Wczoraj, po licznych protestach mieszkańców całego regionu, powróciła część zlikwidowanych w grudniu ubiegłego roku połączeń kolejowych. Problem cięć w rozkładach PKP pozostaje jednak aktualny.
Chociaż najnowszy rozkład jazdy PKP obowiązuje od prawie dwóch miesięcy, to wielu podróżnych wciąż nie może przejść do porządku dziennego nad kolejnymi w ostatnich latach poważnymi cięciami połączeń.
- Jest znacznie mniej pociągów i kursują w dziwnych godzinach - usłyszeliśmy na elbląskim dworcu. - Mieszkam w Ząbrowie i do pociągu do Elbląga wsiadam w Fiszewie. Niestety zatrzymuje się tam coraz mniej pociągów. Pisaliśmy petycje, ale to nic nie daje.
Nowy rozkład zmniejszył liczbę pociągów m.in. na uczęszczanej trasie Elbląg - Gdańsk. Oznacza to kłopoty m.in. z dojazdem do Malborka, którzy jest dużym węzłem kolejowym i miejscem przesiadek, ale problemy z codziennymi dojazdami do szkół i pracy. Jeszcze w grudniu ub. roku w sprawie likwidacji połączeń prezydent Elbląga Henryk Słonina wysłał do marszałka protest. Po licznych protestach także z innych części regionu, PKP postanowiło, że przywróci część zlikwidowanych połączeń, ale problem istnieje - i to nie od dziś.
- Nie ma podstaw, by mówić o marginalizacji Elbląga - zapewnia tymczasem szef departamentu infrastruktury w Urzędzie Marszałkowskim, Andrzej Bober i jakby na pocieszenie dodaje, że w podobnej do elblążan sytuacji są także mieszkańcy okolic Iławy, Działdowa czy Ełku.
Władza nie czyni
- Decyzje o likwidacji połączeń kolejowych to nie zagrywki polityczne, ale kwestia braku pieniędzy i frekwencji w pociągach - przekonuje dyrektor Bober. - Poza tym problem jest bardziej złożony, niż to się wielu osobom wydaje. Chodzi m.in. o to, że część pojazdów kolejowych jeździ na oleju napędowym, który tak jak paliwo jest obciążony podatkiem akcyzowym. Niestety nawet część tego podatku nie wraca na modernizację torów, tylko idzie na finansowanie remontów dróg. Prosimy więc o wyrozumiałość i cierpliwość, tym bardziej, że przewidujemy zakup kolejnych autobusów szynowych.
- Być może w polskim transporcie kolejowym sytuacja jest patowa, ale niszę, jaka powstaje w wyniku likwidacji części połączeń można zapełnić - twierdzi specjalista od spraw transportu, ekonomista i elblążanin prof. Krzysztof Luks.
Zdaniem profesora, reforma na kolei zostanie - prędzej czy później – dokonana.
- Najgłupszy urzędnik i najbardziej zaciekły związkowiec nie jest w stanie zatrzymać procesów gospodarczych - tłumaczy profesor Luks. - W Elblągu i całym regionie jest miejsce dla prywatnych przewoźników, problem tylko w tym, aby umożliwiono im przejściowe lub nawet trwałe wypełnienie luki, jaka wystąpi w transporcie kolejowym. Oznacza to, że władze lokalne i regionalne powinny wyjść naprzeciw i wspierać inicjatywy zmierzające do uruchamiania takich czy innych połączeń komunikacyjnych, ale tego – jak wiadomo – władza nie czyni.
Krzysztof Olejnik, dyrektor do spraw przewozów elbląskiego PKS-u, twierdzi, że jego firma dostrzega lukę, jaką tworzy PKP, ale chyba na razie działań, aby tę lukę zapełnić, nie dostrzegli... pasażerowie.
Nawyki górą?
- Chcieliśmy np. uruchomić połączenie z Elbląga do Tczewa, ponieważ właśnie na tym odcinku PKP zawiesiła sporo kursów, okazało się jednak, że przez tydzień ani jedna osoba nie była tym zainteresowana – wyznaje Krzysztof Olejnik.
Być może informacja i reklama nowej oferty PKS-u były niewystarczające, być może również samym pasażerom często trudno jest zrezygnować ze swoich przyzwyczajeń i zamiast iść do konkurencji zdenerwowani stoją na dworcowym peronie. Inna sprawa, że Elbląg wciąż nie doczekał się konkurencyjnych wobec wielkich przewoźników - PKP i PKS - niewielkich firm transportowych.
- Miastem, od którego Elbląg mógłby się uczyć, jest np. Kraków – podpowiada profesor Luks. – Ogromna ilość busów oferuje dojazd do każdego punktu miasta i regionu. Ze względu na rozproszoną sieć osadniczą województwo warmińsko - mazurskie jest szczególnie podatne na takie połączenia.
- Jest znacznie mniej pociągów i kursują w dziwnych godzinach - usłyszeliśmy na elbląskim dworcu. - Mieszkam w Ząbrowie i do pociągu do Elbląga wsiadam w Fiszewie. Niestety zatrzymuje się tam coraz mniej pociągów. Pisaliśmy petycje, ale to nic nie daje.
Nowy rozkład zmniejszył liczbę pociągów m.in. na uczęszczanej trasie Elbląg - Gdańsk. Oznacza to kłopoty m.in. z dojazdem do Malborka, którzy jest dużym węzłem kolejowym i miejscem przesiadek, ale problemy z codziennymi dojazdami do szkół i pracy. Jeszcze w grudniu ub. roku w sprawie likwidacji połączeń prezydent Elbląga Henryk Słonina wysłał do marszałka protest. Po licznych protestach także z innych części regionu, PKP postanowiło, że przywróci część zlikwidowanych połączeń, ale problem istnieje - i to nie od dziś.
- Nie ma podstaw, by mówić o marginalizacji Elbląga - zapewnia tymczasem szef departamentu infrastruktury w Urzędzie Marszałkowskim, Andrzej Bober i jakby na pocieszenie dodaje, że w podobnej do elblążan sytuacji są także mieszkańcy okolic Iławy, Działdowa czy Ełku.
Władza nie czyni
- Decyzje o likwidacji połączeń kolejowych to nie zagrywki polityczne, ale kwestia braku pieniędzy i frekwencji w pociągach - przekonuje dyrektor Bober. - Poza tym problem jest bardziej złożony, niż to się wielu osobom wydaje. Chodzi m.in. o to, że część pojazdów kolejowych jeździ na oleju napędowym, który tak jak paliwo jest obciążony podatkiem akcyzowym. Niestety nawet część tego podatku nie wraca na modernizację torów, tylko idzie na finansowanie remontów dróg. Prosimy więc o wyrozumiałość i cierpliwość, tym bardziej, że przewidujemy zakup kolejnych autobusów szynowych.
- Być może w polskim transporcie kolejowym sytuacja jest patowa, ale niszę, jaka powstaje w wyniku likwidacji części połączeń można zapełnić - twierdzi specjalista od spraw transportu, ekonomista i elblążanin prof. Krzysztof Luks.
Zdaniem profesora, reforma na kolei zostanie - prędzej czy później – dokonana.
- Najgłupszy urzędnik i najbardziej zaciekły związkowiec nie jest w stanie zatrzymać procesów gospodarczych - tłumaczy profesor Luks. - W Elblągu i całym regionie jest miejsce dla prywatnych przewoźników, problem tylko w tym, aby umożliwiono im przejściowe lub nawet trwałe wypełnienie luki, jaka wystąpi w transporcie kolejowym. Oznacza to, że władze lokalne i regionalne powinny wyjść naprzeciw i wspierać inicjatywy zmierzające do uruchamiania takich czy innych połączeń komunikacyjnych, ale tego – jak wiadomo – władza nie czyni.
Krzysztof Olejnik, dyrektor do spraw przewozów elbląskiego PKS-u, twierdzi, że jego firma dostrzega lukę, jaką tworzy PKP, ale chyba na razie działań, aby tę lukę zapełnić, nie dostrzegli... pasażerowie.
Nawyki górą?
- Chcieliśmy np. uruchomić połączenie z Elbląga do Tczewa, ponieważ właśnie na tym odcinku PKP zawiesiła sporo kursów, okazało się jednak, że przez tydzień ani jedna osoba nie była tym zainteresowana – wyznaje Krzysztof Olejnik.
Być może informacja i reklama nowej oferty PKS-u były niewystarczające, być może również samym pasażerom często trudno jest zrezygnować ze swoich przyzwyczajeń i zamiast iść do konkurencji zdenerwowani stoją na dworcowym peronie. Inna sprawa, że Elbląg wciąż nie doczekał się konkurencyjnych wobec wielkich przewoźników - PKP i PKS - niewielkich firm transportowych.
- Miastem, od którego Elbląg mógłby się uczyć, jest np. Kraków – podpowiada profesor Luks. – Ogromna ilość busów oferuje dojazd do każdego punktu miasta i regionu. Ze względu na rozproszoną sieć osadniczą województwo warmińsko - mazurskie jest szczególnie podatne na takie połączenia.
SZ