- Rzeczpospolita była przez wieki krajem otwartym i niewykluczającym. To na naszej ziemi, po raz pierwszy w Europie, zaczęto używać określenia tolerancja. Owszem, początkowo oznaczało ono „znoszę cię, jest ok, nie zabiję cię”. Później jednak wniosło emocje: „nie lubię cię, nie wierzę w to, co ty, ale dam się pokroić, byś mógł być taki, jaki jesteś”. Takie dziedzictwo mamy i powinniśmy je chronić – mówiła minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Małgorzata Omilanowska.
Dziś (12 września) w Elblągu zainaugurowano ogólnopolskie obchody Europejskich Dni Dziedzictwa pod hasłem „Dziedzictwo utracone”.
- Widzę, że pomyślano o wszelkich sztukach – komentowała prof. Małgorzata Omilanowska, która spotkała się z dziennikarzami na statku „Monika”. - Jak wsiadłam na statek to pomyślałam, że dziedzictwo polskich wielkich i ważnych filmów ma dziś swój dobry dzień. W tych pięknych okolicznościach przyrody udajemy się w rejs i wspomnienia o inżynierze Mamoniu towarzyszą chyba nie tylko mnie (śmiech).
Dalej było nadal filmowo. Reżyserka Małgorzata Szumowska przyznała niedawno w rozmowie z panią minister, że nudzi ją temat dziedzictwa. - No to masz problem, bo wszystkie filmy, które nakręciłaś są już dziedzictwem - relacjonowała prof. Omilanowska. - Też cię nudzą? Dziedzictwem jest wszystko to, co zdarzyło się wczoraj, a wszystko to, co zdarza się dzisiaj będzie dziedzictwem jutro.
Dziedzictwo to zabytki, o które powinniśmy się troszczyć.
- Bardzo mocno przywiązujemy się do tego, że coś zostało uznane za zabytek, a pod tym pojęciem rozumiemy wpis do rejestru urzędowego – mówiła prof. Omilanowska. - Jakby akt urzędowy zmieniał sytuację tego dzieła, a to nie jest tak. - Proces wpisywania do rejestru jest znakiem obejmowania zabytku opieką państwa. Obejmujemy opieka te zabytki, które są zagrożone. To nie jest procedura o charakterze honorowym. Trzeba mieć świadomość, że w Polsce są ogromne obszary nie wpisanych do rejestru zabytków, zwłaszcza domów mieszkalnych, bo nie ma zagrożenia wokół nich, ale one zabytkami jak najbardziej są – przekonywała minister. - Pierwsza rzecz, jaką chciałabym byśmy osiągnęli m.in. za pomocą tej kampanii jest uświadomienie sobie, że my jesteśmy wśród zabytków, one są na wyciągnięcie ręki.
Dziedzictwo to także niematerialny spadek po przodkach: - Musimy uświadomić sobie, że dziedzictwo nie jest tylko dotykalne, a więc zabytki architektury, układy urbanistyczne czy zabytki ruchome, czyli ołtarze, kielichy w kościołach. Dziedzictwem jest wszystko to, co jest wytworem kultury i powstało w przeszłości. Jest spadkiem po przeszłości, który warto chronić, choć brakuje odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Mamy łatwość widzenia wagi i znaczenia wielkich rzeczy – kontynuowała. - Wawel jest bezdyskusyjny, ale zaczynają się kłopoty, gdy mówimy o budynkach pofabrycznych, zasobach starej fotografii, starym filmie, kulturze życia dnia codziennego, np. dekle od kanalizacji sprzed 100 lat. Ale one są dowodem na aktywność kulturową naszych przodków, a często i nie naszych, bo część dzieł, które przyszło nam chronić to dziedzictwo niechciane, obce, przyswojone.
Takie dziedzictwo przypadło w udziale powojennym mieszkańcom m.in. Gdańska, Wrocławia, Szczecina, ale i Elbląga. - Zostało w końcu „umojone”, ale jeszcze w latach 70., 80. tamte społeczności miały z tym spory kłopot - przypomniała pani minister. - Odkryliśmy w końcu, że jeśli mieszka się w jakimś miejscu to wartością dodaną jest wielokulturowość i wielowątkowość, której jesteśmy spadkobiercami. I to jest we wszystkim, co ludzka myśl twórcza wyprodukowała. Zawiera się w tym też tradycjach. To jest rzecz, z którą teraz musimy się zmierzyć, bo dotychczas brakowało dyskusji nt. Czym jest dziedzictwo niematerialne? A to są dawne zwyczaje, rzemiosła, gwary językowe.
Minister kultury i dziedzictwa narodowego zapewniała, że chronienie dziedzictwa to wybór przyszłości. - Budowanie nowoczesnego społeczeństwa musi się opierać na świadomości i tożsamości, a dziedzictwo stanowi o istocie ukotwiczenia tożsamości, stanowi o więziach społecznych, które decydują, że jesteśmy społecznością w obrębie jakiejś wsi, kamienicy czy osiedla. Identyfikujemy się ze sobą, a to baza wyjściowa, która pozwala kształtować postawy społeczne. I buduje więzi międzyludzkie. Nie używam słowa „naród” - zwróciła uwagę prof. Małgorzata Omilanowska. - Starannie je omijam, bo jestem świadoma, jako historyk, że to pojęcie jest wykluczające. Jest ogromną wartością społeczną, ale niesie zagrożenie, bo definiuje nas na my i inni. Na swoich i na obcych, a Polska była i jest krajem, chociaż w innej proporcji, wielokulturowym, a dziedzictwo, które mamy do zaopiekowania jest tego namacalnym dowodem. Dziś w polskim społeczeństwie żyje garsteczka Żydów, a do II wojny światowej byliśmy krajem, w którym żyła ogromna liczba obywateli RP definiujących się jako społeczność żydowska - wskazywała. - Tego dziś w życiu codziennym nie widzimy, ale jeśli spojrzymy na dorobek to znajdziemy setki synagog i miejsc po synagogach. Wojna przeorała Polskę, zmieniły się granice, ale przeorała ją i w sensie społecznym. Utraciliśmy wiele mniejszości, nie tylko żydowską, ale i białoruską, litewską, ukraińską - wymieniała prof. Omilanowska. - Ale to, co wydarzyło się przez tysiąc lat na ziemi Rzeczpospolitej jest naszym bagażem i naszym wielkim skarbem, który może nas uczyć, jak żyć w przyszłości. Wyciąganie lekcji z przeszłości chroni przed błędami w przyszłości.
Dziennikarze pytali o aspekt lokalny: jak uratować kolej nadzalewową? Prof. Małgorzata Omilanowska radziła spojrzeć na rozwiązanie hiszpańskie. Tam, w miejsce nierentownej linii kolejowej zorganizowano szlak rowerowy z pensjonatami i schroniskami w miejscu dworców. - Taka jest kolej rzeczy. Czasem zabytki mają rację bytu tylko, jeśli znajdzie się im inne zastosowanie. Nie ma sensu utrzymywać kolei dla kilku pasażerów i to niedzielnych - zakończyła.
- Widzę, że pomyślano o wszelkich sztukach – komentowała prof. Małgorzata Omilanowska, która spotkała się z dziennikarzami na statku „Monika”. - Jak wsiadłam na statek to pomyślałam, że dziedzictwo polskich wielkich i ważnych filmów ma dziś swój dobry dzień. W tych pięknych okolicznościach przyrody udajemy się w rejs i wspomnienia o inżynierze Mamoniu towarzyszą chyba nie tylko mnie (śmiech).
Dalej było nadal filmowo. Reżyserka Małgorzata Szumowska przyznała niedawno w rozmowie z panią minister, że nudzi ją temat dziedzictwa. - No to masz problem, bo wszystkie filmy, które nakręciłaś są już dziedzictwem - relacjonowała prof. Omilanowska. - Też cię nudzą? Dziedzictwem jest wszystko to, co zdarzyło się wczoraj, a wszystko to, co zdarza się dzisiaj będzie dziedzictwem jutro.
Dziedzictwo to zabytki, o które powinniśmy się troszczyć.
- Bardzo mocno przywiązujemy się do tego, że coś zostało uznane za zabytek, a pod tym pojęciem rozumiemy wpis do rejestru urzędowego – mówiła prof. Omilanowska. - Jakby akt urzędowy zmieniał sytuację tego dzieła, a to nie jest tak. - Proces wpisywania do rejestru jest znakiem obejmowania zabytku opieką państwa. Obejmujemy opieka te zabytki, które są zagrożone. To nie jest procedura o charakterze honorowym. Trzeba mieć świadomość, że w Polsce są ogromne obszary nie wpisanych do rejestru zabytków, zwłaszcza domów mieszkalnych, bo nie ma zagrożenia wokół nich, ale one zabytkami jak najbardziej są – przekonywała minister. - Pierwsza rzecz, jaką chciałabym byśmy osiągnęli m.in. za pomocą tej kampanii jest uświadomienie sobie, że my jesteśmy wśród zabytków, one są na wyciągnięcie ręki.
Dziedzictwo to także niematerialny spadek po przodkach: - Musimy uświadomić sobie, że dziedzictwo nie jest tylko dotykalne, a więc zabytki architektury, układy urbanistyczne czy zabytki ruchome, czyli ołtarze, kielichy w kościołach. Dziedzictwem jest wszystko to, co jest wytworem kultury i powstało w przeszłości. Jest spadkiem po przeszłości, który warto chronić, choć brakuje odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Mamy łatwość widzenia wagi i znaczenia wielkich rzeczy – kontynuowała. - Wawel jest bezdyskusyjny, ale zaczynają się kłopoty, gdy mówimy o budynkach pofabrycznych, zasobach starej fotografii, starym filmie, kulturze życia dnia codziennego, np. dekle od kanalizacji sprzed 100 lat. Ale one są dowodem na aktywność kulturową naszych przodków, a często i nie naszych, bo część dzieł, które przyszło nam chronić to dziedzictwo niechciane, obce, przyswojone.
Takie dziedzictwo przypadło w udziale powojennym mieszkańcom m.in. Gdańska, Wrocławia, Szczecina, ale i Elbląga. - Zostało w końcu „umojone”, ale jeszcze w latach 70., 80. tamte społeczności miały z tym spory kłopot - przypomniała pani minister. - Odkryliśmy w końcu, że jeśli mieszka się w jakimś miejscu to wartością dodaną jest wielokulturowość i wielowątkowość, której jesteśmy spadkobiercami. I to jest we wszystkim, co ludzka myśl twórcza wyprodukowała. Zawiera się w tym też tradycjach. To jest rzecz, z którą teraz musimy się zmierzyć, bo dotychczas brakowało dyskusji nt. Czym jest dziedzictwo niematerialne? A to są dawne zwyczaje, rzemiosła, gwary językowe.
Minister kultury i dziedzictwa narodowego zapewniała, że chronienie dziedzictwa to wybór przyszłości. - Budowanie nowoczesnego społeczeństwa musi się opierać na świadomości i tożsamości, a dziedzictwo stanowi o istocie ukotwiczenia tożsamości, stanowi o więziach społecznych, które decydują, że jesteśmy społecznością w obrębie jakiejś wsi, kamienicy czy osiedla. Identyfikujemy się ze sobą, a to baza wyjściowa, która pozwala kształtować postawy społeczne. I buduje więzi międzyludzkie. Nie używam słowa „naród” - zwróciła uwagę prof. Małgorzata Omilanowska. - Starannie je omijam, bo jestem świadoma, jako historyk, że to pojęcie jest wykluczające. Jest ogromną wartością społeczną, ale niesie zagrożenie, bo definiuje nas na my i inni. Na swoich i na obcych, a Polska była i jest krajem, chociaż w innej proporcji, wielokulturowym, a dziedzictwo, które mamy do zaopiekowania jest tego namacalnym dowodem. Dziś w polskim społeczeństwie żyje garsteczka Żydów, a do II wojny światowej byliśmy krajem, w którym żyła ogromna liczba obywateli RP definiujących się jako społeczność żydowska - wskazywała. - Tego dziś w życiu codziennym nie widzimy, ale jeśli spojrzymy na dorobek to znajdziemy setki synagog i miejsc po synagogach. Wojna przeorała Polskę, zmieniły się granice, ale przeorała ją i w sensie społecznym. Utraciliśmy wiele mniejszości, nie tylko żydowską, ale i białoruską, litewską, ukraińską - wymieniała prof. Omilanowska. - Ale to, co wydarzyło się przez tysiąc lat na ziemi Rzeczpospolitej jest naszym bagażem i naszym wielkim skarbem, który może nas uczyć, jak żyć w przyszłości. Wyciąganie lekcji z przeszłości chroni przed błędami w przyszłości.
Dziennikarze pytali o aspekt lokalny: jak uratować kolej nadzalewową? Prof. Małgorzata Omilanowska radziła spojrzeć na rozwiązanie hiszpańskie. Tam, w miejsce nierentownej linii kolejowej zorganizowano szlak rowerowy z pensjonatami i schroniskami w miejscu dworców. - Taka jest kolej rzeczy. Czasem zabytki mają rację bytu tylko, jeśli znajdzie się im inne zastosowanie. Nie ma sensu utrzymywać kolei dla kilku pasażerów i to niedzielnych - zakończyła.
A