"Były dyrektor gospodarczy kurii elbląskiej ksiądz Jan H. o żadnych umowach pożyczek mnie nie informował" - powiedział przed sądem Biskup Elbląski Andrzej Śliwiński. Ordynariusz diecezji elbląskiej odpowiadał jako świadek w procesie o zwrot 650 tysięcy zł, które w 1993 roku pożyczył z gdańskiego oddziału banku PeKaO z siedzibą w Sopocie ksiądz Jan H, były dyrektor gospodarczy kurii elbląskiej. Bank pozwał do sądu parafię św. Jerzego i księdza Jana H.
Kwota kredytu wynosiła 800 tysięcy zł, a parafia zwróciła tylko 150 tysięcy. Biskup Śliwiński mówił, że hospicjum, na którego remont miały trafić pieniądze właśnie z tego kredytu, było finansowane - jak mu wiadomo z informacji uzyskanych od księdza Jana S., byłego dyrektora tej placówki - ze środków miejskich oraz z krajowego Funduszu Paliatywnego. Przyznał jednak, że pieniądze nie przechodziły przez diecezję, a trafiały wprost do parafii.
- Nie widziałem stanu kont ani żadnych rachunków - powiedział biskup.
W sprawie hospicjum ordynariusz diecezji elbląskiej powiedział, że według jego wiedzy w chwili oddawania budynku do użytku wszystkie należności były już spłacone. Miał go o tym poinformować ksiądz Jan S. podczas uroczystości otwarcia obiektu, a o 800-milionowym (w starych zł) długu hospicjum wobec parafii pierwszy raz słyszy.
- Kwestiami remontu i finansowania hospicjum nie zajmował się ksiądz Jan H.; z ramienia parafii czuwał nad tym ksiądz Jan S. - stwierdził biskup.
O pożyczce, której zwrotu domaga się bank, dowiedział się dopiero z rozmów z przedstawicielami banku.
- Ksiądz Jan H. złożył jedno sprawozdanie ze swojej działalności; uczynił to dopiero po moim nakazie. Było ono jednak w mojej ocenie niewiarygodne, bo nie było tam ani rachunków, ani kopii umów pożyczek - stwierdził biskup.
Biskup Śliwiński stwierdził też, że nic mu nie wiadomo na temat zasad funkcjonowania rzekomych 16 placówek handlowych, wśród nich księgarni i baru mlecznego, prowadzonych przez księdza Jana H.
- Uważam, że większość z nich była fikcyjna, wymyślona po to, by móc otrzymywać pożyczki.
Na jednej z wcześniejszych rozpraw ksiądz Jan H. mówił, że nie jest w stanie stwierdzić, na jakie konkretnie cele były wydatkowane pieniądze z kredytu bankowego. Powiedział:
- Gotówka stale przepływała i tonęła w instytucjach parafialnych oraz w działalności gospodarczej. Pieniądze z różnych źródeł trafiały na wspólne konto, oddawałem pożyczki, zaciągając inne.
O tym, co stało się z pieniędzmi z kredytu niewiele wie też były dyrektor hospicjum Jan S.
- Nie byłem wtajemniczony w finanse parafii, o samym kredycie nie rozmawialiśmy wprost i nie wiem, gdzie trafiły pożyczone pieniądze.
Janina Szczepkowska - pełnomocnik banku twierdzi tymczasem, że jest faktem bezspornym, iż parafia pieniądze dostała. Był to kredyt krótkoterminowy, bez określania przeznaczenia pieniędzy.
- Nie jest rolą banku rozpatrywać, na co pieniądze zostały przeznaczone, ale z samej istoty kredytu wynika, że należy go zwrócić.
Proces będzie kontynuowany.
- Nie widziałem stanu kont ani żadnych rachunków - powiedział biskup.
W sprawie hospicjum ordynariusz diecezji elbląskiej powiedział, że według jego wiedzy w chwili oddawania budynku do użytku wszystkie należności były już spłacone. Miał go o tym poinformować ksiądz Jan S. podczas uroczystości otwarcia obiektu, a o 800-milionowym (w starych zł) długu hospicjum wobec parafii pierwszy raz słyszy.
- Kwestiami remontu i finansowania hospicjum nie zajmował się ksiądz Jan H.; z ramienia parafii czuwał nad tym ksiądz Jan S. - stwierdził biskup.
O pożyczce, której zwrotu domaga się bank, dowiedział się dopiero z rozmów z przedstawicielami banku.
- Ksiądz Jan H. złożył jedno sprawozdanie ze swojej działalności; uczynił to dopiero po moim nakazie. Było ono jednak w mojej ocenie niewiarygodne, bo nie było tam ani rachunków, ani kopii umów pożyczek - stwierdził biskup.
Biskup Śliwiński stwierdził też, że nic mu nie wiadomo na temat zasad funkcjonowania rzekomych 16 placówek handlowych, wśród nich księgarni i baru mlecznego, prowadzonych przez księdza Jana H.
- Uważam, że większość z nich była fikcyjna, wymyślona po to, by móc otrzymywać pożyczki.
Na jednej z wcześniejszych rozpraw ksiądz Jan H. mówił, że nie jest w stanie stwierdzić, na jakie konkretnie cele były wydatkowane pieniądze z kredytu bankowego. Powiedział:
- Gotówka stale przepływała i tonęła w instytucjach parafialnych oraz w działalności gospodarczej. Pieniądze z różnych źródeł trafiały na wspólne konto, oddawałem pożyczki, zaciągając inne.
O tym, co stało się z pieniędzmi z kredytu niewiele wie też były dyrektor hospicjum Jan S.
- Nie byłem wtajemniczony w finanse parafii, o samym kredycie nie rozmawialiśmy wprost i nie wiem, gdzie trafiły pożyczone pieniądze.
Janina Szczepkowska - pełnomocnik banku twierdzi tymczasem, że jest faktem bezspornym, iż parafia pieniądze dostała. Był to kredyt krótkoterminowy, bez określania przeznaczenia pieniędzy.
- Nie jest rolą banku rozpatrywać, na co pieniądze zostały przeznaczone, ale z samej istoty kredytu wynika, że należy go zwrócić.
Proces będzie kontynuowany.
J