Przed Sądem Rejonowym w Elblągu toczy się proces w sprawie o pobicie czarnoskórego lekarza. Na ławie oskarżonych zasiada dwóch kibiców, którzy mieli dokonać napaści. Dziś (10 marca) w charakterze świadków zeznawali m.in. policjanci, którzy ich zatrzymali.
Do zdarzenia doszło 30 kwietnia ubiegłego roku. Spacerującego w Bażantarni wraz z żoną czarnoskórego lekarza zaczepiła grupka pijanych, młodych ludzi. Pod adresem mężczyzny padły rasistowskie wyzwiska i groźby. Na tym jednak się nie skończyło. Mężczyzna został przewrócony na ziemię, a następnie dotkliwie pobity.
Policja zatrzymała w Bażantarni kilku młodych mężczyzn - dwaj z nich zostali rozpoznani przez świadków jako ci, którzy brali udział w ataku na lekarza. Przed sądem odpowiadają 29-letni Rafał W. z Dąbrowy Górniczej oraz 26-letni Mariusz S. z Warszawy.
W akcie oskarżenia zawarte zostały trzy zarzuty: publicznego znieważenia obywatela Polski, pochodzenia nigeryjskiego (oskarżeni mieli go wyzywać od „Kunta Kinte” i „czarnucha”); mieli mu grozić pozbawieniem życia i uszkodzeniem ciała, a poszkodowany mógł obawiać się, że groźby te zostaną spełnione; wreszcie - działając wspólnie i w porozumieniu z nieznaną osobą - mieli brać udział w pobiciu czarnoskórego lekarza. Mieli go kopać i bić pięściami po całym ciele i głowie. Poszkodowany trafił do szpitala ze wstrząśnieniem mózgu i ogólnymi obrażeniami ciała.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. Twierdzą, że przyjechali do Elbląga na mecz Olimpii, po którym wspólnie z innymi kibicami spędzali czas przy ognisku w Bażantarni. Tam zostali zatrzymani przez policję, ale uważają, że niesłusznie.
Dziś (10 marca) w charakterze świadków zeznawali kibice oraz policjanci, którzy dokonali bądź byli obecni przy zatrzymaniu w Bażantarni. Tak tamten kwietniowy wieczór wspomina jeden z nich:
- Pełniłem wówczas służbę w mieście. Jeździliśmy z kolegą nieoznakowanym samochodem. Wiedzieliśmy, że tego dnia w Elblągu odbywa się spotkanie piłkarskie zespołu miejscowego i przyjezdnego. Nie zabezpieczaliśmy jednak meczu. Na pewno po godz. 18, może później, uzyskaliśmy informację od oficera dyżurnego, że w Bażantarni grupa nietrzeźwych mężczyzn, najprawdopodobniej kibiców, dokonała pobicia czarnoskórego lekarza.
Byliśmy wtedy na Al. Grunwaldzkiej, więc do Bażantarni dojechaliśmy po ok. 5-8 minutach. W tym czasie oznakowany patrol dojechał na miejsce zdarzenia, do poszkodowanego, i ustalał sprawców i kierunek ich ucieczki. Podał nam rysopisy, wygląd, ubiór. Szczegółowo tych informacji już nie pamiętam. Większość radiowozów jechała na miejsce zdarzenia od strony ul. Królewieckiej, my od strony ul. Chrobrego. Poruszaliśmy się pojazdem nieoznakowanym, więc na zwracaliśmy na siebie uwagi. Wjeżdżając do Bażantarni, zauważyliśmy na drodze grupę mężczyzn idących w stronę miasta. Byli nietrzeźwi, zachowywali się głośno i wulgarnie. W tej grupie zauważyliśmy osoby, które pasowały do podanych rysopisów sprawców napaści na czarnoskórego mężczyznę. Poprosiliśmy o wsparcie. Na wysokości domu działkowca na ul. Chrobrego dojechaliśmy do tej grupy razem z innymi patrolami. Tu doszło do zatrzymania mężczyzn. Ja osobiście ich nie zatrzymywałem. W busie siedział poszkodowany, który wskazał policjantom napastników, bo rozpoznał dwóch z nich. Część tej grupy zdążyła uciec, a ci, którzy zostali zatrzymani, trafili na komendę. My zabraliśmy poszkodowanego do szpitala. Ten mężczyzna był w szoku, po prostu nie mógł uwierzyć, że coś takiego mogło go spotkać. Mówił, że wyprowadzi się z Polski, choć mieszka tu już kilkadziesiąt lat. Nigdy jednak nic takiego go nie spotkało. Mówił o spacerze z żoną i o grupie mężczyzn, którzy go wyzywali. Używali słów wulgarnych, obraźliwych. Już wtedy poczuł się niepewnie, wyczuł zagrożenie, więc postanowili wraz z żoną wrócić do domu. Po chwili - jak opowiadał - ci mężczyźni podbiegli i zaczęli go bić. Mówił, że był przewrócony na ziemię i kopany. Nawet nie widział, w którą stronę oddalili się sprawcy.
Dzisiejsze zeznanie policjanta różniło się od tego, które złożył 1 maja 2008 r. w komendzie policji. - Ze względu na upływ czasu, teraz pamiętam mniej - mówił w sądzie.
Wcześniej podawał więcej szczegółów, m.in. jak ubrani byli napastnicy i mówił, że poszkodowany mężczyzna przyznał w radiowozie, że z całą pewnością rozpoznaje jednego ze sprawców. - Lepiej pamiętałem zdarzenia z tamtego dnia podczas pierwszego przesłuchania - przyznał.
Dziś zeznawali także inni policjanci oraz kibice, którzy byli wtedy w Bażantarni.
Policja zatrzymała w Bażantarni kilku młodych mężczyzn - dwaj z nich zostali rozpoznani przez świadków jako ci, którzy brali udział w ataku na lekarza. Przed sądem odpowiadają 29-letni Rafał W. z Dąbrowy Górniczej oraz 26-letni Mariusz S. z Warszawy.
W akcie oskarżenia zawarte zostały trzy zarzuty: publicznego znieważenia obywatela Polski, pochodzenia nigeryjskiego (oskarżeni mieli go wyzywać od „Kunta Kinte” i „czarnucha”); mieli mu grozić pozbawieniem życia i uszkodzeniem ciała, a poszkodowany mógł obawiać się, że groźby te zostaną spełnione; wreszcie - działając wspólnie i w porozumieniu z nieznaną osobą - mieli brać udział w pobiciu czarnoskórego lekarza. Mieli go kopać i bić pięściami po całym ciele i głowie. Poszkodowany trafił do szpitala ze wstrząśnieniem mózgu i ogólnymi obrażeniami ciała.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. Twierdzą, że przyjechali do Elbląga na mecz Olimpii, po którym wspólnie z innymi kibicami spędzali czas przy ognisku w Bażantarni. Tam zostali zatrzymani przez policję, ale uważają, że niesłusznie.
Dziś (10 marca) w charakterze świadków zeznawali kibice oraz policjanci, którzy dokonali bądź byli obecni przy zatrzymaniu w Bażantarni. Tak tamten kwietniowy wieczór wspomina jeden z nich:
- Pełniłem wówczas służbę w mieście. Jeździliśmy z kolegą nieoznakowanym samochodem. Wiedzieliśmy, że tego dnia w Elblągu odbywa się spotkanie piłkarskie zespołu miejscowego i przyjezdnego. Nie zabezpieczaliśmy jednak meczu. Na pewno po godz. 18, może później, uzyskaliśmy informację od oficera dyżurnego, że w Bażantarni grupa nietrzeźwych mężczyzn, najprawdopodobniej kibiców, dokonała pobicia czarnoskórego lekarza.
Byliśmy wtedy na Al. Grunwaldzkiej, więc do Bażantarni dojechaliśmy po ok. 5-8 minutach. W tym czasie oznakowany patrol dojechał na miejsce zdarzenia, do poszkodowanego, i ustalał sprawców i kierunek ich ucieczki. Podał nam rysopisy, wygląd, ubiór. Szczegółowo tych informacji już nie pamiętam. Większość radiowozów jechała na miejsce zdarzenia od strony ul. Królewieckiej, my od strony ul. Chrobrego. Poruszaliśmy się pojazdem nieoznakowanym, więc na zwracaliśmy na siebie uwagi. Wjeżdżając do Bażantarni, zauważyliśmy na drodze grupę mężczyzn idących w stronę miasta. Byli nietrzeźwi, zachowywali się głośno i wulgarnie. W tej grupie zauważyliśmy osoby, które pasowały do podanych rysopisów sprawców napaści na czarnoskórego mężczyznę. Poprosiliśmy o wsparcie. Na wysokości domu działkowca na ul. Chrobrego dojechaliśmy do tej grupy razem z innymi patrolami. Tu doszło do zatrzymania mężczyzn. Ja osobiście ich nie zatrzymywałem. W busie siedział poszkodowany, który wskazał policjantom napastników, bo rozpoznał dwóch z nich. Część tej grupy zdążyła uciec, a ci, którzy zostali zatrzymani, trafili na komendę. My zabraliśmy poszkodowanego do szpitala. Ten mężczyzna był w szoku, po prostu nie mógł uwierzyć, że coś takiego mogło go spotkać. Mówił, że wyprowadzi się z Polski, choć mieszka tu już kilkadziesiąt lat. Nigdy jednak nic takiego go nie spotkało. Mówił o spacerze z żoną i o grupie mężczyzn, którzy go wyzywali. Używali słów wulgarnych, obraźliwych. Już wtedy poczuł się niepewnie, wyczuł zagrożenie, więc postanowili wraz z żoną wrócić do domu. Po chwili - jak opowiadał - ci mężczyźni podbiegli i zaczęli go bić. Mówił, że był przewrócony na ziemię i kopany. Nawet nie widział, w którą stronę oddalili się sprawcy.
Dzisiejsze zeznanie policjanta różniło się od tego, które złożył 1 maja 2008 r. w komendzie policji. - Ze względu na upływ czasu, teraz pamiętam mniej - mówił w sądzie.
Wcześniej podawał więcej szczegółów, m.in. jak ubrani byli napastnicy i mówił, że poszkodowany mężczyzna przyznał w radiowozie, że z całą pewnością rozpoznaje jednego ze sprawców. - Lepiej pamiętałem zdarzenia z tamtego dnia podczas pierwszego przesłuchania - przyznał.
Dziś zeznawali także inni policjanci oraz kibice, którzy byli wtedy w Bażantarni.
A