Szykuje się rewolucja w systemie oświaty. Nauczyciele mają za sobą pierwszy protest, nie wykluczają strajku generalnego. W dniu święta polskiej edukacji o kondycji szkolnictwa, obawach przed czekającymi zmianami rozmawiamy z Gerardem Przybylskim, prezesem Związku Nauczycielstwa Polskiego w Elblągu.
- Dominika Kiejdo: - Minister edukacji narodowej twierdzi, że reforma oświaty, która już wkrótce obejmie polskie szkolnictwo jest przemyślana i odpowiedzialna, tymczasem chaos to chyba właściwe określenie na to, co dzieje się obecnie we współczesnej oświacie.
- Gerard Przybylski: - Oczywiście, że jest to chaos. Pani minister sądzi, że wszystko jest przygotowane do przeprowadzenia tej reformy. Jednak na chwilę obecną my nie wiemy nic. Nie wiemy, jak ta reforma ma przebiegać. Do realizacji tych wszystkich zmian będzie zobligowany samorząd. Te zmiany to długotrwały proces. Trzeba się będzie długo do nich przygotowywać. Po pierwsze najpierw trzeba będzie wprowadzić nowe obwody szkolne, jeśli ma nastąpić przejście uczniów do innych budynków. Łatwiejsze to będzie w przypadku zespołów szkół stanowiących połączenie szkół podstawowych i gimnazjów. Natomiast w przypadku samodzielnych gimnazjów sprawa nie będzie już taka prosta.
- Nie tak dawno oddano do użytku odnowione budynki Gimnazjum nr 2 i nr 5, budynki przystosowane głównie do użytkowania przez młodzież. Co stanie się z dziećmi uczęszczającymi do tych szkół? Jak będą użytkowane tego typu budynki?
- Szkoły te zostały odnowione z pieniędzy unijnych, zobowiązuje nas więc umowa, żeby przez określony czas były użytkowane. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że szkoły te nie są dostosowane do użytkowania przez dzieci młodsze. Należałoby więc znów przystosować je do młodszych uczniów. A na to znów potrzebne są pieniądze, które w tym kraju wydawane są lekką ręką.
- Jak wyobraża sobie Pan reorganizację szkolnictwa w naszym mieście?
- Jak byłem wcześniej przeciwnikiem wprowadzania w naszym kraju gimnazjów, tak teraz jestem za tym, by utrzymać tę strukturę. Należałoby raczej zmienić sam system, wzmocnić nauczycieli. Nikt tak naprawdę nie wie, w jakim kierunku pójdzie ta reforma. Dzisiaj każda szkoła ma swój rejon. Przykładowo Szkoła Podstawowa nr 18 jest przepełniona. Jeśli dojdą do niej kolejne klasy, dzieci się tam nie pomieszczą. W takim wypadku należałoby rozpocząć nabór w Zespole Szkół nr 3 czy w Gimnazjum nr 2, bo ono jest niedaleko. Najtrudniejszą rzeczą dla samorządów będzie właściwie ulokowanie uczniów do klas siedem i osiem. A nie każdy rodzic zgodzi się na oddanie dziecka do tej czy innej placówki. Ludźmi rządzą sentymenty i nie będą chcieli posłać dziecka do placówki, z którą nie są związani.
- Wiadomo, że już obecni szóstoklasiści pójdą do klasy siódmej. Nadal nie rozumiem, jak mają wyglądać kwestie reorganizacyjne. Do jakiej szkoły pójdzie przykładowo uczeń SP 15 po skończonej klasie szóstej. Zostanie w placówce? Powstaną szkoły dwuklasowe w budynkach byłych gimnazjów?
- Na razie nie wiadomo. Nic nie wiadomo. Na tym polega cały ten chaos, który tworzy się także w umysłach dzieci. Wszystko spada na barki samorządu. Na chwilę obecną nie wiemy jeszcze nic. Będzie to na pewno łatwiejsze w małych gminach, gdzie szkoły są małe. Natomiast w dużych miastach będzie to ogromny problem. Zmienić się będą musiały siatki godzin, programy nauczania. Nie wiemy, jak to wszystko miałoby wyglądać. Szkoły są odpowiednio przystosowane do obecnego systemu kształcenia. Teraz nastąpi kompletna reorganizacja tego, na co pracowaliśmy przez 17 lat. Odpowiada mi jedynie to, że w klasach ponadgimnazjalnych dojdzie jeszcze jeden rok przygotowań do matury.
- A jednak 17 lat temu, gdy wchodziła nowa reforma szkolnictwa, nauczyciele byli przeciw tworzeniu gimnazjów. Teraz nie chcą żadnych zmian...
- Po tylu latach pracy, wkładania pieniędzy w tę reformę, pieniędzy także nauczycieli, którzy musieli się dokształcać i przekwalifikować na potrzeby nowej reformy, po latach reorganizacji, robimy nagle następne zamieszanie. A nie ma przecież przesłanek, że my dzisiaj gorzej uczymy. Nauczyciele przyuczali się latami, dostali różnego rodzaju wsparcie psychologów, pedagogów, a teraz proponuje się im rewolucję. Bo to jest rewolucja, za którą pójdą zwolnienia, niepotrzebne koszty. A nie tędy droga. Brakuje dialogu pomiędzy rządem i oświatą w tej sprawie. Nikt nas nie pytał o zdanie.
- Jednak zgodzi się Pan z faktem, że gimnazjum to skupisko młodzieży w najtrudniejszym wieku, co oznacza ogrom pracy wychowawczej nauczycieli.
- Nauczyciele są takimi fachowcami, ze sobie poradzą. Ja w nich wierzyłem i wierzę.
- Mówi Pan, że nauczyciele uczą dobrze, że Polska wypada nieźle na tle innych krajów, jeśli chodzi o poziom nauczania, że przynosi ono efekty. Nie uważa Pan jednak, że programy szkolne są przeładowane? Dzieci siedzą w szkole po siedem, osiem godzin dziennie, przychodzą do domu z toną prac domowych. Gdzie tu czas na pasje, na zainteresowania? Chyba nie chodzi o to, by zarzucać je niepotrzebną wiedzą, a ukierunkowywać. To zniechęca do nauki.
- Dla zapracowanych rodziców wygodniej jest, gdy dziecko spędza tyle godzin w placówce szkolnej. Ten system należałoby trochę zmodyfikować. Mi podoba się system oświaty w krajach skandynawskich. Dzieci mają tam zajęcia w blokach 90 minutowych, potem bez względu na aurę wychodzą na dwór, wracają i znów rozpoczynają zajęcia. Umysł dostaje tlenu i można się znów zabierać do pracy. Mało tego, niedobrze jest, by dziecko w domu odrabiało lekcje. Świat poszedł tak daleko, że rodzice nie mają teraz czasu na siedzenie z dziećmi nad ich lekcjami. Dziecko powinno w domu wypoczywać, być przy rodzicach i z nimi miło spędzać czas, by w dobie tego ciągłego biegu, kieratu i braku czasu, razem spędzać każdą wolną chwilę.
- A jednak dzieci już od najmłodszych lat siedzą godzinami nad lekcjami a wraz z nimi i rodzice. Gdy ja byłam uczniem, nikt mi w lekcjach nie pomagał, nie było też mody na pobieranie korepetycji. Teraz lekcje w szkole już nie wystarczą, wszyscy poszukują korepetytora. A gdzie czas na zabawę, na rozwój zainteresowań, pasji?
- Dobrze, że w szkołach jest wiele zajęć dodatkowych czy zajęć wyrównawczych, by pomóc zrozumieć dziecku materiał, jednak nie można w ciągu dnia bombardować go wielką ilością materiału, bo ono nie jest w stanie tyle przetrawić. Będzie się tylko buntowało, szczególnie gdy jest w trudnym wieku. I tutaj powinna nastąpić zmiana. Dziecko po szkole powinno mieć już czas wolny, tylko dla siebie. Niepotrzebnie pchamy w nie tyle wiedzy, a to tylko sprawia, że ono nie lubi do tej szkoły chodzić.
- Kolejną kwestią jest fakt, że za mało jest w szkołach zajęć praktycznych, uczenia się na bazie doświadczeń, dochodzenia do wiedzy przez eksperyment.
- Dzieci skandynawskie wychodzą w plener, poznają nowe drzewa, zbierają liście, nazywają je i to jest nauka praktyczna, a u nas uczymy się tego z książek. Taka praktyczna wiedza z pewnością szybciej pomoże dziecku odnaleźć się w codziennym często trudnym świecie.
- Gerard Przybylski: - Oczywiście, że jest to chaos. Pani minister sądzi, że wszystko jest przygotowane do przeprowadzenia tej reformy. Jednak na chwilę obecną my nie wiemy nic. Nie wiemy, jak ta reforma ma przebiegać. Do realizacji tych wszystkich zmian będzie zobligowany samorząd. Te zmiany to długotrwały proces. Trzeba się będzie długo do nich przygotowywać. Po pierwsze najpierw trzeba będzie wprowadzić nowe obwody szkolne, jeśli ma nastąpić przejście uczniów do innych budynków. Łatwiejsze to będzie w przypadku zespołów szkół stanowiących połączenie szkół podstawowych i gimnazjów. Natomiast w przypadku samodzielnych gimnazjów sprawa nie będzie już taka prosta.
- Nie tak dawno oddano do użytku odnowione budynki Gimnazjum nr 2 i nr 5, budynki przystosowane głównie do użytkowania przez młodzież. Co stanie się z dziećmi uczęszczającymi do tych szkół? Jak będą użytkowane tego typu budynki?
- Szkoły te zostały odnowione z pieniędzy unijnych, zobowiązuje nas więc umowa, żeby przez określony czas były użytkowane. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że szkoły te nie są dostosowane do użytkowania przez dzieci młodsze. Należałoby więc znów przystosować je do młodszych uczniów. A na to znów potrzebne są pieniądze, które w tym kraju wydawane są lekką ręką.
- Jak wyobraża sobie Pan reorganizację szkolnictwa w naszym mieście?
- Jak byłem wcześniej przeciwnikiem wprowadzania w naszym kraju gimnazjów, tak teraz jestem za tym, by utrzymać tę strukturę. Należałoby raczej zmienić sam system, wzmocnić nauczycieli. Nikt tak naprawdę nie wie, w jakim kierunku pójdzie ta reforma. Dzisiaj każda szkoła ma swój rejon. Przykładowo Szkoła Podstawowa nr 18 jest przepełniona. Jeśli dojdą do niej kolejne klasy, dzieci się tam nie pomieszczą. W takim wypadku należałoby rozpocząć nabór w Zespole Szkół nr 3 czy w Gimnazjum nr 2, bo ono jest niedaleko. Najtrudniejszą rzeczą dla samorządów będzie właściwie ulokowanie uczniów do klas siedem i osiem. A nie każdy rodzic zgodzi się na oddanie dziecka do tej czy innej placówki. Ludźmi rządzą sentymenty i nie będą chcieli posłać dziecka do placówki, z którą nie są związani.
- Wiadomo, że już obecni szóstoklasiści pójdą do klasy siódmej. Nadal nie rozumiem, jak mają wyglądać kwestie reorganizacyjne. Do jakiej szkoły pójdzie przykładowo uczeń SP 15 po skończonej klasie szóstej. Zostanie w placówce? Powstaną szkoły dwuklasowe w budynkach byłych gimnazjów?
- Na razie nie wiadomo. Nic nie wiadomo. Na tym polega cały ten chaos, który tworzy się także w umysłach dzieci. Wszystko spada na barki samorządu. Na chwilę obecną nie wiemy jeszcze nic. Będzie to na pewno łatwiejsze w małych gminach, gdzie szkoły są małe. Natomiast w dużych miastach będzie to ogromny problem. Zmienić się będą musiały siatki godzin, programy nauczania. Nie wiemy, jak to wszystko miałoby wyglądać. Szkoły są odpowiednio przystosowane do obecnego systemu kształcenia. Teraz nastąpi kompletna reorganizacja tego, na co pracowaliśmy przez 17 lat. Odpowiada mi jedynie to, że w klasach ponadgimnazjalnych dojdzie jeszcze jeden rok przygotowań do matury.
- A jednak 17 lat temu, gdy wchodziła nowa reforma szkolnictwa, nauczyciele byli przeciw tworzeniu gimnazjów. Teraz nie chcą żadnych zmian...
- Po tylu latach pracy, wkładania pieniędzy w tę reformę, pieniędzy także nauczycieli, którzy musieli się dokształcać i przekwalifikować na potrzeby nowej reformy, po latach reorganizacji, robimy nagle następne zamieszanie. A nie ma przecież przesłanek, że my dzisiaj gorzej uczymy. Nauczyciele przyuczali się latami, dostali różnego rodzaju wsparcie psychologów, pedagogów, a teraz proponuje się im rewolucję. Bo to jest rewolucja, za którą pójdą zwolnienia, niepotrzebne koszty. A nie tędy droga. Brakuje dialogu pomiędzy rządem i oświatą w tej sprawie. Nikt nas nie pytał o zdanie.
- Jednak zgodzi się Pan z faktem, że gimnazjum to skupisko młodzieży w najtrudniejszym wieku, co oznacza ogrom pracy wychowawczej nauczycieli.
- Nauczyciele są takimi fachowcami, ze sobie poradzą. Ja w nich wierzyłem i wierzę.
- Mówi Pan, że nauczyciele uczą dobrze, że Polska wypada nieźle na tle innych krajów, jeśli chodzi o poziom nauczania, że przynosi ono efekty. Nie uważa Pan jednak, że programy szkolne są przeładowane? Dzieci siedzą w szkole po siedem, osiem godzin dziennie, przychodzą do domu z toną prac domowych. Gdzie tu czas na pasje, na zainteresowania? Chyba nie chodzi o to, by zarzucać je niepotrzebną wiedzą, a ukierunkowywać. To zniechęca do nauki.
- Dla zapracowanych rodziców wygodniej jest, gdy dziecko spędza tyle godzin w placówce szkolnej. Ten system należałoby trochę zmodyfikować. Mi podoba się system oświaty w krajach skandynawskich. Dzieci mają tam zajęcia w blokach 90 minutowych, potem bez względu na aurę wychodzą na dwór, wracają i znów rozpoczynają zajęcia. Umysł dostaje tlenu i można się znów zabierać do pracy. Mało tego, niedobrze jest, by dziecko w domu odrabiało lekcje. Świat poszedł tak daleko, że rodzice nie mają teraz czasu na siedzenie z dziećmi nad ich lekcjami. Dziecko powinno w domu wypoczywać, być przy rodzicach i z nimi miło spędzać czas, by w dobie tego ciągłego biegu, kieratu i braku czasu, razem spędzać każdą wolną chwilę.
- A jednak dzieci już od najmłodszych lat siedzą godzinami nad lekcjami a wraz z nimi i rodzice. Gdy ja byłam uczniem, nikt mi w lekcjach nie pomagał, nie było też mody na pobieranie korepetycji. Teraz lekcje w szkole już nie wystarczą, wszyscy poszukują korepetytora. A gdzie czas na zabawę, na rozwój zainteresowań, pasji?
- Dobrze, że w szkołach jest wiele zajęć dodatkowych czy zajęć wyrównawczych, by pomóc zrozumieć dziecku materiał, jednak nie można w ciągu dnia bombardować go wielką ilością materiału, bo ono nie jest w stanie tyle przetrawić. Będzie się tylko buntowało, szczególnie gdy jest w trudnym wieku. I tutaj powinna nastąpić zmiana. Dziecko po szkole powinno mieć już czas wolny, tylko dla siebie. Niepotrzebnie pchamy w nie tyle wiedzy, a to tylko sprawia, że ono nie lubi do tej szkoły chodzić.
- Kolejną kwestią jest fakt, że za mało jest w szkołach zajęć praktycznych, uczenia się na bazie doświadczeń, dochodzenia do wiedzy przez eksperyment.
- Dzieci skandynawskie wychodzą w plener, poznają nowe drzewa, zbierają liście, nazywają je i to jest nauka praktyczna, a u nas uczymy się tego z książek. Taka praktyczna wiedza z pewnością szybciej pomoże dziecku odnaleźć się w codziennym często trudnym świecie.