- A moim
zdaniem - Zobacz 22
komentarze - Zobacz
fotoreportaż - Zobacz lokalizację
zdarzenia na planie - Wersja
do druku - Podaj
dalej
Dziś (16 kwietnia) w godzinach wieczornych strażacy walczyli z pożarem budynku przy ul. Browarnej. Prawdopodobnie w wyniku podpalenia paliły się dwa pomieszczenia w piwnicy oraz poddasze i dach niezamieszkałej części budynku. Z sąsiedniej klatki ewakuowano trzy osoby, w tym 10-miesięczne dziecko. Na szczęście nikt nie odniósł obrażeń. Zobacz więcej zdjęć.
W czasie dogaszania pożaru strażacy musieli rozebrać dużą część konstrukcji dachu. Na czas akcji gaśniczej ruch pojazdów w rejonie zdarzenia był całkowicie zablokowany przez policjantów. Na kilkadziesiąt minut wstrzymane było kursowanie tramwajów. Szybka akcja strażaków zapobiegła przedostaniu się ognia na dach nad zamieszkałą jeszcze część budynku. Swoje zadanie spełnił też tzw. ogniomur na poddaszu zatrzymując ogień w części pustostanu. - Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę powiedzieć, że było to celowe podpalenie - podsumowuje bryg. Tomasz Malesiński.
Na miejscu zdarzenia rozmawialiśmy z młodą kobietą, która przed pożarem uciekła z mieszkania z 10-miesięcznym synkiem: - Poczułam dym i zobaczyłam ogień. Byłam strasznie zdenerwowana. Bardzo szybko ubrałam synka i wybiegłam z nim przed dom. Na dole zaopiekowali się nami strażacy. Kobieta ze łzami w oczach powiedziała nam, że nie rozumie dlaczego w tym budynku mieszkają jeszcze dwie rodziny. Tam po prostu strach jest żyć. - Nawet "złomiarze" uważają, że to jest pustostan i wszystko rozkradają - mówi kobieta dodając: - Nie mamy wody, prądu na klatce, toalety. Ten dom to prawdziwa ruina. Kilka razy pisałam do zarządcy budynku, firmy ZBK, o sytuacji, jaka ma tu miejsce. Na prośbę o przeniesienie nas do innego mieszkania otrzymałam odpowiedź, że "nie mamy wolnych zasobów mieszkaniowych". Po tym, co się tu dzisiaj zdarzyło nie mam, gdzie z synkiem pójść. Pozostaje nam chyba tylko schronisko... Jedna z urzędniczek w ZBK powiedziała, że mnie podziwia za to, że ja się nie boję tu z synkiem mieszkać. Ale ja nie mam, gdzie pójść. Dzisiaj rano napisałam i zaniosłam pismo z prośbą o interwencję do prezydenta Nowaczyka. Jak mi on nie pomoże to nie wiem co będzie dalej...