UWAGA!

Prokurator: Pięć razy dożywocie

 Elbląg, Dziś Jan R., ps. Kulawy, wyzywal prokuratora, za co kilkakrotnie opuszczał sale sądową
Dziś Jan R., ps. Kulawy, wyzywal prokuratora, za co kilkakrotnie opuszczał sale sądową (fot. AD)

Pamiętliwy, chciwy, mściwy. Pracowników dyscyplinował nasyłając na nich swoich „żołnierzy”, którzy kijem bejsbolowym lub młotem wybijali niesubordynację z głowy. Tak opisywał Jana R. ps. „Kulawy”, domniemanego szefa gangu z Kisielic, prokurator Andrzej Litwińczuk. W mowie kończącej proces podkreślał, że oskarżony, który zajmował się m.in. przemytem papierosów, handlem narkotykami, wyłudzaniem odszkodowań, „po trupach” dążył do sukcesu. Jednak najcięższy zarzut dotyczy zabójstwa dwóch mężczyzn ze Szczecina. Ich ciał nigdy nie odnaleziono. Prokurator żąda dla sprawców zbrodni dożywocia.

Na początek przypomnienie: Pierwszy proces grupy przestępczej, której domniemanym szefem był Jan R. pseudonim "Kulawy", był najdłuższym i najdroższym procesem w historii elbląskiej Temidy. Trwał sześć lat, pochłonął ok. 4 milionów złotych, zgromadzono blisko 300 tomów akt po 200 stron każdy. Lista zarzutów była bardzo długa, m.in. zabójstwa, uprowadzenia, handel narkotykami, przemyt alkoholu i papierosów, wyłudzenia odszkodowań. W październiku 2011 r. zapadł wyrok. 15 członków grupy zostało skazanych – Jan R. na najsurowszą karę dożywotniego więzienia. Inne, wysokie wyroki to 15 lat pozbawienia wolności dla: Marcina K., Radosława H. i Marcina G. Zostali oni uznani za winnych m.in. zabójstwa dwóch biznesmenów ze Szczecina (ciał nie odnaleziono).
       Jednak Sąd Apelacyjny w Gdańsku uchylił karę dożywocia dla "Kulawego", a większości jego ludzi obniżył wyroki, zawieszając je warunkowo lub zamieniając na karę grzywny. Gdański sąd wykreślił też w akcie oskarżenia zapis, że organizacja, której przewodził Jan R. miała charakter zbrojny. I w ten sposób sprawa "gangu" wróciła do Elbląga.
      
       Historia jak z filmu o gangsterach

       Proces ruszył w lipcu 2015 r. Po blisko dwóch latach przewód sądowy został zamknięty, a dziś (16 maja) rozpoczęły się mowy końcowe. Jako pierwszy głos zabrał prokurator Andrzej Litwińczuk z Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. Ponad dwie godziny mówił o tym, jakim człowiekiem jest Jan R. i jakie interesy prowadził w Kisielicach.
       - Na początku - to były lata 90. -  w dwóch wynajętych garażach prowadził warsztat samochodowy, z czasem przejął masarnię i gospodę (zrobił tam dyskotekę), był właścicielem gospodarstwa rolnego i tartaku – wyliczał prokurator. - Działał również charytatywnie, pomagał ludziom, wspierał miejscową parafię. To jednak tylko jedna strona działalności Jana R. - zastrzegał.
       Do interesu wciągnął członków najbliższej rodziny, sąsiadów. Kilku z nich stanęło przed sądem i odpowiadało za przemyt papierosów na zachód, za handel narkotykami w krajach skandynawskich.
       - Na początku Jan R. zatrudniał ludzi z ogłoszenia, dawał im legalną pracę, ale z czasem i oni przemycali papierosy – kontynuował opowieść prokurator Litwińczuk. - O tym mówili oskarżeni, z ich przekazów wynika, że całe Kisielice były w garści „Kulawego”. Miejscowa policja była wyjątkowo tolerancyjna, bo  za „przymykanie oka” funkcjonariusze otrzymywali od Jana R. prezenty. W związku z tym procederem Sąd Rejonowy w Iławie skazał pięciu policjantów, którzy stracili już pracę.
       Jak przekonywał prokurator Andrzej Litwińczuk, Jan R. oszukiwał swoich pracowników, a tych, którzy próbowali oszukać jego albo chcieli wycofać się z interesu, dyscyplinował. Miał od tego swoich żołnierzy m.in. Marcina K., Marcina G. i Dariusza L. z Elbląga. To oni - zdaniem prokuratury - wybijali takie pomysły pracownikom „Kulawego” - młotem, metalową rurką, kijem bejsbolowym. Mieli również rozprawić się z Jerzym i Stanisławem ze Szczecina. Mężczyznami, z którymi Jan R. prowadził interesy, a których podejrzewał o kradzież towaru.
       - To urojona sytuacja, bo to Jan R. był im winien blisko 100 tys. euro – twierdził prokurator Andrzej Litwińczuk.
       Zdaniem oskarżenia, mężczyźni zostali zamordowani. Ich ciał do dziś nie odnaleziono, choć minęło już 14 lat. Proces był więc poszlakowy. Jednak Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku stoi na stanowisku, że to Jan R. kierował tą akcją, a wykonawcami byli jego ludzie.
       Prokuratura domaga się uznania za winnych wszystkich dziewięciu oskarżonych (postawiono im kilkanaście zarzutów). Kary najsurowszej - dożywocia - za zabójstwo dwóch mężczyzn ze Szczecina chce dla Jana R. oraz Marcina K., Marcina G., Radosława H., Dariusza L.. Pozostałym oskarżonym odpowiednio: Zbigniewowi R. - 7 lat pozbawienia wolności, Tomaszowi W. - 9 lat, Leszkowi G. - 6 lat. Jedynie dla Arkadiusza J. prokurator chce kary 1 roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności, ale warunkowo zawieszonej.
       Obrońca Jana R., adwokat Paweł Łabul, twierdzi z kolei, że jego klient jest niewinny: - Nie ma dowodów jego winy – mówił przed rozprawą.
       A Jan R.? W czasie trwania procesu twierdził, że śledztwo zostało spreparowane, a dowody sfabrykowane. Dziś, wyjątkowo, na sali sądowej nie spał i nie chrapał. Za to kierował pod adresem prokuratora obelgi. Sędzia Tomasz Piechowiak był zmuszony kilkakrotnie wypraszać oskarżonego z sali. Jan R. przy pomocy ratowników medycznych wyjeżdżał więc na korytarz (mężczyzna jest sparaliżowany w wyniku wypadku, do jakiego doszło w latach 90. i porusza się na wózku). Po powrocie na salę przypuszczał kolejny atak, wymyślając prokuratorowi w wulgarny sposób.
       Jutro kolejny dzień mów końcowych. Głos zabiorą adwokaci.
      
A

Najnowsze artykuły w dziale Prawo i porządek

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama