Mieszkaniec Elbląga Jerzy Zaskiewicz uważa, że Bażantarnia nie powinna być częścią obwodu łowieckiego. - Obawy o bezpieczeństwo spacerowiczów są bezpodstawne - zapewnia łowczy okręgowy Wieńczysław Tylkowski.
Elbląski las komunalny to popularne miejsce wycieczek. Odwiedzają go też miłośnicy pieszych wędrówek z całego kraju, bo wiodą tędy szlaki turystyczne. Jerzy Zaskiewicz, zapalony turysta, autor książek poświęconych historii i przyrodzie regionu, uważa jednak, że w lesie nie jest bezpiecznie, bo myśliwi odbywają tam łowy.
- Jesteśmy teraz na „zielonym” szlaku, w okolicy Stagniewa. Niestety, niedawno mieliśmy tu przykre zdarzenie - opowiada mężczyzna. - Pewien pan, będąc na grzybach, o godz. 5 rano usłyszał w pobliżu trzy strzały z broni myśliwskiej. Oczywiście natychmiast stąd uciekł. Z kolei ja sam, tu, niedaleko, miałem wątpliwą przyjemność odnalezienia ambony myśliwskiej. Jej pole ostrzału obejmuje oznakowany szlak. W zwykły dzień przemieszcza się tędy kilkadziesiąt osób, a weekendy jeszcze więcej.
Szczególne zasady
Myśliwi twierdzą, że zarzuty Jerzego Zaskiewicza i stworzonej przez niego fundacji „Pogezania” są bezpodstawne. Jak tłumaczy Wieńczysław Tylkowski, szef elbląskiego okręgu Polskiego Związku Łowieckiego, w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat Bażantarnia kilka razy była częścią obwodu łowieckiego i dotąd było w niej bezpiecznie. Ewentualnym zagrożeniem dla spacerujących mogłyby być polowania zbiorowe, ale tych w Bażantarni nie ma, zaś polowania indywidualne odbywają się sporadycznie i jedynie na mało uczęszczanych obrzeżach lasu.
- Obowiązują wtedy szczególne zasady bezpieczeństwa - mówi łowczy. - Myśliwy musi dokładnie zwierzynę rozpoznać, zdając sobie sprawę z tego, że ktoś może w to miejsce zabłądzić i dopiero wtedy oddaje strzał.
Wieńczysław Tylkowski uważa, że na razie na zabiegach Jerzego Zaskiewicza i „Pogezanii” skorzystali... kłusownicy.
- Zarzuty pod naszym adresem zniechęcają myśliwych do odwiedzania Bażantarni, więc bezkarni stają się kłusownicy - tłumaczy. - Mieliśmy np. zgłoszenie o sarnie postrzelonej z kbks-u. Przecież my tego rodzaju broni nie używamy. Takie rzeczy dzieją się jednak w miejskim lesie i to coraz częściej.
Bez lęku
Umowę o włączeniu Bażantarni do obwodu łowieckiego podpisało z Polskim Związkiem Łowieckim miasto. Wygaśnie ona w 2007 roku. Radny Marek Pruszak uważa, że zmiana dotychczasowych ustaleń jest możliwa, ale nie jest przekonany, czy konieczna.
- Trzeba uwzględnić rolę myślistwa nie jako rozrywki, ale regulatora populacji zwierząt, które przecież powodują pewne szkody - wyjaśnia radny. - Koszty odszkodowań, np. dla rolników, spadają na miasto. Trzeba zatem rozważyć, czy nie lepiej byłoby wprowadzić bardzo ograniczony odstrzał w ściśle określonych miejscach, szczegółowo informując o tym społeczeństwo? Uważam, że to by było dobre rozwiązanie.
Radny Pruszak byłby jednak przeciwny wprowadzeniu dodatkowych wymagań wobec odwiedzających Bażantarnię. - Nie można zgodzić się na to, by np. harcerze czy grupy turystyczne miały obowiązek zgłaszania, gdzie będą przebywać i uzgadniania tego z kimkolwiek - zastrzega.
Dmuchać na zimne
Jerzy Zaskiewicz zapowiada, że nie spocznie, póki Bażantarnia nie przestanie być obwodem łowieckim. - Zasięg broni myśliwskiej jest bardzo duży. Strzelający pod Stagniewem może zabić kogoś, kto stoi pod... Restauracją Myśliwską. Nie twierdzę oczywiście, że myśliwi strzelają do ludzi, ale nieszczęśliwe przypadki już się w Polsce zdarzały - przypomina.
Sami myśliwi odpowiadają tymczasem, że ich obecność jest w lesie niezbędna.
- Straszą nas ostrą zimą, a przecież członkowie Pogezanii prawdopodobnie nie będą dokarmiać dzikiej zwierzyny, a my to zawsze robimy - mówi Wieńczysław Tylkowski. - Jeśli my wyjdziemy z tego lasu, nikt nie będzie też prowadzić obserwacji chorób zwierząt. Przecież na obrzeżach miast często występuje np. wścieklizna - chore lisy stwarzają zagrożenie także dla pana Zaskiewicza - podkreśla łowczy.
- Jesteśmy teraz na „zielonym” szlaku, w okolicy Stagniewa. Niestety, niedawno mieliśmy tu przykre zdarzenie - opowiada mężczyzna. - Pewien pan, będąc na grzybach, o godz. 5 rano usłyszał w pobliżu trzy strzały z broni myśliwskiej. Oczywiście natychmiast stąd uciekł. Z kolei ja sam, tu, niedaleko, miałem wątpliwą przyjemność odnalezienia ambony myśliwskiej. Jej pole ostrzału obejmuje oznakowany szlak. W zwykły dzień przemieszcza się tędy kilkadziesiąt osób, a weekendy jeszcze więcej.
Szczególne zasady
Myśliwi twierdzą, że zarzuty Jerzego Zaskiewicza i stworzonej przez niego fundacji „Pogezania” są bezpodstawne. Jak tłumaczy Wieńczysław Tylkowski, szef elbląskiego okręgu Polskiego Związku Łowieckiego, w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat Bażantarnia kilka razy była częścią obwodu łowieckiego i dotąd było w niej bezpiecznie. Ewentualnym zagrożeniem dla spacerujących mogłyby być polowania zbiorowe, ale tych w Bażantarni nie ma, zaś polowania indywidualne odbywają się sporadycznie i jedynie na mało uczęszczanych obrzeżach lasu.
- Obowiązują wtedy szczególne zasady bezpieczeństwa - mówi łowczy. - Myśliwy musi dokładnie zwierzynę rozpoznać, zdając sobie sprawę z tego, że ktoś może w to miejsce zabłądzić i dopiero wtedy oddaje strzał.
Wieńczysław Tylkowski uważa, że na razie na zabiegach Jerzego Zaskiewicza i „Pogezanii” skorzystali... kłusownicy.
- Zarzuty pod naszym adresem zniechęcają myśliwych do odwiedzania Bażantarni, więc bezkarni stają się kłusownicy - tłumaczy. - Mieliśmy np. zgłoszenie o sarnie postrzelonej z kbks-u. Przecież my tego rodzaju broni nie używamy. Takie rzeczy dzieją się jednak w miejskim lesie i to coraz częściej.
Bez lęku
Umowę o włączeniu Bażantarni do obwodu łowieckiego podpisało z Polskim Związkiem Łowieckim miasto. Wygaśnie ona w 2007 roku. Radny Marek Pruszak uważa, że zmiana dotychczasowych ustaleń jest możliwa, ale nie jest przekonany, czy konieczna.
- Trzeba uwzględnić rolę myślistwa nie jako rozrywki, ale regulatora populacji zwierząt, które przecież powodują pewne szkody - wyjaśnia radny. - Koszty odszkodowań, np. dla rolników, spadają na miasto. Trzeba zatem rozważyć, czy nie lepiej byłoby wprowadzić bardzo ograniczony odstrzał w ściśle określonych miejscach, szczegółowo informując o tym społeczeństwo? Uważam, że to by było dobre rozwiązanie.
Radny Pruszak byłby jednak przeciwny wprowadzeniu dodatkowych wymagań wobec odwiedzających Bażantarnię. - Nie można zgodzić się na to, by np. harcerze czy grupy turystyczne miały obowiązek zgłaszania, gdzie będą przebywać i uzgadniania tego z kimkolwiek - zastrzega.
Dmuchać na zimne
Jerzy Zaskiewicz zapowiada, że nie spocznie, póki Bażantarnia nie przestanie być obwodem łowieckim. - Zasięg broni myśliwskiej jest bardzo duży. Strzelający pod Stagniewem może zabić kogoś, kto stoi pod... Restauracją Myśliwską. Nie twierdzę oczywiście, że myśliwi strzelają do ludzi, ale nieszczęśliwe przypadki już się w Polsce zdarzały - przypomina.
Sami myśliwi odpowiadają tymczasem, że ich obecność jest w lesie niezbędna.
- Straszą nas ostrą zimą, a przecież członkowie Pogezanii prawdopodobnie nie będą dokarmiać dzikiej zwierzyny, a my to zawsze robimy - mówi Wieńczysław Tylkowski. - Jeśli my wyjdziemy z tego lasu, nikt nie będzie też prowadzić obserwacji chorób zwierząt. Przecież na obrzeżach miast często występuje np. wścieklizna - chore lisy stwarzają zagrożenie także dla pana Zaskiewicza - podkreśla łowczy.
Joanna Torsh