UWAGA!

Senator listy pisze...

 Elbląg, Witold Gintowt-Dziewałtowski trzykrotnie był uznany jednym z najlepszych polskich posłów w rankingu "Polityki". W 2004 roku, kiedy należał do SLD, otrzymał za to dyplom ze swoją karykaturą
Witold Gintowt-Dziewałtowski trzykrotnie był uznany jednym z najlepszych polskich posłów w rankingu "Polityki". W 2004 roku, kiedy należał do SLD, otrzymał za to dyplom ze swoją karykaturą (fot. Anna Dembińska)

Taką drogę jak ja przeszło wielu ludzi. Byli w partii, potem odchodzili lub byli usuwani, wielu pełniło różne funkcje. Myślę, że każdego człowieka powinno się rozliczać za to, co robi i jak wyglądają jego relacje z innymi. Chyba moja droga życiowa ludzi specjalnie nie zraziła. Bez problemów zostałem wybrany i na sekretarza partii, i na prezesa spółdzielni, radnego, prezydenta, posła i senatora – mówi 66-letni Witold Gintowt-Dziewałtowski, który po 18 latach zakończył karierę parlamentarzysty.

- Po 18 latach kończy Pan pracę parlamentarzysty. Z jakimi odczuciami?
       - Trochę satysfakcji na pewno mam. Dużo lepiej pamięta się to, co było dobre, złe zdarzenia z pamięci wylatują lub przynajmniej nie wracamy do nich zbyt często. Mogę powiedzieć, że pozostawiam bardzo wielu przyjaciół i znajomych w Sejmie i Senacie. Mam nadzieję, że będę ich widywał od czasu do czasu.
       Mam satysfakcję, że po mnie zostanie całkiem sporo pomysłów, które mają formę obowiązujących aktów prawnych. Niektórzy nawet żegnając się ze mną śmiali się, że pozostanie lex gintowt, chociażby kodeks wyborczy. To daje satysfakcję i pewną przyjemność.
       Na pewno będę dalszym obserwatorem tego, co się dzieje w parlamencie. Będę podpowiadał kolegom parlamentarzystom, także z naszego regionu, które sprawy warto poruszyć. Mam parę projektów, których nie udało mi się przepchnąć z różnych powodów w tej kadencji, więc może będę im to dostarczyć do przemyślenia. A poza tym wracam do Elbląga. Sześć miesięcy w roku nie było mnie w mieście, bo byłem albo w Warszawie, albo wykonywałem inne obowiązki. Będę miał więcej czasu i swobody. Obiecuję sobie, że będę mógł robić to, co chcę i lubię.
      
       - Największy sukces i sprawa, która pozostawiła największy niedosyt?
       - Największy sukces to chyba kodeks wyborczy, bo to było przedsięwzięcie najbardziej pracochłonne. Pierwszy etap prac, które wykonywałem sam, zajął mi trzy lata, potem dwa kolejne lata prac komisji nadzwyczajnej, które byłem wiceprzewodniczącym. Potem byłem sprawozdawcą tego projektu w Sejmie i Senacie, był poprawiony kilkakrotnie, każdorazowo uczestniczyłem przy poprawkach w obu Izbach. Jak mówią eksperci i organizacje pozarządowe, jest to jedna z lepszych regulacji europejskich.
       Co się nie udało? Najwięcej niedosytu pozostawia to, że kiedyś byłem współautorem ustawy o działalności pożytku publicznego. To miała być ustawa, która miała służyć organizacjom pożytku publicznego i społeczeństwu obywatelskiemu, które budujemy z mozołem. Tutaj jest jeszcze wiele do zrobienia i nie wszystko udało się zrealizować tak, jakbyśmy tego oczekiwali.
      
       - Jesteśmy w wirze kampanii wyborczej. Co by Pan powiedział osobom, które startują pierwszy raz lub ubiegają się o mandat na kolejną kadencję?
       - Najpierw im współczuję, bo to jest podłe zajęcie uczestniczyć w kampanii wyborczej jako kandydat. Tym, którzy będą wygrywać życzę, by nauczyli się słuchać, bo to jest duża trudność i by pamiętali, że idąc do Sejmu czy Senatu, mają służyć Rzeczpospolitej. To jest służba, praca, obowiązek realizacji zadań i potrzeb ogólnych, nie tylko partykularnych. Trzeba utrzymywać więź z wyborcami, trzeba reagować na ich potrzeb, pomagać w sytuacjach trudnych, ale jednocześnie trzeba pamiętać, że całość jest najważniejszą rzeczą.
      
       - Czy sądzi Pan, że politycy, którzy dostaną się teraz do parlamentu, będą chcieli korzystać z Pana rad?
       - Optymistą nadmiernym nie jestem, bo tak to u nas jest, że dopóki dana osoba nie zostanie wybrana, to stara się utrzymać kontakt z otoczeniem i reagować na sygnały stamtąd wysyłane. A gdy zostanie wybrana, to czy to jest radny, czy nie-radny, to przestaje się komunikować z tymi, którzy mogliby coś mądrego podpowiedzieć. Ale ja pozostaję otwarty na wszystkie pytania i potrzeby, które będą sygnalizowane z ich strony. Myślę, że mógłbym się czasem przydać, tym bardziej że znam środowisko parlamentarne. W każdym rządzie, który był od 1997 roku, miałem paru przyjaciół, więc mogę w wielu sprawach się przydać, ale nie oczekuję z tego tytułu ani gratyfikacji, ani wyrazów uznania.
      
       - Dlaczego w takim razie Pan odchodzi z polityki?
       - Przyznam się, że w pewnym momencie pomyślałem, że już pora. Małżonka już wiele wcześniej mówiła mi, żebym dał sobie spokój. Nie jest to zajęcie najzdrowsze czy najprzyjemniejsze, czasem powoduje różnego rodzaju kłopoty, także zdrowotne. Jestem posiadaczem choroby wieńcowej, jestem po angioplastyce, koronarografii, mam parę innych przypadłości, którymi los mnie obdarzył, więc wreszcie trzeba zadbać o zdrowie. Już się nawet umówiłem z doktorem na niezbędne zabiegi. Prawdą jest też, że przychodzi moment pewnego zniechęcenia, gdy się ma czegoś dosyć, co wydawałoby się niekoniecznie przez otoczenie jest odbieranie tak, jakby się chciało. Może znajdzie się ktoś, kto będzie to robić lepiej, sprawniej. Może ktoś ma grubszą skórę, może ktoś potrafi to inaczej zrobić. Czas na zmiany...
      
       - Wiele osób do dzisiaj ma Panu za złe, że gdy ważyły się losy reformy administracyjnej, Pan był za tym, by Elbląg był w Warmińsko-mazurskiem, mimo że wszyscy chcieli wówczas do Pomorza...
       - To, że wszyscy, to nieprawda. „Gazeta Wyborcza” przeprowadziła sondaż parę miesięcy przed decyzją Sejmu o nowym podziale administracyjnym państwa, w którym to większość ankietowanych odpowiedziała, że lepiej będzie nam w Warmińsko-mazurskiem niż w Pomorskiem. Po drugie, ja byłem wtedy posłem opozycji i tak prawdę mówiąc nie miałem nic do gadania w tej sprawie. To, czy Elbląg będzie tu czy tam, to była decyzja podjęta arbitralnie przez wówczas sprawujących władzę i wpływu na to nie mieliśmy żadnego.
       Pamiętam taką dyskusję, w której uczestniczył ówczesny minister finansów i wicepremier Leszek Balcerowicz, który był zapoznany z niechęcią przynajmniej niektórych środowisk na temat przyłączenia Elbląga do województwa warmińsko-mazurskiego. On powiedział wyraźnie, że bez Elbląga Warmińsko-Mazurskie nie może istnieć i on na to nie wyraża zgody.
       Zawsze mówiłem, że sytuacja, w której się znaleźliśmy, może być dla nas okazją do szybszego i efektywniejszego rozwoju z paru powodów. Po pierwsze, Elbląg jest drugim co do wielkości miastem w regionie, po drugie jest położony na skraju województwa, dzięki czemu automatycznie tworzy subregion, po trzecie – nikt Elblągowi nie zabronił współpracy z województwem pomorskim. Nie ma formalnej granicy, która uniemożliwiała kontakty społeczne, gospodarcze, można robić, co się chce. Poza tym Elbląg jako drugie miasto w Warmińsko-mazurskiem, które jest dużo biedniejsze od Pomorskiego, ma dużo większe szanse na pieniądze z Unii Europejskiej i cały czas tak było. Jeśli byśmy prześledzili ilość pieniędzy, jakie nasze miasto otrzymało dotychczas i porównali to ze Słupskiem, Tczewem czy Starogardem, to widać wyraźnie widać, że w tym województwie – za którym nie przepadamy i ja też nie uważam go za rewelacyjne – na tym bardziej skorzystaliśmy, co widać na ulicach Elbląga. Gdybyśmy byli w Pomorskiem, bylibyśmy i za Trójmiastem, i za Słupskiem, i za Tczewem i za Starogardem.
      
       - Przeszedł Pan dość skomplikowaną drogę zawodową przez te wszystkie lata. Od członka PZPR, przez pierwszego sekretarza miejskich struktur partii, który był decydentem w tamtych czasach...
       - W latach 80. to była inna partia i te decyzje były podejmowane w różnych innych miejscach. Ja jako sekretarz nie przypominam sobie podejmowania arbitralnych decyzji, natomiast opinie w mieście ja i komitet mieliśmy nie najgorszą. Ci, którzy nas wówczas pamiętali, mogą to potwierdzić. Taką drogę jak ja przeszło wielu ludzi. Byli w partii, potem odchodzili lub byli usuwani, wielu pełniło różne funkcje. Myślę, że każdego człowieka powinno się rozliczać za to, co robi i jak jego relacje z innymi ludźmi wyglądają. Czy jest po prostu dobrym człowiekiem, czy potrafi pomagać, czy chce współpracować, czy uznaje możliwość innych pomysłów na konkretne sprawy, czy jest tolerancyjny. Starałem się być człowiekiem, który z jednej strony ma świadomość miejsca i czasu, w którym się znajdujemy, ale z drugiej strony działa i robi wszystko, by nikogo nie krzywdzić. I wydaje mi się, że w wielu przypadkach to się udało. Zresztą bez problemów zostałem wybrany i na sekretarza, i na prezesa spółdzielni, radnego, prezydenta, posła i senatora. Chyba ta droga życiowa ludzi specjalnie nie zraziła i o to, bym do siebie nie miał pretensji. Zostałem członkiem partii również dlatego, by zmienić coś w Polsce na lepsze i byłem przekonany, że to można zrobić i w jakimś stopniu to się udało.
      
       - Teraz na politycznej emeryturze będzie Pan pisał listy? Widzę na biurku stos listów i kartek z różnych stron świata...
       - Zacząłem korespondować z różnymi ludźmi jeszcze w szkole podstawowej. Kolega mi powiedział, że jest taki kontakt w Belgii, taka gra filatelistyczna, z wysyłaniem listów, kopert, znaczków, taki łańcuszek. Spróbowałem i mi się spodobało, do naszego domu zaczęło przychodzić bardzo dużo listów z zagranicy, aż dzielnicowy milicjant się tym zainteresował i przyszedł na kontrolę, bo myślał, że to mój ojciec koresponduje z Zachodem, a wiadomo, jakie wtedy były czasy. Jak to tak do państw kapitalistycznych pisywać?
       Później zostałem filatelistą, zacząłem zbierać znaczki. Zbiory mam do uporządkowania zresztą. Polubiłem dostawać raz na tydzień przesyłki z kolorowymi znaczkami, korespondencją. Mam takiego fajnego korespondenta w Chile, który jest Czechem, włada pięcioma czy sześcioma językami, był w Polsce nie tak dawno. Po polsku rozumie, ale pisać w naszym języku nie potrafi. On więc pisze do mnie po angielsku, a ja do niego po polsku. Tylko że on zbiera banknoty, a ja znaczki, więc musimy znaleźć jakiś współczynnik wymiany (śmiech). Przyznam, że moja angielszczyzna wymaga czasem, bym sięgnął do słownika, ale douczam się.
      
Rozmawiał Rafał Gruchalski

Najnowsze artykuły w dziale Wiadomości

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Tylko czemu nikt nie rozliczy szkód jakie wyrządził polityk urzędnik.....SĄ DO DZIŚ BEZKARNI!
  • w sojuszu lewych dochodów - już nie jest, a platforma oszustów tonie, pis nie chciał więc na niemałą emeryturkę.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    17
    1
    członek_z_ramienia(2015-10-10)
  • no rzeczywiście to musiało byż przykre - skazać mieszkańców Elbląga na województwo warmińsko-murzyńskie hahaha. I dlatego się tego nie pamięta - zgadzam się z Panem. A wystarczy sięgnąć do gazety czosnkowej z tamtego czasu i wszystko jasne. A tego że Balcerowicz to staaaaary Pana kolega - były członek KC PZPR to też Pan nie pamięta ???? To rzeczywiście coś z Pana pamięcią nie tak, wnuki bawić.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    17
    2
    nrabia_George(2015-10-10)
  • Masakra. Kabaret i Kompromitacja.
  • daj Pan spokój już Pan dosyć nam umilił życie. Starczy
  • Był sekretarzem partii. PZPR. PZPR dokonało zbrodni zdrady Polski wspołpracujac z ZSRR. Czerwony moskiewski pachołek i tyle. Powinien się cieszyć że go nie rozliczyli w 1989.Obrzydliwy! Portel lubi flirtować z komuchami. Nie lubię tego serwisu.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    15
    4
    jan.wnuk(2015-10-10)
  • Juz menty PISowskie sie produkuja przeciez oni sa gorsi od komuchow o ktorych tak pisza z taka nienawiscia. WEDLUG TO ICH PRAWDA JEST PRAWDA JEDYNIE SLUSZNA. FUUJ
  • proszę wziąć starą książkę telefoniczną i opluwać wszystkich w porządku alfabetycznym, moi drodzy parafianie!
  • a teraz prezydent DUDA Da jemu medal.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    2
    0
    skekretarzkomórkipartyjnej(2015-10-10)
  • Tu pasuje tylko jedno napisać - ŻENUJĄCY DUPEK
  • Czy ktoś domyśla się jaki jest cel tej kampanii reklamowej? Bo ja myślę ze człowiek który chce zakończyć godnie swoja polityczna karierę odchodzi w spokoju i ciszy bez medialnych fajerwerków.
  • Proszę Pana. Skoro jest Pan tak uczciwy jak mówi to proszę odpowiedzieć : czy swego czasu wykorzystując swoje stanowisko ( w tym czasie chyba Prezydenta Elbląga) "pomógł "Pan swojej córce dostać się na Wydział Prawa w Sopocie?
Reklama