UWAGA!

Sierpień 80: Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem

 Elbląg, 31 sierpnia 1980 roku. Zdjęcie na stołówce Zakładu Produkcji Przemysłowej (Fabryki Domów) Elbląskiego Kombinatu Budowlanego. Przedstawia strajkującą załogę Fabryki Domów po zakończeniu transmisji telewizyjnej z podpisania Porozumień Sierpniowych
31 sierpnia 1980 roku. Zdjęcie na stołówce Zakładu Produkcji Przemysłowej (Fabryki Domów) Elbląskiego Kombinatu Budowlanego. Przedstawia strajkującą załogę Fabryki Domów po zakończeniu transmisji telewizyjnej z podpisania Porozumień Sierpniowych

- Było to wydarzenie, na które Polacy czekali długo, po latach upokorzeń, oszustw i represji w okresie PRL-u, całej tej otoczki, oportunizmu ludzi, którzy nie powiedzieli własnego zdania, tego, co naprawdę myślą, ponieważ bali się o przyszłość swoją i rodziny. A tutaj podczas strajku czuliśmy się wolnymi, rozmawialiśmy o wszystkim, o uczuciach, wolności i niepodległości kraju, o komunizmie, z którym kolejne pokolenia próbowały walczyć. Nie mieliśmy kontaktu ze światem zewnętrznym, ale mogliśmy liczyć na siebie, mając to co najcenniejsze i najważniejsze – wzajemne zaufanie – mówi Tadeusz Chmielewski, uczestnik strajków w sierpniu 1980 roku w Elblągu, późniejszy przewodniczący Zarządu Regionu Elbląskiego NSZZ Solidarność, wybrany podczas I Walnego Zebrania Delegatów w lipcu 1981 roku.

- Jak zapamiętał Pan pierwsze dni strajku w sierpniu 1980 roku?

- Pierwszą informację na temat strajku w Stoczni Gdańskiej usłyszałem w piątek, 15 sierpnia 1980 r. Przekazali mi ją ślusarze pracujący w Zakładzie Produkcji Przemysłowej, popularnie zwanej Fabryką Domów w Elbląskim Kombinacie Budowlanym, gdzie pracowałem jako kierownik przygotowania produkcji. Powiedzieli mi, że stocznia strajkuje, a u nas zacznie się w poniedziałek. Pomyślałem, że nie musi się to sprawdzić, ale tego dnia a także w sobotę i niedzielę uważnie słuchałem Radia Wolna Europa. Z usłyszanych wiadomości wynikało, że stoczniowcy poprzez strajk coś uzyskali, a czy dalej będą strajkować, nie było wiadomo. Dzisiaj wiemy, że wtedy ścierały się dwie koncepcje wśród strajkujących i na szczęście zwyciężyła ta druga czyli taka, żeby nie podpisywać porozumienia w sprawie płac, korzystnego tylko dla stoczniowców, ale nadal strajkować i uzyskać porozumienie, które będzie równie korzystne dla pracowników w całym kraju.

W poniedziałek, 18 sierpnia, miałem jechać na wcześniej planowaną naradę do Gdańskiego Zjednoczenia Budownictwa w Gdańsku, którego siedziba mieściła się naprzeciw Bramy nr 2 Stoczni Gdańskiej. Jeszcze w weekend przyszedł do mnie pracownik Fabryki wysłany przez dyrektora. Musiał pofatygować się osobiście (nie miałem wówczas telefonu), żeby powiedzieć, iż dyrektor odwołuje moją delegację. Pomyślałem sobie „Teraz to może odwoływać i tak pojadę...” Jak pomyślałem, tak zrobiłem. W poniedziałek z rana udałem się na dworzec PKP w Elblągu. Komunikacja miejska już nie działała, więc szedłem pieszo prawie godzinę z osiedla Na Stoku, gdzie mieszkałem. Na dworcu zapowiedzieli, że o 7 będzie ostatni pociąg do Gdańska. Pojechałem. Narada w GZB z oczywistych powodów nie odbyła się, więc poszedłem z kolegą Ryszardem Pełechem pod bramę stoczni. Siedzieliśmy tam cały dzień, aż do zachodu słońca, oszołomieni spontaniczną atmosferą, jaka towarzyszyła strajkowi w stoczni po obu stronach bramy. Tam zobaczyłem pierwszy raz Lecha Wałęsę, który przemawiał do zgromadzonego tłumu, stojąc na wózku akumulatorowym. Przez cały dzień coś się działo, także nie zauważyłem, kiedy dzień upłynął. W portierni działało biuro przepustek, komunikaty komitetu strajkowego były przekazywane przez megafon, z dachu portierni były rozrzucane pierwsze ulotki. Zgromadzeni po obu stronach bramy stoczniowcy i mieszkańcy Gdańska modlili się.

Chwilę wzruszenia przeżyłem, gdy tłum przyjął wyjątkowo entuzjastycznie pracowników elbląskich zakładów pracy. Wśród nich byli Waldemar Szadkowski, Bogdan Zakrzewski, Marian Wojciechowski, Mieczysław Wolski, których wówczas nie znalem, a których miałem poznać już niedługo. Zostali na terenie stoczni i dołączyli do grupy pracowników z innych zakładów pracy, wspomagających strajk. Przez cały dzień tłum gęstniał, dochodzili coraz to nowi ludzie. Pod koniec dnia przed bramą stoczni było 5 tysięcy a może więcej ludzi, mieszkańców Gdańska, członków rodzin strajkujących i przyjezdnych takich jak my.

Na drugi dzień przyszedłem do swojego zakładu pracy. Okazało się, że robotnicy już od poniedziałku strajkują, a przewodzą im Dariusz Brzozowski i Stefan Krymkowski. Koledzy wiedzieli się, że byłem w Gdańsku, więc na porannym wiecu załogi poprosili, bym opowiedział, jaka panuje tam atmosfera. Mówiłem, że atmosfera jest gorąca po obu stronach Bramy nr 2 SG. Mówiłem o entuzjazmie i pomocy, jakiej udzielają mieszkańcy Gdańska strajkującym stoczniowcom, wspólnej modlitwie. Powiedziałem, że wszystko to wygląda na uczciwą robotę i że powinniśmy także wziąć udział w tym wydarzeniu, chociażby dlatego, żeby w ten sposób uczcić pamięć ofiar Grudnia 70, która była jedną z najważniejszych przesłanek, jaka przyświecała organizatorom rozpoczętego strajku w SG.

My elblążanie także nosiliśmy tę pamięć w naszych sercach i umysłach przez ostatnie dziesięć lat. Uczestnicy wiecu zaproponowali, bym stanął na czele strajku w Fabryce Domów, ale szybko doszliśmy do przekonania, że inżynier na czele strajku robotników to zły pomysł, że może być źle odebrany. Przyjęto ten argument ze zrozumieniem i na czele strajku w Fabryce stanął Zbigniew Łabędzki, który był... członkiem PZPR. Może była to sytuacja dwuznaczna, ale decyzja była przemyślana i trafna, ponieważ było to wbrew stanowisku zakładowej organizacji partyjnej, łamiąca jej kręgosłup personalny i ideowy. Z Fabryki poszedł przekaz na zewnątrz, że strajkują także towarzysze, członkowie PZPR. Zbigniew Łabędzki został zaakceptowany przez wszystkich, ja zostałem jego zastępcą, podobnie jak Dariusz Brzozowski, który ten strajk rozpoczął. W EKB strajkowały także budowy w Elblągu i w miastach województwa elbląskiego, Baza Sprzętu i Transportu na ul. Skrzydlatej z liderami Krzysztofem Grabowskim, Jerzym Doboszem i Jerzym Kaźmierczakiem, Zakład Inżynieryjno-Instalacyjny przy ul. Krakusa z liderami Kazimierzem Manistą, Jerzym Ciechackim i Zygmuntem Lindą.

 

- Strajki rozpoczęły się też w innych zakładach – m.in. w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym, Państwowej Komunikacji Samochodowej, Elbląskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego, Miejskim Przedsiębiorstwie Oczyszczania, Zakładach Produkcji Odzieżowej Truso, Przedsiębiorstwie Sprzętowo – Transportowym Budownictwa Transbud, Elbląskiej Fabryce Urządzeń Okrętowych ELFA, Tartaku, Zakładach Naprawczych Mechanizacji Rolnictwa, Zakładach Piwowarskich, Zakładach Armatury Samochodowej Polmo FSO, Zakładach Wielkiego Proletariatu, Przedsiębiorstwie Dróg i Zieleni, Elbląskich Zakładach Naprawy Samochodów, Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej, Spółdzielni Pracy Sprzętowo-Transportowej Nogat, Przedsiębiorstwie Transportu Handlu Wewnętrznego. Spółdzielniach Pracy Buczek i Renoma. Szybko doszliście do porozumienia, by stworzyć Międzyzakładowy Komitet Strajkowy...

- Pierwsze zebranie MKS-u Elbląg odbyło się na terenie WPK przy ul. Dzierżyńskiego (dzisiaj Browarna), przybyli tam delegaci reprezentujący strajkujące załogi elbląskich zakładów pracy m.in. PKS, EPBP i WPK. Początkowo MKS-owi przewodniczył Jan Wyrzykowski, ale zrezygnował i wrócił do zajezdni WPK, kiedy okazało się, że część kierowców i motorniczych chce wyjechać na miasto. Jan Wyrzykowski postawił autobusy w bramie, opuścił szlaban i oznajmił wszystkim, że stąd żaden pojazd nie wyjedzie na trasę i słowa dotrzymał. Po jego rezygnacji na przewodniczącego wybrano Ryszarda Kalinowskiego z EPBP, który po zgłoszeniu się elbląskiego MKS w SG został włączony do gdańskiego MKS. Miał prawo przebywać w tzw. Małej Sali i przysłuchiwać się rozmowom prowadzonym między delegacje rządową a prezydium MKS. W czasie gdy Ryszard Kalinowski przebywał w SG, elbląskim MKS-em kierował Zbigniew Lewandowski z PKS-u.

Delegatem Fabryki na posiedzenia plenarne w SG był Romuald Staroń. Uczestniczył on w spotkaniach gdańskich przedstawicieli strajkujących zakładów, przywoził ulotki, materiały informacyjne, przekazywał najświeższe wiadomości. Delegatami na zebrania plenarne elbląskiego MKS-u byli Z. Łabędzki, D. Brzozowski i ja. Siedzibą MKS-u była sala na pierwszym piętrze w budynku dworca PKS w Elblągu. Komitet Strajkowy Fabryki zgłosił się do MKS-u 20 sierpnia. W prezydium MKS nie mieliśmy swojego przedstawiciela, mimo iż taką propozycję otrzymaliśmy. Odmówiliśmy, gdyż uważaliśmy, że strajk okupacyjny na terenie Fabryki Domów jest dla nas najważniejszy i nie należy go osłabiać, a interesy naszej załogi są dobrze reprezentowane tak przez elbląski jak i gdański MKS.

Mieliśmy swoją wizję protestu, którą był strajk okupacyjny od początku do końca tj. do podpisania porozumienia. Po drodze mnożyły się problemy, które trzeba było rozwiązywać. W trzecim dniu strajk zaczął się łamać. Ludzie byli zmęczeni, poddawani presji ze strony przeciwników strajku. Argumenty, że dalsze strajkowanie nie ma sensu, po co się męczyć, rodziły wątpliwości wśród załogi. Sytuacja robiła się napięta. Należało coś zrobić, bo atmosfera psuła się, a dalsze strajkowanie stoi pod znakiem zapytania. KS postanowił w tej sytuacji, że przeciwnicy strajku mają opuścić zakład. I tak się stało. Ok. 20 osób znalazło się poza bramą Fabryki. W tym dniu wieczorem dołączył do nas Adam Golik jako jedyny z osób pracujących w budynku dyrekcji przy ul. Płk. Dąbka (dzisiaj siedziba Banku Santander i Prokuratury Rejonowej). W tym dniu, jak wspomniałem KS Fabryki Domów, został zgłoszony w MKS Elbląg. Wszystko to sprawiło, że poprawiły się nastroje strajkujących. Zobaczyliśmy, że nie jesteśmy sami, że inni są solidarni także z nami też walczą i także mają swoje problemy. Powodzenie strajku zależało również od wsparcia ze strony rodzin. Takie wsparcie mieliśmy więc i dalsze strajkowanie było możliwe. W niedzielę, 24 sierpnia, została odprawiona w Stolarni na fabryce msza św., którą odprawił ks. Janusz Koniec. Także w niedzielę odwiedził nas dziennikarz z Gdańska Włodzimierz Szymański, jeden z 60 trójmiejskich dziennikarzy sygnatariuszy odezwy popierającej żądania strajkujących. Zdał on relację z tego, co działo się w Gdańsku w ostatnim tygodniu. Jego wizyta na fabryce miała także wpływ na wzmocnienie ducha walki w załodze i podtrzymanie atmosfery strajkowej.

Co ciekawe, na każdym plenarnym zebraniu delegatów MKS-ów zarówno elbląskiego jak i gdańskiego, pytano co dzieje się w Zamechu? Zamechu wtedy nie było ani w MKS w Elblągu, ani w MKS w Gdańsku. Normalną sprawą było, że największy zakład pracy zatrudniający ok. 10.000 ludzi był najbardziej predestynowany do przewodzenia strajkowi w mieście. Niedawno Zbigniew Lewandowski przypomniał, jak to pierwszego lub drugiego dnia strajku, tuż po powstaniu MKS, zgłosiła się do niego grupa ludzi podająca się za delegację zamechowców. Z daleka czuć było, że to lipa i pachnie prowokacją. Bardzo szybko okazało się, że ci niby strajkowicze to członkowie PZPR i ZMS, którzy chcieli wybadać, jaką siłę stanowi elbląski MKS i jakie nastroje panują wśród strajkujących załóg elbląskich zakładów pracy.

Z jednej strony można mieć do załogi Zamechu takie czy inne uwagi, ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że po Grudniu 70 dotknęły ją srogie represje. SB, spodziewając się największego zagrożenia ze strony załogi Zamechu, umieściła wewnątrz zakładu dziesiątki tajnych współpracowników i funkcjonariuszy na etatach. I gdy wydawało się, że sytuacja w mieście jest opanowana, Zamech nie strajkuje a SB ma wszystko pod kontrolą, wówczas prowadzenie akcji strajkowej przejęły na siebie mniejsze zakłady. Po kilku dniach powstał w Zamechu Komitet Strajkowy, ale nie przejął od dyrektora władzy w zakładzie. Nie udało mu się zorganizować strajku ogólnozakładowego. Mówiło się, że w Zamechu jest strajk rotacyjny polegający na tym, że ludzie przychodzą do pracy a po zakończeniu zmiany wracają do swoich domów. Część załogi pracowała inni byli na swoich stanowiskach, lecz nie pracowali, a prowadzili np. ożywione dyskusje. Oficjalna propaganda partyjna podawała że były to „przerwy w pracy”, a nie strajk. Błędem, jaki popełniono w Zamechu, było prowadzenie rozmów z ministrem Zbigniewem Bartosiewiczem o podwyższeniu wynagrodzeń. Było to sprzeczne ze stanowiskiem MKS w Gdańsku, który jako jedyny prowadził negocjacje z delegacją rządową w imieniu wszystkich strajkujących załóg zakładów pracy w całym kraju. Tylko dzięki interwencji Waldemara Szadkowskiego przygotowanego porozumienia nie podpisano.

  Elbląg, Tadeusz Chmielewski
Tadeusz Chmielewski (fot. Michał Skroboszewski)

 

- Jaka była atmosfera tamtych dni?

- Na początku strajku niepewność, w pierwszych dwóch, trzech dniach także i strach oraz wiele problemów organizacyjnych, ale po ich przezwyciężeniu atmosfera poprawiła się i była naprawdę fantastyczna. Takiego doświadczenia sprzed 40 lat, w jakim przyszło mi uczestniczyć, nigdy nie przeżyłem i nigdy już nie przeżyję. To była rzecz niepowtarzalna. Intuicja podpowiadała mi „nie patrz na nic, idź w ten strajk”.

Było to wydarzenie, na które Polacy czekali długo, po latach upokorzeń, oszustw i represji w okresie PRL-u, całej tej otoczki, oportunizmu ludzi, którzy nie powiedzieli własnego zdania, tego, co naprawdę myślą ponieważ bali się o przyszłość swoją i rodziny. A tutaj podczas strajku czuliśmy się wolnymi, rozmawialiśmy o wszystkim, o uczuciach, wolności i niepodległości kraju, o komunizmie z którym kolejne pokolenia próbowały walczyć. Nie mieliśmy kontaktu ze światem zewnętrznym, ale mogliśmy liczyć na siebie, mając to co najcenniejsze i najważniejsze – wzajemne zaufanie.

Podczas strajku nie było kierowników, mistrzów, przełożonych i podwładnych, byliśmy z sobą po imieniu, stanowiliśmy wspólnotę, spożywaliśmy wspólne posiłki, panowała atmosfera wzajemnej życzliwości. Jak padła propozycja, że zostajemy w zakładzie, zgoda była jednomyślna. Nikt nie zgłaszał wątpliwości. Zaczęliśmy strajkować, należało się zorganizować, podzielić zadania. Powstał Komitet Strajkowy, który zbierał się raz dziennie. Omawiane były sprawy bieżące, podejmowane decyzje. Wieczorem na stołówce z akompaniamentem gitary, śpiewaliśmy pieśni patriotyczne i piosenki kabaretowe najczęściej te z „Trójki” z programu „60 minut na godzinę”. Gdy strach minął, nikt się nie zastanawiał, a przynajmniej nie mówił tego głośno, co z nami będzie. Byliśmy przekonani, że mamy rację, że tym razem musimy wygrać.

MKS był praktycznie odpowiedzialny za życie w mieście. W przedsiębiorstwach branży spożywczej takich jak zakłady mięsne, piekarnie, mleczarnie, które nie mogły brać czynnego udziału w strajku, na znak solidarności z załogami strajkującymi wywieszano na budynkach flagi biało-czerwone. Podobnie były oflagowane samochody Przedsiębiorstwa Transportu Handlu Wewnętrznego, dowożące żywność do strajkujących załóg i sklepów.

 

- Kiedy zaczęliście zdawać sobie sprawę, że porozumienie jest blisko?

- Po niedzieli, 24 sierpnia, propaganda w telewizji i prasie zaczęła łagodnieć, nie było mocnych ataków prasowych skierowanych w stronę strajkujących. To dawało nadzieję, że 21 postulatów zostanie przez władzę uwzględnionych. Najważniejszym było oczywiście powstanie niezależnych samorządnych związków zawodowych, co Lech Wałęsa podkreślał w każdym wywiadzie, od rana do wieczora. Wiedział czego chce, mieliśmy do niego zaufanie. Był liderem, przewodniczącym, który rozumiał problemy ludzi pracy w Polsce. Pamiętał o ofiarach Grudnia 70, mówił, że musimy postawić pomnik dla uczczenia ich pamięci. W Elblągu także pamiętaliśmy o ofiarach i wiedzieliśmy, że musimy również zbudować pomnik poświęcony pamięci ofiar Grudnia 70.

Podpisując porozumienie ze strajkującymi załogami zakładów pracy reprezentowanymi przez MKS Gdańsk, władze PRL zobowiązywały się do zrealizowania 21 postulatów, z których pierwszym i najważniejszym była zgoda na powstanie niezależnych od partii i pracodawców niezależnych związków zawodowych. Część postulatów miała charakter polityczny, pozostałe dotyczyły spraw socjalno-bytowych. Postulaty polityczne obejmowały m.in. prawo do strajku, wolność słowa, środków masowego przekazu, uwolnienie więźniów politycznych, przywrócenie do pracy ludzi zwolnionych po strajkach w 1970 i 1976 roku.

W sobotę, 30 sierpnia, rozmawiałem telefonicznie z Bogdanem Borusewiczem, do którego dotarły informacje, że w zakładach elbląskich zostały zakończone strajki. Zapewniłem go, że to nieprawda i trwamy w dalszym ciągu w strajku okupacyjnym. Umówiliśmy się, że sygnałem do zakończenia strajku będzie transmisja telewizyjna prowadzona na żywo z podpisania porozumienia w Stoczni Gdańskiej. W niedzielne przedpołudnie, 31 sierpnia, w stolarni ksiądz Jan Koniec odprawił mszę świętą. Po niej około południa zebraliśmy się wszyscy na stołówce zakładowej i oglądaliśmy na ekranie telewizyjnym transmisję z wydarzenia, na które czekały miliony Polaków. W końcu jest – porozumienie podpisane! Można odetchnąć. Wzruszenie udzieliło się wszystkim. Tego dnia poczuliśmy siłę i zwycięstwo. Ktoś rzucił pomysł, że w niedzielę nie wracamy do domów. Zostaliśmy na noc i w poniedziałek o godz. 7 przekazaliśmy dyrektorowi klucze od Fabryki z informacją, że załoga jest gotowa do pracy.

Jak walec solidarnościowy ruszył w sierpniu, to przetoczył się przez 16 kolejnych miesięcy tzw. Karnawału Solidarności... W pierwszych dniach września zaczęły powstawać komitety założycielskie NSZZ. 17 września spotkali się w klubie SG „Ster” w Gdańsku-Wrzeszczu przedstawiciele reprezentujący ośrodki z całego kraju, w których odbywały się protesty sierpniowe. W spotkaniu uczestniczyli także przedstawiciele Fabryki Domów w Elblągu oraz elbląskiego MKS. Postanowiono utworzyć jeden ogólnopolski Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”. Powołano tymczasową władzę – Krajową Komisję Porozumiewawczą. Przewodniczącym został Lech Wałęsa, a zastępcą Ryszard Kalinowski. Opracowano projekt statutu związku.

Po latach można powiedzieć, że Porozumienia Sierpniowe stanowiły wyłom w systemie komunistycznym. Były pierwszym, ale jakże ważnym krokiem w kierunku zmian, jakie czekały Polskę i Europę …

 

Członkowie komitetu strajkowego w Zakładzie Produkcji Przemysłowej (Fabryce Domów) Elbląskiego Kombinatu Budowlanego:

Zbigniew Łabędzki – przewodniczący

Tadeusz Chmielewski – zastępca przewodniczącego

Dariusz Brzozowski – zastępca przewodniczącego

Mariola Niechaj – sekretarz

Zdzisława Olszewska – skarbnik

Stefan Kulik

Marian Koszel

Stanisław Dawidziuk

Jerzy Lubaszewski

Jan Bożyn

Jerzy Kacik

Mirosław Olszewski

Marian Frąckiewicz

Stanisław Dziek

Antoni Szatkowski

Zbigniew Cieśliński

Tadeusz Rogala

Andrzej Charewicz

Ryszard Pełech

Wojciech Gosieniecki

Romana Sass

Andrzej Wichrowski

Czesław Usel

Sławomir Breska

Romuald Staroń

 

W środę opublikujemy wywiad z Waldemarem Szadkowskim, jednym z uczestników strajków w 1980 roku, który wówczas pracował w Zamechu


Najnowsze artykuły w dziale Dawno temu

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Tylko Wolna Wielka Polska, precz z lewackim pisem!
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    18
    11
    Antysocjalista(2020-08-18)
  • To były czasy. Zlodzieje i bandyci kontra studenci i robotnicy. Dziś bandyci nazywaja sie patriotami a złodzieje dalej w sejmie. Tyle że teraz kradną tyle żeby na 500+ starczylo
  • Tadeusz Chmielewski to prawdziwa żywa Encyklopedia tamtych czasów. .. ..
  • Zamech był przesiąknięty agenturą SB, jedna wielka kapusiownia, po grudniu 1970 roku to była firma specjalnej troski sbecji, możnaby wiele o tym pisać jak to funkcjonowało, jeszcze teraz widać jak te kapusty działają i robią co mogą aby zakłamywac tamte czasy,
  • Byłem na wakacyjnym wyjeżdzie na Węgry. Któregoś dnia gdy siedziałem i kontemplowałem piękno starego Budapesztu, podszedł do mnie facet i pokazał mi gazetę w której połowa pierwszej strony to było zdjęcie robotników na terenie stoczni w Gdańsku. Tak dowiedziałem się o tym, że zaczął się Sierpień'80.Byłem świeżo upieczonym maturzystą, miałem zielono w głowie i nie bardzo zdawałem sobie sprawę jak trudne czasy - nadciągają. Gdy teraz patrzę na ten rozentuzjazmowany tłum na ulicach Mińska to nie wiem czy Oni rozumieją co ich czeka. Chciałbym aby los oszczędził im tego co przez lata doświadczyli zwykli polscy obywatele. Droga od obalenia systemu do wolności jest długim ciemnym tunelem, a światełko na jego końcu to może być neon Lidla lub Biedronki. Oby nie. .. .
  • Powyższe wpisy zostawię bez komentarza ! Czy wy macie coś w tych mózgownicach poza nienawiści do PiS???
  • Tadeusz Chmielewski to niezwykły człowiek, godzien największego szacunku. 40 lat temu było więcej takich jak On, ale wielu później pobłądziło, albo dało sobie spokój. Na strajkach, a później w Solidarności były miliony. Na początku zjednoczonych buntem przeciw władzy i systemowi, a później coraz bardziej różniących się, a nawet skłóconych. Dziękuję za tamte chwile, atmosferę Sierpnia, tworzenie NSZZ i za to, że mieliście odwagę i siłę na działalność w podziemiu w stanie wojennym. I także za odwagę wzięcia odpowiedzialności po 1989 roku. Niewielu było na to stać. Łatwiej być z boku i krytykować.
  • @Serie - Boli, że Kaczego ronda nima, oj boli, co nie?
  • "Czy wy macie coś w tych mózgownicach poza nienawiści do PiS?"- Tak jak Gierek przed upadkiem, głosisz.
  • bardzo mądrze napisane, tak było, pamiętam z tamtego czasu Zamech, pozdrawiam wszystkich z B-14 przy Stoczniowej
  • Każde zdjęcie na autora
  • Tadeusz, wspaniały wywiad. Pozdrawiam
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz Pokaż ten wątek
    11
    0
    Aniela Wiesława Grudzińska(2020-08-18)
Reklama