkiem dla Szpitala Miejskiego ma być wchłonięcie go przez Elbląski Szpital Specjalistyczny, który jest w lepszej sytuacji finansowej. Uchwała „scalająca” oba szpitale miała być głosowana na nadzwyczajnej sesji 7 czerwca. Miała być, ale nie była, bo klub Prawa i Sprawiedliwości domagał się poznania szczegółów operacji i wyjaśnienia wątpliwości. - Od początku wykluczyłem likwidację szpitala miejskiego, jego prywatyzację i komercjalizację – tłumaczył Witold Wróblewski, prezydent Elbląga.
Jak przekonywał prezydent, dla planu ratowania szpitala nie ma innej alternatywy. Albo w grę wejdzie połączenie na zasadach opracowanych przez prezydencki zespół ds. optymalizacji funkcjonowania szpitali, albo do Szpitala Miejskiego wejdą firmy windykacyjne.
- Zaproponowałem Radzie Miejskiej, aby zobowiązania wymagalne wraz z kredytami w wysokości 14 mln przejęło miasto. Zobowiązania niewymagalne przejąłby połączony szpital – Witold Wróblewski przypomniał najważniejsze zasady swojego projektu.
Radnych przekonywała też Jolanta Sobierańska-Grenda, dyrektor departamentu zdrowia w Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim, która na debacie wystąpiła w roli eksperta. - Proces ratunkowy szpitala przebiega zdecydowanie za wolno – mówiła podczas debaty o Szpitalu Miejskim. - Widać, że mimo pomocy finansowej udzielonej na przestrzeni ostatnich lat szpital nie potrafił się zrestrukturyzować na tyle, żeby świadczyć bezpiecznie usługi zdrowotne. Liczenie na to, że dostaniecie państwo jakieś pieniądze na oddłużenie z programów rządowych jest bezzasadne – stwierdziła.
Niestety radni i goście debaty nie mieli szansy zadać ekspertce żadnego pytania, bo chwilę po swoim przemówieniu Jolanta Sobierańska-Grenda... opuściła salę. W związku z tym cały trud rozwiewania wątpliwości musiał wziąć na siebie dyrektor obu miejskich szpitali Mirosław Gorbaczewski.
Lekarze zarzucają brak rzetelności
Wątpliwości jest wiele, także wśród grupy lekarzy ze Szpitala Miejskiego. W piśmie skierowanym do Marka Pruszaka, przewodniczącego Rady Miejskiej, zarzucili oni prezydenckiemu zespołowi ds. szpital niereprezentatywność, brak rzetelnych analiz finansowych połączenia, brak odniesienia się zespołu do zastrzeżeń koordynatora oddziału położniczo-ginekologicznego, forsowanie koncepcji „prezydenckiej” oraz przenoszenie siedzib oddziałów szpitalnych pomiędzy budynkami nowego szpitala oraz likwidację ginekologii. - Oddział nie zostanie zlikwidowany - uspokajał dyrektor Mirosław Gorbaczewski. - Jednak większość naszych oddziałów wymaga inwestycji i remontów – dodał i zachwalał merytoryczne zalety obu placówek, co jego zdaniem ma zapewnić korzystne kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia.
- Obawiam się, że w zrestrukturyzowany szpital będzie generował kolejne zobowiązania wymagalne, ponieważ zostawiamy w nim te zobowiązania – zwróciła z kolei uwagę Halina Sałata, radna PiS.
- Zobowiązania niewymagalne przechodzą z miesiąca na miesiąc. To np. pensje, składki na ubezpieczenia zdrowotne, zobowiązania z tytułu mediów – wyjaśniała Małgorzata Kościn, główna księgowa Szpitala Miejskiego.
Koszty, pielęgniarki i brak audytu
Dużo uwagi radni poświęcili podczas debaty kosztom modernizacji oddziałów połączonego szpitala. - Bez remontów nie jesteśmy w stanie wykonywać zabiegów operacyjnych – powiedział dyrektor obu miejskich szpitali.
Pojawiła się też kwestia pielęgniarek. Przypomnijmy: połączenie ma się odbyć bezboleśnie dla pracowników. Pracę stracą tylko, ci którym kończy się umowa czasowa lub którzy przejdą na emeryturę. - Jest mało pielęgniarek, nie jest zapewnione bezpieczeństwo pacjenta. Czy pielęgniarki planują się zwolnić i szukać pracy poza granicami kraju – dopytywali radni.
Dyrektor Gorbaczewski uspokajał, że sytuacja jest „pod kontrolą”. Pielęgniarki są przyjmowane do pracy (do obu miejskich szpitali ostatnio przyjęto sześć pielęgniarek), a warunki proponowane przez elbląski szpital są lepsze niż warunki oferowane przez konkurencję.
Robert Grabowski ze stowarzyszenia „Elblążanie Razem” zwrócił uwagę na brak audytu przy łączeniu szpitali. - Przeprowadzenie audytu nie jest obowiązkowe przy łączeniu szpitala. Nie chcieliśmy wydawać pieniędzy na rzeczy nieobowiązkowe – wyjaśniał Artur Zieliński.
Robert Grabowski zapytał też o to, kto ponosi osobistą odpowiedzialność za sytuację finansową szpitala, ale żadne nazwiska nie padły.
Z kolei radny Ryszard Klim miał wątpliwości na temat dalszego finansowania połączonego szpitala i szans na uzyskanie korzystnych kontraktów z Narodowego Funduszu Zdrowia. - My będziemy do 2020 roku w permanentnej rewolucji. W tym czasie najwięcej środków dostaną największe szpitale podległe Ministerstwu Zdrowia i szpitale kliniczne. Następne w kolejce ustawią się szpitale wojewódzkie – obawiał się Ryszard Klim.
Dyrektor Mirosław Gorbaczewski przekonywał, że w wyniku modernizacji i dzięki wykwalifikowanej kadrze szpital dostanie takie kontrakty na leczenie, że nie wpadnie w ponowną pułapkę zadłużeniową.
Debata przebiegała bez krzyków i emocji. Czy prezydent przekonał radnych do głosowania za połączeniem, przekonamy się na czwartkowej sesji Rady Miejskiej, kiedy odbędzie się głosowanie w tej sprawie. Ciekawe, ile osób pójdzie w ślady radnego Wojciecha Rudnickiego, który podczas debaty stwierdził: - Podniosę rękę za uchwałą, bo nie odważę się decydować jako radny, gdzie jaki oddział ma być. Od tego są osoby, które skończyły studia w tym kierunku i są merytorycznie do tego przygotowane. I one powinny o tym decydować.