Pięć załóg w zabytkowych volkswagenach garbusach wybrało się w podróż z Olsztyna do Gibraltaru, by tam, 4 lipca, uczcić 70. rocznicę katastrofy, w której zginął gen. Władysław Sikorski. Ekipa zawitała też do Maroka, a później m.in. do Portugalii, Hiszpanii i Francji. Podróżnicy nocowali na campingach, ale namiot rozbili także w … największym salonie VW w Casablance. Jedli prażone kalmary, kąpali się w oceanie i nawet awaria jednego z „garbatych” aut nie zepsuła humorów ani planu podróży.
- Wyruszyliśmy 28 czerwca z Olsztyna – wspominał. – Przyjaciele z Olsztyna, Dobrego Miasta, Mrągowa, Gdańska, z okolic Kartuz [nietypowe wydarzenie wsparły finansowo: Starostwo Powiatowe w Olsztynie oraz w Kartuzach - red.]. W sumie pięć samochodów, a w jednym z nich ja z córką, Martyną, choć – jak się szybko okazało – nie na długo, bo auto zepsuło się już w Niemczech. To nic nadzwyczajnego w tego rodzaju, kilkudziesięcioletnich samochodach – zaznaczył miłośnik garbusów. – Mój ma 37 lat i dopadła go, po prostu, awaria, ale tego typu, że nie można było jej usunąć na trasie więc samochód na lawecie wrócił do Elbląga. My przesiedliśmy się do garbusa, którym podróżował Leszek i pojechaliśmy dalej – dodał z uśmiechem Tomasz Gliniecki.
Podróż trwała w sumie trzy tygodnie, ale jej pierwszym, głównym celem był Gibraltar.
- Był to Rajd Pamięci i jechaliśmy w rajdowym tempie, jak na tak stare samochody – podkreślał Tomasz Gliniecki - więc do 120 km/h. A do pokonania mieliśmy 3,5 tys. kilometrów, by 4 lipca zameldować się na Gibraltarze. Tam uczestniczyliśmy w uroczystościach związanych z 70. rocznicą śmierci generała Władysława Sikorskiego, byliśmy przy odsłonięciu nowego pomnika, przed którym – jako jedna z trzech delegacji z Polski - złożyliśmy wieniec.
Potem była część wypoczynkowa.
- Przenieśliśmy się drogą wodną do Maroka – wspominał Tomasz Gliniecki. - Ponieważ jechaliśmy starymi volkswagenami to tam też znaleźliśmy przyjaciół. Przyjął nas VW Maroko. W największym salonie volkswagena w Casablance odbył się event pod hasłem „Legenda motoryzacji wraca do Maroka”. Wypucowano nasze samochody, byli dziennikarze, błysk fleszy. Ponieważ nocujemy zawsze tam, gdzie stoją nasze auta, to nocowaliśmy w tym salonie (śmiech). Tam rozbiliśmy namiot – kontynuował opowieść.– Potem ludzie, którzy tam pracują pokazali nam wszystkie ważne rzeczy w Casablance, zabrali nas na plażę , do swoich domów, pokazali swoje tradycje, również kuchnię. Jedliśmy kalmary prażone, gotowane ryby z warzywami, które je się z bułkami pita - koniecznie rękoma. Piliśmy także słynną ożywczą herbatę ze świeżej mięty. Nasza wizyta w Casablance nie była zbyt długa, bo chcieliśmy wrócić do Tangeru [ok. 400 km – red.] przed rozpoczęciem ramadanu.
Podróżnicy wrócili do Europy i skierowali się do Portugalii.
- Zwiedziliśmy Lizbonę, byliśmy na portugalskim wybrzeżu – wyliczał Tomasz Gliniecki. - Potem Hiszpania, okolice Bordeaux we Francji, dwa dni odpoczynku – bo trasy męczące, wysokie temperatury, a auta przecież nieklimatyzowane - Paryż i do domu.
Elblążanin podróżuje garbusem po Europie od 1996 r. Zawsze z przyjaciółmi, choć przyznaje – nie zawsze w tym samym składzie. Widział wiele.
- Nie byłem tylko w dwóch krajach Europy, ale w wielu innych byłem po wielokroć – mówił Tomasz Gliniecki. - Nie byłem w Norwegii i w Danii, ale one nie są daleko więc są „do ogarnięcia” za rok, dwa, może trzy. Zasada jest taka, że po jednej podróży ustalamy, co będzie podczas następnej.