Zaledwie godzinę trwał proces mężczyzny oskarżonego o poszczucie psem policjantów. Sędzia ogłosił wyrok na pierwszej rozprawie. 47-letni Jan. N. otrzymał karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata.
19 kwietnia br. przy ul. Słonecznej w Elblągu patrol policji zauważył pijanego mężczyznę. Obok jego nogi szedł pies bez kagańca i smyczy. Policjanci postanowili wylegitymować mężczyznę oraz udzielić mu pouczenia. Podczas sprawdzania prawdziwości podanych przez niego danych osobowych mężczyzna próbował oddalić się z miejsca. Wtedy drogę zastąpił mu jeden z funkcjonariuszy. Doszło do przepychanek, podczas których zatrzymany wydał komendę "Bierz go". Pies rzucił się na policjanta.
- Pies złapał mnie zębami za lewą rękę - zeznał przed sądem Ireneusz S., poszkodowany. - Na szczęście byłem grubo ubrany. Miałem tylko ślady po zębach i otarcia naskórka.
Policjant musiał, w obronie własnej, użyć pałki. Dopiero po groźbie drugiego policjanta, że ten użyje broni, właściciel próbował uspokoić swojego pupila.
- Kolega wyjął pistolet, przeładował i powiedział, że go użyje - wspomina poszkodowany policjant. - Dopiero wtedy oskarżony "rzucił" się na psa. Jednak zwierzę nadal było agresywne.
Oskarżony przyznał się do zarzucanego mu czynu. Stwierdził jednak, że nic, co się wydarzyło wieczorem 19 kwietnia, nie pamięta, gdyż był pijany. Kontrola wykazała, że w wydychanym przez niego powietrzu znajdowały się prawie 3 promile alkoholu. Oskarżony przeprosił policjantów i poprosił o łagodny wymiar kary. Stwierdził, że gdyby był trzeźwy, do niczego takiego by nie doszło.
Sąd podczas wydawania wyroku wziął pod uwagę dotychczasową niekaralność oskarżonego oraz fakt, że jest on jedynym żywicielem czworga nieletnich dzieci. Skazał go na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu do trzech lat oraz oddał pod nadzór kuratora, a także zobowiązał do zaprzestania spożywania alkoholu.
- W ocenie sądu wyrok jest wystarczający, choć łagodny - uzasadniała wyrok przewodnicząca składu sędziowskiego. - Myślę, że spełni on swoje cele.
Przy ogłaszaniu wyroku zabrakło oskarżonego i jego obrońcy. Wyrok nie jest prawomocny.
- Pies złapał mnie zębami za lewą rękę - zeznał przed sądem Ireneusz S., poszkodowany. - Na szczęście byłem grubo ubrany. Miałem tylko ślady po zębach i otarcia naskórka.
Policjant musiał, w obronie własnej, użyć pałki. Dopiero po groźbie drugiego policjanta, że ten użyje broni, właściciel próbował uspokoić swojego pupila.
- Kolega wyjął pistolet, przeładował i powiedział, że go użyje - wspomina poszkodowany policjant. - Dopiero wtedy oskarżony "rzucił" się na psa. Jednak zwierzę nadal było agresywne.
Oskarżony przyznał się do zarzucanego mu czynu. Stwierdził jednak, że nic, co się wydarzyło wieczorem 19 kwietnia, nie pamięta, gdyż był pijany. Kontrola wykazała, że w wydychanym przez niego powietrzu znajdowały się prawie 3 promile alkoholu. Oskarżony przeprosił policjantów i poprosił o łagodny wymiar kary. Stwierdził, że gdyby był trzeźwy, do niczego takiego by nie doszło.
Sąd podczas wydawania wyroku wziął pod uwagę dotychczasową niekaralność oskarżonego oraz fakt, że jest on jedynym żywicielem czworga nieletnich dzieci. Skazał go na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu do trzech lat oraz oddał pod nadzór kuratora, a także zobowiązał do zaprzestania spożywania alkoholu.
- W ocenie sądu wyrok jest wystarczający, choć łagodny - uzasadniała wyrok przewodnicząca składu sędziowskiego. - Myślę, że spełni on swoje cele.
Przy ogłaszaniu wyroku zabrakło oskarżonego i jego obrońcy. Wyrok nie jest prawomocny.
OP