Pięć minut – tyle właśnie trwały uroczyste obchody 67. rocznicy Sprawy Elbląskiej. To właśnie ten skromny czas i brak flag państwowych najlepiej świadczy o tym, jaka jest rola elbląskiej tragedii w historii Polski. Nie ma się więc czemu dziwić, że większość mieszkańców naszego miasta nadal nie wie, że coś takiego w ogóle miało miejsce. Zobacz zdjęcia z dzisiejszej (17 lipca) uroczystości.
W nocy z 16 na 17 lipca 1949 r. wybuchł pożar w hali produkcyjna nr 20 Zakładów Mechanicznych Zamech w Elblągu.
- Próba wyjaśnienia przyczyn stała się okazją do zapoczątkowania represji, brutalnych przesłuchań – Janusz Nowak, wiceprezydent Elbląga wprowadził zebranych na Skwerze im. Ofiar Sprawy Elbląskiej w realia tamtego okresu.
Urząd Bezpieczeństwa nie chciał wyjaśnić przyczyn pożaru, tylko represjonować Polaków, którzy próbowali włączyć nowe polskie miasto w życie kraju.
- Po dwóch latach tortur przyznałem się do podpalenia hali – mówi Józef Olejniczak, skazany w pokazowym procesie na 11 lat więzienia.
To nie jedyna ofiara Sprawy Elbląskiej. Kilku z aresztowanych zostało skazanych na karę śmierci, której nie wykonano. Inni na długoletnie (ponad dziesięcioletnie) więzienie. Podczas śledztwa w celi został znaleziony martwy Henryk Zając.
- Zabrali mi najlepsze lata życia – mówi Józef Olejniczak.
W 1956 r. na mocy amnestii uwięzieni wyszli na wolność. Józef Olejniczak siedział 6 lat. Nie wszyscy jednak zostali zrehabilitowani. Sprawa Elbląska w okresie PRL była zapomniana.
- To jest tragiczne, że lata 1945 – 56 są dla elblążan nieznane – mówi Grażyna Wosińska, autorka książki o Sprawie Elbląskiej „Pożar i szpiedzy”.
Pojawiło się jednak kilka inicjatyw mających upamiętnić to wydarzenie. Przed dawnym Zamechem stanął symboliczny pomnik. Kawałek trawnika nazwano skwerem im. Ofiar Sprawy Elbląskiej. Powstała sztuka teatralna i książka poświęcona tamtym tragicznym wydarzeniom.
Dziś oficjele i zwykli mieszkańcy złożyli wieńce. Obok pomnika łopotały flagi Elbląga, tak jakby tragedia sprzed prawie 70 lat nie była historią Polski. Na rok można zapomnieć? Może jednak nie.
- Następna książka o Sprawie Elbląskiej jest już napisana. Teraz negocjuję z wydawnictwem – zdradza Grażyna Wosińska.
- Próba wyjaśnienia przyczyn stała się okazją do zapoczątkowania represji, brutalnych przesłuchań – Janusz Nowak, wiceprezydent Elbląga wprowadził zebranych na Skwerze im. Ofiar Sprawy Elbląskiej w realia tamtego okresu.
Urząd Bezpieczeństwa nie chciał wyjaśnić przyczyn pożaru, tylko represjonować Polaków, którzy próbowali włączyć nowe polskie miasto w życie kraju.
- Po dwóch latach tortur przyznałem się do podpalenia hali – mówi Józef Olejniczak, skazany w pokazowym procesie na 11 lat więzienia.
To nie jedyna ofiara Sprawy Elbląskiej. Kilku z aresztowanych zostało skazanych na karę śmierci, której nie wykonano. Inni na długoletnie (ponad dziesięcioletnie) więzienie. Podczas śledztwa w celi został znaleziony martwy Henryk Zając.
- Zabrali mi najlepsze lata życia – mówi Józef Olejniczak.
W 1956 r. na mocy amnestii uwięzieni wyszli na wolność. Józef Olejniczak siedział 6 lat. Nie wszyscy jednak zostali zrehabilitowani. Sprawa Elbląska w okresie PRL była zapomniana.
- To jest tragiczne, że lata 1945 – 56 są dla elblążan nieznane – mówi Grażyna Wosińska, autorka książki o Sprawie Elbląskiej „Pożar i szpiedzy”.
Pojawiło się jednak kilka inicjatyw mających upamiętnić to wydarzenie. Przed dawnym Zamechem stanął symboliczny pomnik. Kawałek trawnika nazwano skwerem im. Ofiar Sprawy Elbląskiej. Powstała sztuka teatralna i książka poświęcona tamtym tragicznym wydarzeniom.
Dziś oficjele i zwykli mieszkańcy złożyli wieńce. Obok pomnika łopotały flagi Elbląga, tak jakby tragedia sprzed prawie 70 lat nie była historią Polski. Na rok można zapomnieć? Może jednak nie.
- Następna książka o Sprawie Elbląskiej jest już napisana. Teraz negocjuję z wydawnictwem – zdradza Grażyna Wosińska.
Sebastian Malicki