Za chwilę obudzimy się w krainie, gdzie będziemy mieli kilkadziesiąt, a może i kilkaset elektrowni wiatrowych i warunki od życia dla mieszkańców będą nie do przyjęcia – przestrzega Waldemar Badeński, prezes Stowarzyszenia Aktywności Społecznej im. Tadeusza Rejtana.
Piotr Derlukiewicz: – Dlaczego przeciw budowie dwóch elektrowni wiatrowych w Janowie w gminie Elbląg protestują mieszkańcy gminy Gronowo Elbląskie?
Waldemar Badeński: – Wiemy o tym, że budowa tych dwóch siłowni na terenie wsi Janowo to jest otwarcie szeroko wrót na postawienie kilkudziesięciu elektrowni wiatrowych na Żuławach. Mówimy o miejscowości Adamowo, gdzie ma powstać farma dwudziestu siłowni wiatrowych, jak również o przygotowywanej inwestycji na terenie Bielnika. Za chwilę obudzimy się w krainie, gdzie będziemy mieli kilkadziesiąt, a może i kilkaset elektrowni wiatrowych i warunki od życia dla mieszkańców będą nie do przyjęcia.
– Jesteście przeciw.
– My nie jesteśmy przeciw, ale taka inwestycja może być realizowana w bezpiecznej odległości od domów. To musi być dwa-trzy kilometry od siedzib ludzkich, a to, co nam funduje w Janowie Urząd Gminy, to jest 300 metrów od mieszkań.
– Na jakiej podstawie mówi Pan o tych dwóch-trzech kilometrach?
– Np. na podstawie rozmów z ludźmi. Byłem w ubiegłym tygodniu w miejscowości Margonin w północnej Wielkopolsce, gdzie postawiono 67 wiatraków wokół miejscowości. Ci ludzie, według rozmów, które przeprowadziłem, żeby zasnąć, muszą brać tabletki nasenne. To nie są warunki do życia. W Margoninie mówią tak: wiatraki przeszkadzają tym, na których polach ich nie postawili. Z kolei inni mówią, że w sytuacji wiatru powyżej 12 m/s wrażenie jest takie, jakby za budynkiem startował samolot turbośmigłowy.
– Nie wierzy Pan w polskie normy, chroniące zdrowie obywateli?
– Nie ma, proszę pana, polskich norm. Są tylko normy dotyczące bezpieczeństwa i higieny pracy, gdzie się mówi o hałasie, ale w miejscu pracy.
– Stowarzyszenie powstało po to, by protestować przeciw wiatrakom na Żuławach?
– Stowarzyszenie Aktywności Społecznej im. Tadeusza Rejtana powstało na kanwie protestu przeciw wiatrakom, ale tak naprawdę chodzi nam o to, żeby obudzić suwerena, obudzić społeczeństwo. Gmina to nie jest Urząd Gminy, to nie jest wójt. Wójt jest dzisiaj, a za dwa czy trzy miesiące może być odwołany w referendum. Uważamy, że to ludzie są podmiotem i nie powinno się rozpoczynać takich inwestycji bez zgody mieszkańców. A 99 osób, całkowicie odpowiedzialnie, podając swoje NIP-y, PESEL-e, podpisało się pod protestem, czyli nie wyrażają swojej zgody na ta inwestycję w Janowie. Mimo to inwestorzy chcą tu postawić wiatraki, bo mają przychylny klimat w Urzędzie Gminy.
– Dlaczego, Pana zdaniem, tak wielu jest przeciw?
– Bo cała ta koncepcja polega też na tym, że gmina doprowadza do tego, aby okraść mieszkańców. Dlatego, że wartość nieruchomości tych ludzi z Janowa diametralnie spada. Nie wiem, czy chciałby pan kupić działkę budowlaną 300 m od wiatraka.
Waldemar Badeński: – Wiemy o tym, że budowa tych dwóch siłowni na terenie wsi Janowo to jest otwarcie szeroko wrót na postawienie kilkudziesięciu elektrowni wiatrowych na Żuławach. Mówimy o miejscowości Adamowo, gdzie ma powstać farma dwudziestu siłowni wiatrowych, jak również o przygotowywanej inwestycji na terenie Bielnika. Za chwilę obudzimy się w krainie, gdzie będziemy mieli kilkadziesiąt, a może i kilkaset elektrowni wiatrowych i warunki od życia dla mieszkańców będą nie do przyjęcia.
– Jesteście przeciw.
– My nie jesteśmy przeciw, ale taka inwestycja może być realizowana w bezpiecznej odległości od domów. To musi być dwa-trzy kilometry od siedzib ludzkich, a to, co nam funduje w Janowie Urząd Gminy, to jest 300 metrów od mieszkań.
– Na jakiej podstawie mówi Pan o tych dwóch-trzech kilometrach?
– Np. na podstawie rozmów z ludźmi. Byłem w ubiegłym tygodniu w miejscowości Margonin w północnej Wielkopolsce, gdzie postawiono 67 wiatraków wokół miejscowości. Ci ludzie, według rozmów, które przeprowadziłem, żeby zasnąć, muszą brać tabletki nasenne. To nie są warunki do życia. W Margoninie mówią tak: wiatraki przeszkadzają tym, na których polach ich nie postawili. Z kolei inni mówią, że w sytuacji wiatru powyżej 12 m/s wrażenie jest takie, jakby za budynkiem startował samolot turbośmigłowy.
– Nie wierzy Pan w polskie normy, chroniące zdrowie obywateli?
– Nie ma, proszę pana, polskich norm. Są tylko normy dotyczące bezpieczeństwa i higieny pracy, gdzie się mówi o hałasie, ale w miejscu pracy.
– Stowarzyszenie powstało po to, by protestować przeciw wiatrakom na Żuławach?
– Stowarzyszenie Aktywności Społecznej im. Tadeusza Rejtana powstało na kanwie protestu przeciw wiatrakom, ale tak naprawdę chodzi nam o to, żeby obudzić suwerena, obudzić społeczeństwo. Gmina to nie jest Urząd Gminy, to nie jest wójt. Wójt jest dzisiaj, a za dwa czy trzy miesiące może być odwołany w referendum. Uważamy, że to ludzie są podmiotem i nie powinno się rozpoczynać takich inwestycji bez zgody mieszkańców. A 99 osób, całkowicie odpowiedzialnie, podając swoje NIP-y, PESEL-e, podpisało się pod protestem, czyli nie wyrażają swojej zgody na ta inwestycję w Janowie. Mimo to inwestorzy chcą tu postawić wiatraki, bo mają przychylny klimat w Urzędzie Gminy.
– Dlaczego, Pana zdaniem, tak wielu jest przeciw?
– Bo cała ta koncepcja polega też na tym, że gmina doprowadza do tego, aby okraść mieszkańców. Dlatego, że wartość nieruchomości tych ludzi z Janowa diametralnie spada. Nie wiem, czy chciałby pan kupić działkę budowlaną 300 m od wiatraka.
Piotr Derlukiewicz