Są wolni, nie podporządkowują się regułom, nie działają dla ideałów. Anarchiści. Są bractwem, towarzystwem, ekipą. W rejsach wyciągają się z biedy, w miastach - czas na hulankę. Współcześni wikingowie, podobnie, jak ci przed wiekami, wypływają na szerokie wody, by poczuć wiatr we włosach i w brodach, by zasmakować wolności. Wypływają łodziami, a jedna z nich powstaje w Elblągu. Zobacz zdjęcia.
- Oryginał spalił się w czasie wojny, więc bazujemy na dokumentacji, na planach – mówi Zbigniew Gorący. - Gdy tereny te zajął Adolf Hitler, w nawiązaniu do teorii aryjskiej, jego fachowcy przerysowali tę łódź na skandynawską, ale tu jest inny rodzaj łączenia, więc jest to raczej łódź słowiańska, a możliwe, że bałtijska – stwierdza.
Długość łodzi to niespełna 12 metrów, szerokość 2,60 m. Przewidziana jest na 11-osobową załogę.
- 10 wioślarzy plus sternik – uzupełnia Przemysław Kamiński.
Z czego jest wykonana?
- Poszycie sosnowe, ożebrowanie dębowe – wymienia "Bosman", a "Butrym" dodaje: - Dużo używa się dłuta, się struga dlatego, że nie ma tu prostych płaszczyzn. Wszędzie są łuki, rzadko więc można pozwolić sobie na użycie elektronarzędzi. Jest dużo dłubania.
To nie pierwsze doświadczenie szkutnicze "Bosmana" i "Butryma". Wiedzieli, na co się porywają i jaka to praca.
- Zazwyczaj budowa łodzi trwa trzy miesiące – wyjaśnia "Butrym", czyli Zbigniew Gorący. - Pracuje się intensywnie po kilkanaście godzin dziennie. Wzorujemy się na wykopaliskach, bo są znajdowane wraki okrętów wikingów, łodzi słowiańskich – kontynuuje.
Tę, elbląską, budują dla Stowarzyszenia Elbląg Europa, bo jak wskazuje "Butrym", ma ona pływać na festiwalach w Elblągu, ale wikingowie już planują rejs na Wolin, nie wykluczają też dłuższych podróży.
Łódź będzie miała swoja wyjątkową nazwę.
- Chcemy nazwać ją "Kormak" – mówi "Butrym". - Na cześć Krzysztofa Dudzickiego, ważnej dla nas postaci. "Kormak" budował łodzie wikińskie już w latach 70-tych.
Łódź jest przewidziana na 11-osobową załogę. Dlaczego?
- Na rzece lepiej, by było 11 osób przy wiosłach, bo trzeba ją utrzymać. Musi ona płynąć, nie może być niesiona tylko przez nurt, bo się kręci i może wpłynąć na mieliznę – wyjaśnia Zbigniew Gorący. - Gdy płynie się pod wiatr to woda jest twarda jak beton, mniej osób nie da po prostu rady. Było już tak, gdy płynęliśmy po Warcie "Świętosławą"- wspomina. - Prowadził "Kormak", który krzyczał: "Szybciej, gaspada, bo nie słucha steru". A my już mieliśmy dość, siekło nas deszczem, było 6 stopni.
Jak szybko można popłynąć taką łodzią?
- Prędkość zależy od tego czy płynie się z prądem czy pod prąd, czy wiatr wieje z tyłu, bo wtedy pomaga, czy z przodu – wskazuje "Butrym". - Rekord był bez żagla, gdy dopadł nas biały szkwał od rufy. Poniosło dobre 15 km przez pół godziny. Barki wtedy powywalało na brzeg – dodaje. - Ale to są bardzo dzielne łódki – wskazuje na wikińskie repliki. - Odporne na fale, trudne do przewrócenia. To efekt doświadczenia szkutników, którzy doskonalili swoje metody – zapewnia.
Łódź zachwala również "Bosman": - Takie łodzie bardzo fajnie zachowują się na wodzie. Nie trzeba robić zwrotów, by się cofać, bo stewy dziobowe i rufowe są podobnych kształtów. W dawnych czasach wikingowie pływali nimi po morzach, bo to były łodzie bezpieczne.
Współcześni wikingowie to nie pasjonaci na pół etatu. Oni żyją tymi klimatami, ale dlaczego akurat takimi, a nie chcą być na przykład legionem rzymskim?
- Legion rzymski musiał być zdyscyplinowany, my jesteśmy bardziej anarchistyczni – przyznaje ze śmiechem "Butrym". - Nawet rycerze działali dla jakichś ideałów, dla jakiegoś króla, a wikingowie to było bractwo, towarzystwo, komitywa. I tak jest również dziś – zapewnia. - Na rejsach wyciągamy się z biedy, a w miastach hulanka. Taka ekipa. Łączą nas dużo silniejsze więzi międzyludzkie niż w normalnym życiu - podsumowuje.