Ratownicy elbląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego mają pod opieką akweny Warmii i Mazur a także kąpieliska z sąsiedniego województwa pomorskiego w pasie nadmorskim od Sztutowa po Piaski. Naszego bezpieczeństwa w sezonie letnim strzeże 482 ratowników.
Za miesiąc pracy młodszy ratownik otrzymuje ok. 1000 zł, ratownik WOPR 1200-1400 zł. Pracują po osiem godzin dziennie przez cały tydzień. Większość z nich to studenci lub pełnoletni uczniowie ostatnich klas szkół średnich. Ale w gronie woprowców są też dojrzali ludzie, którzy letnią służbę traktują jak misję pomagania innym.
Przepisy mówią, że na 100 metrów morskiego brzegu w miejscu przeznaczonym do kąpieli powinno przypadać trzech licencjonowanych ratowników. Nad jeziorem, np. 25-metrów plaży powinien strzec jeden ratownik.
- To zdecydowanie za mało - mówi prezes elbląskiego WOPR Bożena Ruszkowska. - Szczególnie nad morzem, kiedy przy ładnej pogodzie na plażach są tysiące ludzi. Ratownik pracuje osiem godzin. W tym czasie ma prawo coś zjeść, odpocząć czy z innych powodów na parę minut zejść z posterunku.
Lepiej jest nad jeziorami. Nie ma natomiast ratowników w miejscowościach położonych nad Zalewem Wiślanym. Fakt, że nie można tam się kąpać, powoduje, że samorządy czy właściciele plaż nie zatrudniają ratowników.
- To poważne zaniedbanie czy wręcz lekceważenie obowiązującego prawa - przypomina prezes Ruszkowska. Obowiązkiem samorządów jest organizacja ochrony życia na wodzie.
Wody Zalewu patrolują zatem woprowcy z Elbląga. Dobrze, że w tym roku dostali od władz naszego miasta profesjonalną łódź ratunkową, którą - zgodnie z przepisami - wolno tam pływać.
WOPR patroluje też codziennie rzekę Elbląg. Pomarańczową łódź zobaczyć można na jeziorze Drużno, na nielegalnych kąpieliskach przy mostach a także przy ujściu naszej rzeki. Ale pieniądze na paliwo do tej łodzi woprowcy muszą zdobywać sami.
- Na to w sezonie potrzebujemy około 20 tysięcy złotych - mówi Bożena Ruszkowska. - Jeśli pieniędzy zabraknie, nasza łódź nie popłynie.
Obowiązki ratowników WOPR są rozliczne. Pilnują nie tylko tych, którzy się kąpią. Strzegą bezpieczeństwa żeglarzy, wodniaków, kajakarzy a nawet wędkarzy łapiących ryby z brzegu. Bywa, że ratownicy traktowani są jak natręci, kiedy upominają niefrasobliwych. No, chyba że potrzebna jest ich pomoc. Ale to oczywiście inna sprawa!
Materiał Marty Hajkowicz:
Przepisy mówią, że na 100 metrów morskiego brzegu w miejscu przeznaczonym do kąpieli powinno przypadać trzech licencjonowanych ratowników. Nad jeziorem, np. 25-metrów plaży powinien strzec jeden ratownik.
- To zdecydowanie za mało - mówi prezes elbląskiego WOPR Bożena Ruszkowska. - Szczególnie nad morzem, kiedy przy ładnej pogodzie na plażach są tysiące ludzi. Ratownik pracuje osiem godzin. W tym czasie ma prawo coś zjeść, odpocząć czy z innych powodów na parę minut zejść z posterunku.
Lepiej jest nad jeziorami. Nie ma natomiast ratowników w miejscowościach położonych nad Zalewem Wiślanym. Fakt, że nie można tam się kąpać, powoduje, że samorządy czy właściciele plaż nie zatrudniają ratowników.
- To poważne zaniedbanie czy wręcz lekceważenie obowiązującego prawa - przypomina prezes Ruszkowska. Obowiązkiem samorządów jest organizacja ochrony życia na wodzie.
Wody Zalewu patrolują zatem woprowcy z Elbląga. Dobrze, że w tym roku dostali od władz naszego miasta profesjonalną łódź ratunkową, którą - zgodnie z przepisami - wolno tam pływać.
WOPR patroluje też codziennie rzekę Elbląg. Pomarańczową łódź zobaczyć można na jeziorze Drużno, na nielegalnych kąpieliskach przy mostach a także przy ujściu naszej rzeki. Ale pieniądze na paliwo do tej łodzi woprowcy muszą zdobywać sami.
- Na to w sezonie potrzebujemy około 20 tysięcy złotych - mówi Bożena Ruszkowska. - Jeśli pieniędzy zabraknie, nasza łódź nie popłynie.
Obowiązki ratowników WOPR są rozliczne. Pilnują nie tylko tych, którzy się kąpią. Strzegą bezpieczeństwa żeglarzy, wodniaków, kajakarzy a nawet wędkarzy łapiących ryby z brzegu. Bywa, że ratownicy traktowani są jak natręci, kiedy upominają niefrasobliwych. No, chyba że potrzebna jest ich pomoc. Ale to oczywiście inna sprawa!
Materiał Marty Hajkowicz:
Mira Stankiewicz - Telewizja Elbląska