UWAGA!

To pomówienia, jesteśmy niewinni

 Elbląg, Proces w sprawie handlu kobietami ruszył 15 stycznia. Na ławie oskarżonych zasiada osiem osób
Proces w sprawie handlu kobietami ruszył 15 stycznia. Na ławie oskarżonych zasiada osiem osób (fot. Anna Dembińska)

- Nie znam oskarżonych, nie znam też pokrzywdzonych kobiet. Nie wiem nawet, kto mnie pomawia – mówił dziś (22 stycznia) w sądzie 33-letni Robert Z., jeden z oskarżonych w sprawie o handel kobietami. – Może to mści się któraś z bywalczyń dyskoteki, w której byłem ochroniarzem – zastanawiał się mężczyzna. To jego zatrzymali w grudniu 2008 roku na elbląskim Zatorzu funkcjonariusze CBŚ. Padły wówczas strzały.

O tym, że proces ruszył informowaliśmy już kilka dni temu. Na ławie oskarżonych zasiada osiem osób. Mają różne zarzuty, a najpoważniejszy to handel żywym towarem, za co grozi kara do 15 lat więzienia. Mężczyźni ci mieli proponować kobietom pracę w charakterze sprzątaczek, barmanek, opiekunek. Ostatecznie trafiały one do domów publicznych na terenie Niemiec, gdzie były bite i zmuszane do prostytucji.
       Sprawie przewodniczy sędzia Piotr Żywicki.
       Dziś (22 stycznia) w sądzie wyjaśnienia składali m.in. Robert Z. i Waldemar W. Obaj twierdzą, że są niewinni.
       - Nie proponowałem żadnej kobiecie pracy ani wyjazdu za granicę – mówił 33-letni Robert Z. – Nigdy nie korzystałem z usług agencji towarzyskich, nie zajmowałem się też handlem ludźmi i nie znam ludzi, którzy się tym zajmują.
       Robert Z. zarzekał się, że nie zna też oskarżonych, za wyjątkiem Piotra C. [oskarżonego o kierowanie gróźb karalnych – red.]. Tego miał poznać 15 lat temu na wczasach w Siemianach. Od tego czasu jednak nie utrzymywał z nim kontaktu.
       - Do chwili zatrzymania byłem ochroniarzem w elbląskiej dyskotece – opowiadał. – Nie jestem osobą konfliktową, jednak gdy trzeba było to wypraszałem z lokalu nieproszonych klientów. Tak było też z pewną chudą blondynką w zaawansowanej ciąży. Kobieta była podejrzewana m.in. o kradzieże, była też agresywna. Odgrażała się, że jeszcze tego pożałuję, że ją popamiętam. Może to ona mnie pomawia w tej sprawie – zastanawiał się w sądzie Robert Z.
       We wcześniejszych wyjaśnieniach nigdy jednak nie wspomniał o tej kobiecie. Twierdzi, że dlatego, iż nie był pytany o to zajście. Poza tym, myślał, że jego zatrzymanie to jakaś pomyłka i że wszystko się wyjaśni. A tak wspominał swoje zatrzymanie: - 2 grudnia 2008 r. wyszedłem rano z psem na spacer – mówił. – Poszedłem na parking, gdzie wsiadłem do auta i – stwierdzając, że mam jeszcze trochę wolnego czasu – podjechałem pod dom na śniadanie. Gdy kierowałem się w stronę klatki schodowej usłyszałem pisk opon i zobaczyłem samochód terenowy, który wjeżdża na chodnik. Z jadącego auta wyskoczyło kilku mężczyzn w kominiarkach i bluzach z kapturem – kontynuował. – Zacząłem uciekać, bo myślałem, że to jacyś bandyci. Padły strzały. Gdy dobiegłem do głównej ulicy nadjechał radiowóz. Zatrzymałem się. Powiedziałem policjantom, że gonią mnie jacyś ludzie i strzelają. Kazano mi podnieść ręce do góry i rzucono na ziemię. Skuty kajdankami trafiłem do policyjnego auta. Wożono mnie po Elblągu, bito i kopano. Jestem niewinny, nigdy wcześniej nie byłem karany – zarzekał się Robert Z.
       Oskarżony przyznał, że utrzymywał się ze sprzedaży aut sprowadzanych z Niemiec, Belgii, Holandii. Jeździł po nie ze znajomymi. Za granicą nigdy nie wpadł w konflikt z prawem.
       - Tak? A jak w takim razie oskarżony wytłumaczy, że Federalny Urząd Kryminalny z Niemiec wysłał pismo dotyczące szeregu osób, w tym również pana. Dotyczy ono zatrzymania pana w Essen, jako osoby uzbrojonej i niebezpiecznej – chciał dowiedzieć się sędzia Żywicki.
       - Nie mam pojęcia o co chodzi – odparł Robert Z.
       Uparcie twierdzi on, że został pomówiony przez jakąś kobietę, której nie zna, nawet nie wie jak ona wygląda, odmówiono mu bowiem konfrontacji.
       - W polskim prawie nie ma możliwości okazania osoby pokrzywdzonej oskarżonemu – skwitował prokurator.
       Dziś przed sądem odpowiadał również 48-letni Waldemar W. Ten również nie przyznaje się do winy. Zna jednak dwóch mężczyzn, którzy zasiadają z nim na ławie oskarżonych – m.in. domniemanego szefa grupy Marka K.
       - Znam go jeszcze z lat 80-tych, z więzienia – mówił. – Jednak go nie lubię. Jestem totalnie zaskoczony, że ta sprawa mnie dotyczy.
       Waldemar W. zna również jedną z pokrzywdzonych kobiet.
       - Wynajmowałem od niej mieszkanie – przyznał. – To ok. 40-letnia kobieta, alkoholiczka i patrząc po wyglądzie raczej takich jak ona nie wywożą do niemieckich domów publicznych.
       - Może to jednak ona mnie pomawia – zastanawiał się dziś w sądzie. – Nie miałem z nią konfliktu, za wynajmowane mieszkanie płaciłem regularnie, ale może ją czymś jednak uraziłem.
       - Często widywałem ją pod wpływem alkoholu, nie wiem z czego się utrzymywała – dodał. - Wiem, że była w Niemczech, bo się tym chwaliła, ale przyznawała, że jej się tam nie podobało dlatego wróciła.
       Kolejne rozprawy już wkrótce.
      
A

Najnowsze artykuły w dziale Prawo i porządek

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama