Wracając wczoraj z Warszawy, o godz. 11 w radiu RMF FM usłyszałem informacje z kraju, a wśród nich między innymi tę o inwestycji za setki milionów złotych – w Grzechotki! Po powrocie do domu postanowiłem odszukać tę informację na stronie internetowej radia.
Przypomnę tylko, że dokładnie rok temu pisałem o problemie związanym z budową i uruchomieniem przejścia granicznego w Grzechotkach, w artykuliku pod tytułem „Jak długo jeszcze”. Właśnie 24 września minęła kolejna rocznica otwarcia odcinka drogi prowadzącej wciąż „donikąd”. Pisałem wówczas między innymi:
„… mija rocznica uroczystości otwarcia 50-kilometrowego odcinka drogi S-22 z Elbląga do granicy z obwodem kaliningradzkim. Otwarcie świętowano w atmosferze sukcesu. Nie zakłócił jej nawet fakt, że jeszcze długo będzie to droga donikąd. Wprawdzie przejście w Grzechotkach strona polska oddała w połowie 2006 r., a koszt wyniósł 132 miliony złotych, ale do dziś nic się tam nie odprawia, bo po stronie rosyjskiej wciąż jest tylko plac budowy. Warto przypomnieć, że ten 50-kilometrowy odcinek budowano 2 lata i kosztował 483 miliony złotych. Więc zadam pytanie raczej retoryczne: czy marszałek naszego województwa Jacek Protas zadał odpowiednie pytanie premierowi Tuskowi, a ten, czy zagaił premiera Putina: – Jak długo jeszcze...?”
Wczoraj Radio RMF MF w artykule „Grzechotki: Strażnicy graniczni pilnują samych siebie” pisze między innymi:
„…Od czterech lat na polsko-rosyjskim przejściu granicznym w Grzechotkach strażnicy pilnują nie granicy, a samych siebie. Inwestycja za grube miliony jest bowiem bezużyteczna od czterech lat. Rosjanie nie spieszyli się z budową i termin otwarcia przekładali cztery razy. Przejście było gotowe pod koniec 2006 roku, a zostanie otwarte najwcześniej za dwa miesiące…
W Grzechotkach aż roi się od absurdów. Przejście oddziela mieszkańców wsi od reszty świata. Do przejścia prowadzi nowo wybudowana droga szybkiego ruchu. Na razie z Grzechotek można na nią wjechać, ale niebawem ten wjazd zostanie zamknięty. A wówczas – jak mówią naszemu dziennikarzowi mieszkańcy – do najbliższego miasta będą mieć 10 kilometrów dalej.
Budowa przejścia kosztowała ponad 110 mln złotych, z czego większość dostaliśmy z Unii. Ale na razie zamiast podróżnych widać jedynie jadące na przejście kolejne ekipy remontowe.
A to nie koniec przygranicznych absurdów. 16 mln złotych na wyposażenie przejścia było zapisanych w budżecie już w 2006 roku. Ale że przejście się nie otwiera, wojewoda warmińsko-mazurski każdej jesieni zwraca pieniądze do budżetu centralnego, by w nowym roku dostać je ponownie. I tak właśnie od czterech lat wygląda obieg pieniądza na granicy.”
Nasuwa mi się pytanie: ile w ciągu tych lat od momentu otwarcia po polskiej stronie przejścia granicznego w Grzechotkach liderzy polityczni, samorządowcy i parlamentarzyści złożyli interpelacji, wniosków czy też zapytań i do kogo, aby takich absurdów nie było?
Mam wrażenie, że zdanie: przejście graniczne „..zostanie otwarte najwcześniej za dwa miesiące…” można brać pod uwagę wyłącznie jak kolejne świąteczno-noworoczne życzenie!
Źródło: rmf24.pl
„… mija rocznica uroczystości otwarcia 50-kilometrowego odcinka drogi S-22 z Elbląga do granicy z obwodem kaliningradzkim. Otwarcie świętowano w atmosferze sukcesu. Nie zakłócił jej nawet fakt, że jeszcze długo będzie to droga donikąd. Wprawdzie przejście w Grzechotkach strona polska oddała w połowie 2006 r., a koszt wyniósł 132 miliony złotych, ale do dziś nic się tam nie odprawia, bo po stronie rosyjskiej wciąż jest tylko plac budowy. Warto przypomnieć, że ten 50-kilometrowy odcinek budowano 2 lata i kosztował 483 miliony złotych. Więc zadam pytanie raczej retoryczne: czy marszałek naszego województwa Jacek Protas zadał odpowiednie pytanie premierowi Tuskowi, a ten, czy zagaił premiera Putina: – Jak długo jeszcze...?”
Wczoraj Radio RMF MF w artykule „Grzechotki: Strażnicy graniczni pilnują samych siebie” pisze między innymi:
„…Od czterech lat na polsko-rosyjskim przejściu granicznym w Grzechotkach strażnicy pilnują nie granicy, a samych siebie. Inwestycja za grube miliony jest bowiem bezużyteczna od czterech lat. Rosjanie nie spieszyli się z budową i termin otwarcia przekładali cztery razy. Przejście było gotowe pod koniec 2006 roku, a zostanie otwarte najwcześniej za dwa miesiące…
W Grzechotkach aż roi się od absurdów. Przejście oddziela mieszkańców wsi od reszty świata. Do przejścia prowadzi nowo wybudowana droga szybkiego ruchu. Na razie z Grzechotek można na nią wjechać, ale niebawem ten wjazd zostanie zamknięty. A wówczas – jak mówią naszemu dziennikarzowi mieszkańcy – do najbliższego miasta będą mieć 10 kilometrów dalej.
Budowa przejścia kosztowała ponad 110 mln złotych, z czego większość dostaliśmy z Unii. Ale na razie zamiast podróżnych widać jedynie jadące na przejście kolejne ekipy remontowe.
A to nie koniec przygranicznych absurdów. 16 mln złotych na wyposażenie przejścia było zapisanych w budżecie już w 2006 roku. Ale że przejście się nie otwiera, wojewoda warmińsko-mazurski każdej jesieni zwraca pieniądze do budżetu centralnego, by w nowym roku dostać je ponownie. I tak właśnie od czterech lat wygląda obieg pieniądza na granicy.”
Nasuwa mi się pytanie: ile w ciągu tych lat od momentu otwarcia po polskiej stronie przejścia granicznego w Grzechotkach liderzy polityczni, samorządowcy i parlamentarzyści złożyli interpelacji, wniosków czy też zapytań i do kogo, aby takich absurdów nie było?
Mam wrażenie, że zdanie: przejście graniczne „..zostanie otwarte najwcześniej za dwa miesiące…” można brać pod uwagę wyłącznie jak kolejne świąteczno-noworoczne życzenie!
Źródło: rmf24.pl