Powtórny "sąd starościński" wypowie się jutro, czy 9 rolnikom, których pola w lipcu zalała woda z niesprawnych rowów melioracyjnych, należą się odszkodowania. - Opinia powołanego przez starostę biegłego nie ma nic wspólnego z rzeczywistością - twierdzą poszkodowani.
W lipcowej powodzi zalanych zostało prawie 1000 ha żuławskich pól w okolicach Elbląga.
Winę za zalanie i brak szybkiej interwencji, zdaniem rolników, ponosi Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Elblągu, do którego należy konserwacja urządzeń i koszenie rowów melioracyjnych, które podczas gwałtowych opadów nie przyjęły większej ilości deszczu. Od starosty elbląskiego i ZMiUW rolnicy żądają ponad 3 milionów zł odszkodowania.
We wrześniu sąd starosty elbląskiego uznał, że o odszkodowaniach popowodziowych dla rolników powinien decydować sąd cywilny, starosta elbląski Słowomir Jezierski uznał jednak, że chce sam rozpoznać sprawę.
- To gra na zwłokę - mówili wtedy rolnicy.
Pod koniec października Elbląskie Starostwo powiatowe powołało biegłych, którzy wypowiedzieli się na temat przyczyn zalania pól i strat.
Jak mówi szef wydziału ochrony środowiska starostwa, Edward Ponczek biegli uznali, że główną przyczyn zalania były "nadmierne opady deszczu, to i że na ziemiach zaklasyfikowanych jako łąki rolnicy prowadzili regularne uprawy m.in. warzyw. Eksperci przyznali jednak, że trzecią przyczyną podtopienia pól były "zaniedbania w zakresie melioracji".
Zdaniem rolników dwie pierwsze przyczyny są niepoważne.
- To nie opady były nadmierne, tylko urządzenia na nie nieprzygotowane, a na naszej ziemi możemy robić, co chcemy, płacimy podatki i Urząd Melioracji powinien dbać o nasze bezpieczeństwo - mówią.
Poszkodowani rolnicy obawiają się powtórnej próby przeciągnięcia sprawy.
- Chcemy mieć już w ręku decyzję starosty i iść do sądu - mówią rolnicy. - Jeden z nas kilka lat temu miał podobną sprawę i w sądzie ją wygrał.