Biegał półnagi po ulicy, z nożem w ręku, groził sąsiadowi, a ostatecznie zamknął się w mieszkaniu przy ul. Wiejskiej. Policjantkę, która próbowała go stamtąd wyciągnąć, ranił w rękę, a gdy rzucił się z nożem na jej partnera, został postrzelony w nogę. Dziś (13 października) w sądzie zapewniał, że, owszem, chciał zrobić krzywdę, ale tylko sobie. Ranienie funkcjonariuszki określił jako „niefortunne draśnięcie nożem”.
Akcja rozegrała się 27 maja ok. godz. 18 przy ul. Wiejskiej. Tam 18-letni Bartosz L. najpierw biegał po ulicy z nożem, groził sąsiadowi, a kiedy nadjechał policyjny patrol, zamknął się w mieszkaniu. Gdy w końcu otworzył drzwi, zaatakował funkcjonariuszy. Ci użyli paralizatora, ale okazał się on nieskuteczny. Po oddaniu strzału ostrzegawczego jeden z policjantów postrzelił napastnika w udo. Rana była niegroźna. Podobnie, jak i rana funkcjonariuszki.
Prokuratura postawiła Bartoszowi L. zarzut czynnej napaści na jednego funkcjonariusza, próbę ataku na drugiego oraz kierowanie gróźb karalnych pod adresem sąsiada. Proces ruszył dziś (13 października) przed Sądem Rejonowym w Elblągu.
Bartosz L., choć wcześniej przyznał się do winy i nawet chciał dobrowolnie poddać się karze, teraz zaprzecza. Twierdzi, że tamtego majowego popołudnia malował okna w mieszkaniu i przy tej pracy wypił – jak określił – maksymalnie cztery piwa. Kłócił się też z matką o swoją byłą dziewczynę.
- Pokłóciłem się i ze znajomymi, i z sąsiadką, chwyciłem za nóż, bo chciałem popełnić samobójstwo – zapewniał dziś w sądzie 18-latek. - Wybiegłem z domu w kierunku parku Modrzewia. Mama szła za mną, bo nie chciała bym sobie zrobił krzywdę [Bartosz L. przyznał, że kilka razy wcześniej się okaleczał, ma też za sobą próby samobójcze – red.].
Dalej kontynuował: napotkanego na podwórku mężczyzny wcale nie straszył, nie wyzywał, ale ten i tak powiedział, że wezwie policję.
- Gdy zobaczyłem, że podjeżdża nieoznakowany radiowóz, uciekłem do domu i zamknąłem się od środka – mówił Bartosz L. - Mama powiedziała policjantom, gdzie jestem. Stała pod drzwiami mieszkania i mówiła, bym otworzył. Pewnie obawiała się, że mogę popełnić samobójstwo.
- Oskarżony krzyczał: „Spier..., szmato, nie będę z nikim rozmawiał!”, a do nas „Spier..., psy, z wami też nie będę rozmawiał!” - tak sytuację relacjonowała w sądzie pokrzywdzona policjantka.
Funkcjonariuszka mówiła, że udało jej się nawiązać kontakt z 18-latkiem i ten w końcu uchylił drzwi od mieszkania. Wówczas chwyciła go za nadgarstki i próbowała wyciągnąć na korytarz.
Dalej sytuacja rozwijała się dynamicznie. W mieszkaniu doszło do szarpaniny między Bartoszem L. a interweniującą policjantką. Chłopak zapewnia, że nie chciał jej zrobić krzywdy, a ranienie funkcjonariuszki określił jako „niefortunne draśnięcie nożem”.
- Blokowałam jego rękę, w której trzymał nóż i próbował zadawać mi ok. 6-7 ciosów – tak o zajściu mówiła policjantka. - Użyty paralizator nie zadziałał, jak powinien, Bartosz L. był coraz bardziej agresywny, rzucił się w końcu z nożem na innego funkcjonariusza.
- Gdy pani policjantka krzyknęła, ja w amoku chciałem wybiec z mieszkania. Pan policjant mógł się poczuć, że chciałem go zaatakować - przyznał oskarżony.
W końcu Bartosz L. usłyszał „Policja, rzuć to!”, padł strzał ostrzegawczy, a następnie młody agresor został postrzelony w nogę.
- Machał tym nożem nawet gdy już leżał na podłodze. Trudno było go obezwładnić i zakuć w kajdanki – to z kolei relacja funkcjonariuszki. - Dopiero wtedy zauważyłam, że leci mi krew. Dzisiejsze wyjaśnienia oskarżonego są śmieszne i nieprawdziwe, ale rozumiem, że chce się bronić - skwitowała. Zapewniła też, że nie będzie domagać się od Bartosza L. odszkodowania, bo ten "jest biedny jak mysz kościelna".
Dziś w sądzie wysłuchany został także sąsiad Bartosza L., któremu 18-latek miał grozić. - Nie groziłem – zapewniał oskarżony.
- Machał mi nożem pod nosem, wyzywał w jakimś młodzieżowym slangu. Był taki spieniony, że bałem się, że zrobi mi krzywdę – mówił starszy mężczyzna. W jego wcześniejszych zeznaniach padło: „Wyglądał z tym nożem, jakby chciał kogoś zarżnąć”.
Obrońca Lech Trawczyński stał na stanowisku, że Bartosz L. nie działał w zamiarze zrobienia krzywdy policjantce. Wyraził też opinię, ze wskazana byłaby konsultacja psychiatryczna, bo 18-latek ma za sobą już próby samobójcze oraz okaleczał się.
Termin kolejnej rozprawy został wyznaczony na 22 listopada. Bartosz L. odpowiada z wolnej stopy.
Prokuratura postawiła Bartoszowi L. zarzut czynnej napaści na jednego funkcjonariusza, próbę ataku na drugiego oraz kierowanie gróźb karalnych pod adresem sąsiada. Proces ruszył dziś (13 października) przed Sądem Rejonowym w Elblągu.
Bartosz L., choć wcześniej przyznał się do winy i nawet chciał dobrowolnie poddać się karze, teraz zaprzecza. Twierdzi, że tamtego majowego popołudnia malował okna w mieszkaniu i przy tej pracy wypił – jak określił – maksymalnie cztery piwa. Kłócił się też z matką o swoją byłą dziewczynę.
- Pokłóciłem się i ze znajomymi, i z sąsiadką, chwyciłem za nóż, bo chciałem popełnić samobójstwo – zapewniał dziś w sądzie 18-latek. - Wybiegłem z domu w kierunku parku Modrzewia. Mama szła za mną, bo nie chciała bym sobie zrobił krzywdę [Bartosz L. przyznał, że kilka razy wcześniej się okaleczał, ma też za sobą próby samobójcze – red.].
Dalej kontynuował: napotkanego na podwórku mężczyzny wcale nie straszył, nie wyzywał, ale ten i tak powiedział, że wezwie policję.
- Gdy zobaczyłem, że podjeżdża nieoznakowany radiowóz, uciekłem do domu i zamknąłem się od środka – mówił Bartosz L. - Mama powiedziała policjantom, gdzie jestem. Stała pod drzwiami mieszkania i mówiła, bym otworzył. Pewnie obawiała się, że mogę popełnić samobójstwo.
- Oskarżony krzyczał: „Spier..., szmato, nie będę z nikim rozmawiał!”, a do nas „Spier..., psy, z wami też nie będę rozmawiał!” - tak sytuację relacjonowała w sądzie pokrzywdzona policjantka.
Funkcjonariuszka mówiła, że udało jej się nawiązać kontakt z 18-latkiem i ten w końcu uchylił drzwi od mieszkania. Wówczas chwyciła go za nadgarstki i próbowała wyciągnąć na korytarz.
Dalej sytuacja rozwijała się dynamicznie. W mieszkaniu doszło do szarpaniny między Bartoszem L. a interweniującą policjantką. Chłopak zapewnia, że nie chciał jej zrobić krzywdy, a ranienie funkcjonariuszki określił jako „niefortunne draśnięcie nożem”.
- Blokowałam jego rękę, w której trzymał nóż i próbował zadawać mi ok. 6-7 ciosów – tak o zajściu mówiła policjantka. - Użyty paralizator nie zadziałał, jak powinien, Bartosz L. był coraz bardziej agresywny, rzucił się w końcu z nożem na innego funkcjonariusza.
- Gdy pani policjantka krzyknęła, ja w amoku chciałem wybiec z mieszkania. Pan policjant mógł się poczuć, że chciałem go zaatakować - przyznał oskarżony.
W końcu Bartosz L. usłyszał „Policja, rzuć to!”, padł strzał ostrzegawczy, a następnie młody agresor został postrzelony w nogę.
- Machał tym nożem nawet gdy już leżał na podłodze. Trudno było go obezwładnić i zakuć w kajdanki – to z kolei relacja funkcjonariuszki. - Dopiero wtedy zauważyłam, że leci mi krew. Dzisiejsze wyjaśnienia oskarżonego są śmieszne i nieprawdziwe, ale rozumiem, że chce się bronić - skwitowała. Zapewniła też, że nie będzie domagać się od Bartosza L. odszkodowania, bo ten "jest biedny jak mysz kościelna".
Dziś w sądzie wysłuchany został także sąsiad Bartosza L., któremu 18-latek miał grozić. - Nie groziłem – zapewniał oskarżony.
- Machał mi nożem pod nosem, wyzywał w jakimś młodzieżowym slangu. Był taki spieniony, że bałem się, że zrobi mi krzywdę – mówił starszy mężczyzna. W jego wcześniejszych zeznaniach padło: „Wyglądał z tym nożem, jakby chciał kogoś zarżnąć”.
Obrońca Lech Trawczyński stał na stanowisku, że Bartosz L. nie działał w zamiarze zrobienia krzywdy policjantce. Wyraził też opinię, ze wskazana byłaby konsultacja psychiatryczna, bo 18-latek ma za sobą już próby samobójcze oraz okaleczał się.
Termin kolejnej rozprawy został wyznaczony na 22 listopada. Bartosz L. odpowiada z wolnej stopy.
A