Przyznaję się. Zdradzam samorząd i moje uczucie do niego - niechęcią do podglądu przebiegu komisji Rady Miejskiej, obrad sesji, konferencji prasowych, raportów, programów, strategii. Tego pozoranctwa samorządności nie da się po prostu podglądać, nie mówiąc już o jakimś fragmencie obywatelskiego udziału. Ubóstwo słowa mówionego i pisanego, omijającego diagnozę Miasta, obecną wyłącznie w „niezależnym drugim obiegu” - czyli bardzo szeroko w prawie każdej społecznej wymianie poglądów oraz w licznych rankingach, badaniach, sondażach - nie zasługuje już nawet na dosadny komentarz. Patrzymy, słuchamy, milczymy, w końcu zostawiamy bezsilnie – pisze były radny Ryszard Klim.
Zapytano mnie, czy 600 stron „Raportu o Stanie Miasta” wskazuje wyzwania przyszłości, wokół których można ożywić i zjednoczyć wspólnotę samorządową. Rozłożyłem ręce. Wskazałem tylko wspomniany „niezależny obieg”, nicujący dziedziny życia miejskiego. Ostrzegłem, że wstrząsnąć może Klub Jagielloński: 95. miejsce Elbląga w ocenie 100 obszarów miejskich w zakresie gospodarki. Trwa więc kabaret, zapoczątkowany „debatą” budżetową na 2019 rok. Widz jest utrzymywany w ciągłej kondycji absurdu.
Blisko wizytówki 783-letniego Elbląga, czyli Pomnika Odrodzenia w Ruinie, jest okazały gmach publiczny. Tam właśnie zapłakano nad 100 milionami, których nie pozyskał budżet samorządu, bo wszyscy wyżej się uwzięli. Przewrotność stwierdzenia ze strony prominenta tej władzy: „Premierze, oddaj 100 mln złotych elblążanom” - my zastępujemy społecznym wezwaniem: „Władzo miejska, o ile zmniejszysz nam czynsze? - racjonalizując 150 mln złotych (to roczne wpływy do dwóch tylko struktur miejskich). Przecież daliście wyborcze słowo honoru”. Mieszkańcy ubożeją, straszy pandemia, bije rząd, ale biją też „swoi” po kieszeniach i moralnością Kalego.
Dyzma wiecznie żywy
Jest jednak miejsce, gdzie, założę się, śmieją się do rozpuku. Z nas prowincjuszy, którym desant „menedżerów” z ościennego miasta i miast ma zaimponować swoim wielkim światem, oderwanym od elbląskiego życia i jego spraw. Mieszkańcy nie mają kompleksów i z chęcią podaliby importowi „czarną polewkę”. Jednak przed tym światem tolerancyjnie rejterują nawet nominalni szefowie. Kpi się tam z nich, bo na ich oczach dopuszcza się do zaistnienia persony raczkującej w jednoosobowej działalności gospodarczej, niedawno zarejestrowanej, więc chyba bezrobotnej, z utajnieniem umowy i apanaży (więc wysokich). To persona, która ma uzdrowić. Co? Nikodem Dyzma wiecznie żywy. Elbląska firma ratuje trójmiejski rynek pracy i urzędy skarbowe, bo tam idą podatki.
Symbolicznie trochę z Gogola i „Rewizora”: „Z kogo tam się śmiejecie? Z was elblążanie, ale także z waszej, i niby naszej władzy, że jest tak naiwna”. Czyż nie pogrążyliśmy się w rzeczywistości? - wobec której, my płatnicy usług, przecieramy oczy z niedowierzaniem. Schowano się tam za parawanem umowy z EKO o dostarczaniu ciepła i on ma umożliwić kontynuację tej orwellowskiej rzeczywistości.
Na pierwszym miejscu spółkowych idiotyzmów postawiłbym ukrycie jednoskładnikowych cen ciepła. Płacimy, nie wiedząc, ile to kosztuje. Firmę obsiadły „kruki” i wyciągają smaczne kęsy. Odpowiada się mi, że bez nich firma prawie zginie, a ich apanaże to „promile” całości finansów. Ja odpowiadam: niech te „promile” będą ujawnione, a nie schowane za tajemnicą przedsiębiorstwa, która jest wytworem obu ukrywających stron. Te „promile” z pewnością znacząco przekraczają katastrofalne wyniki finansowe spółki w dwóch ostatnich latach, tj. 550 tys (2018 r.) i niecałe 200 tys. (2019 r.) Takie „efekty” są możliwe do tolerancji tylko w spółce komunalnej. Spółkę prawa handlowego – poza komunalną - z takimi wynikami czekałyby nieuchronne zmiany kadrowe.
A inne wyniki, np. słynne względne straty ciepła wyrażane w %? Po ok. 100 mln, które poszły na sieci preizolowane, powinny oscylować w granicach 10% (średnia w kraju 12%). U nas: 2016 - 13,93%; 2017 - 13,50 %; 2018 - 13,87% ; 2019 -14,46%. Nieudolność, która w żaden sposób nie przekłada się na systemy płacowo-premiowe menedżerów. To mieszkańcy całościowo płacą. Z 62 mln płaconych przez odbiorców do ziemi przeniknęło w ubiegłym roku 9,2 mln złotych, a nieco więcej - bo na podstawie strat z 2018 r. - weszło do taryfy na 2020 rok.
Specjaliści z URE sugerują, aby do taryf ciepła zaliczać straty właśnie w granicach 12 %, bo nie można przerzucać na odbiorców swojej niekompetencji. Nasi menedżerowie nie uznają sugestii.
Szukam pozytywów, może w zakresie dobrej twórczej atmosfery. Skupiam się na stosunkach międzyludzkich. Jest przecież zapowiedź w biuletynie Informacyjnym spółki: „Moim zadaniem jako menedżera, jest między innymi stwarzanie Państwu warunków pracy, zapewniających Państwu rozwój i satysfakcję z funkcjonowania w dobrze zarządzanym, efektywnym zespole”. Co tu jeszcze trzeba?
Podglądam, bo mam niepokój. Dotyczy podziału tzw. funduszu nagród Dyrektora Naczelnego, obejmującego 2% rocznych uposażeń załogi To coroczna pokusa, aby wzmocnić finansowo „swoich” kosztem innych, czyli monterów i pozostałej części pracowników umysłowych. Ta dyskryminacja znacząco zaistniała w I połowie 2017 roku. Po mojej interwencji rok został „spłaszczony” na korzyść całej załogi. Ale, ale... Rok 2018: 100 stanowisk robotniczych „nagrodzono” 54 tys, a 16 innych - 82 tys. Gratuluję 25,5 tys. zł Prezesowi, tylko nie wiem, czy dotyczy to poprzedniego za 2-letnią pracę czy aktualnego za kilkumiesięczną. Raczej to drugie. Rok 2019 - ciąg dalszy przywilejów grupki. A za 5 miesięcy 2020 r.? Pracownicy fizyczni zasłużyli na „aż” 8600 zł. Optymizmu nie znalazłem, więc dalej nie szukam.
Możliwości ograniczenia kosztów
Chcę podpowiedzieć. Spółka ma poważne możliwości ograniczenia kosztów własnych, bez przerzucania odpowiedzialności za skrajne ceny ciepła, np. na EKO: To:
- pseudodarowizny, przewyższające roczny wynik finansowy;
- otoczenie się w sposób nieproporcjonalny do wielkości firmy podmiotami zewnętrznymi, chowającymi się za pozorami „strategii biznesowych, strategii organizacji, projektowaniu efektywnych struktur organizacyjnych, nakierowanych na budowanie przewagi konkurencyjnej w biznesie”.
- nowomowa (ogłupiająca wg Orwella) mająca na celu: zaimponowanie, rzucenie koła ratunkowego i przesłonienie słabości intelektualnej etatowych organów zarządzających firmami, zwłaszcza komunalnymi, nie dającymi sobie rady. Przewagą konkurencyjną EPEC-u powinna stać się racjonalność i oszczędność, a nie całkowicie oderwane od realiów pozory „komunikacji biznesowej”.
- rozsądek i zdolność przewidywania następstw i odpowiedzialności za nietrafione i nie mające szans na realizację projektów, szczególnie ze znacznym wydaniem środków. Przykładem jest krach kosztownych pomysłów na budowę ciepłowni. Bezrefleksyjnie „opracowywano i płacono”, aby raptem odejść o 180 stopni. Takie działanie ma swoją nazwę i konsekwencje;
- przerzucanie na mieszkańców kosztów swojej nieudolności w postaci uwzględniania w taryfach ciepła pełnej wysokości strat ciepła, które rosną w miarę inwestycji . Brak efektywności firmy powinno się przekładać na system płacowo-premiowy zarządzających;
- możliwość chociażby wystąpienia z propozycją zmniejszenia podatku od nieruchomości epecowskich;
- rezygnacja z wielu wydatków na rzeczy zbędne i niepotrzebne z zakresu nowobogackiego blichtru m. in. takie jak osobista limuzyna. Szef firmy komunalnej powinien mieć wyczucie, na co sobie może pozwolić. Jego uposażenie umożliwia organizowanie przejazdów we własnym zakresie, otrzymując chociażby stosowny ryczałt;
- prawie niemoralne otaczanie się firmami z Trójmiasta, „bo ja jestem stamtąd”. W Elblągu funkcjonuje wiele całkiem dobrych, nie ma do nich zaufania? W dodatku z pewnością koszty byłyby umiarkowanymi.
Sporo więc można zaoszczędzić. Chociaż zasadniczym celem tego, co powyżej, byłoby przekonanie mieszkańców, że tam u nich jest po gospodarsku, i że musimy tyle płacić, bo się nie wyciśnie więcej. Po gospodarsku nie jest. Nawet palcem nie dotyka się pojęcia „oszczędność”.
Uogólniając powyższe, wystarczy umiar. Umiaru nie ma, bo nikt go nie wymaga. Kto ma wymagać? W warunkach prymatu Prezesa nad władzą właścicielską, nadzorczą, uchwałodawczą, z izolowaniem od mieszkańców?
Ten system się czuje
Zbudowano system, którego podstawą jest naciskowy zakaz jakiekolwiek dopuszczenia kogoś z zewnątrz do poznania sposobu gospodarowania publicznymi środkami. Ten system po prostu się czuje. Ten system to także nadal przyzwolenie na zastosowanie „dyscyplinujących” metod kagańcowych. To nie zły sen, to jawa. Ubiegłoroczna Golgota zawodowa człowieka stamtąd, który sądził, że będąc pryncypialnym i oficjalnie informując o tym, co widział, doprowadzi do zainteresowania tematem kogokolwiek, naprawdę odstrasza. System nie toleruje odstępstw. Mają przecież do tego celu utajnione wydumaną tajemnicą usłużne podmioty, wynajęte w Polsce. Nękanie to drobiazg. Przebierają nogami, aby powtórzyć operację, czyli jak dzisiaj „dorwać byłego radnego” Ongiś to się dokonywało przy cichym zezwoleniu pseudo-kolegów, a co dopiero teraz po odrzuceniu pozorów. Deklarowane i oczekiwane wartości zamieniły się w bezwzględną gorliwość posługiwania. Tym się odpłaca za przywileje elbląskiej władzy.
System może osłabić determinacja, chociażby aktywnością dwóch radnych. Wstydem dla kierujących już tylko umowną władzą uchwałodawczą, jest brak wsparcia dla nich. Panie Przewodniczący, larum grają. Uzyskiwać informację publiczną za pomocą sądu administracyjnego? Radni, uwaga! Nie jestem pewny, na jakim etapie może być operacja „dorwać aktualnych”. System bazuje na bezczelności wobec mieszkańca, wobec radnych, wobec parlamentarzystów.
Wracając do określenia „orwellowska rzeczywistość”. Wykuło ją szczególnie ostatnich 6 lat z pogrzebem misyjności usługowych struktur miejskich. Tak się ongiś określało powinności tych struktur nakierowane na cel zasadniczy. Dzisiaj o misji nie mówią nawet jej grabarze, bo „czort” sam wie, czym się oni tam nie zajmują. Pomysłowości nie brakuje, a cel - odwrócić uwagę.
Na tapetę więc wzięto związane z biurokracją Prawo Parkinsona. Z rozbawieniem moim, i innych też, czytam w Biuletynie Informacyjnym rewelacje firmy: „Zanim zaprojektowaliśmy nową strukturę organizacyjną, zatrudniliśmy doświadczonych ekspertów zewnętrznych, którzy podjęli się analizy stanu obecnego i przedstawili swoje rekomendacje odnośnie kierunków zmian”. Czy pokoje w biurowcu zmienią odwrotną numerację? O randze firmy ma świadczyć kolejny dyrektor? Wszystko, nawet gdyby przyjęto, że zatrudnienie zmniejsza się ze 160 np. na 100 pracowników i trzeba sprecyzować nowe zadania, mieści się spokojnie w gestii wysoko opłacanej kadry kierowniczej, uważającej się za menedżerów. Zresztą opcji zmniejszenia załogi nie ma. „Promil”, który zgarniają „eksperci” z zewnątrz, pochodzi z mojej i odbiorców ciepła kieszeni i nie wyrażamy zgody na amatorską menedżerkę w takim wydaniu.
Kula śnieżna
Trudno rzeczywiście dzisiaj w nowych uwarunkowaniach „zarządzać”. Także się sprawdzać w samodzielnym, ale i zespołowym wewnętrznie działaniu. Te trudności jednak są do pokonania prawie w obrębie jednego budynku monopolistycznej średniej firmy. Za duże przecież pieniądze.
Jestem samoukiem ciepłowniczym, ale gdybym uważał się za menedżera, podziękowałbym natychmiast naroślom zewnętrznym na firmie, która ugina się pod ich ciężarem. Oddanie im decyzji o przyszłości mojej, naszej firmy, nawet gdybym te decyzje formalizował byłoby uwłaczające dla moich kwalifikacji, także wobec podwładnych.
Nieuchronność obnażenia tego, co ukrywane, będzie musiała nastąpić. Nie formułuję jeszcze żadnych sądów, pytając retorycznie tylko, jaki jest cel ukrywania? Karygodnego, bo chodzi o ustawowy dostęp do informacji publicznej. Jak zachowają się ci, którzy dawno powinni młotem uderzyć w stół, ale wobec potęgowania skali tchórzą. Na dzisiaj pozostaje siła opinii publicznej, to prawda, że lekceważonej. Kula śnieżna na początku ma niewielkie rozmiary.
Ta opinia publiczna krytycznie oceniła serwowany jej zasób informacji w dwóch publikacjach: „Woda, której inni mogą nam zazdrościć” i „Większa dotacja na modernizację oczyszczalni ścieków”. To elbląska klasyka informacyjna, trochę faktografii, ale od wnętrza wara. Dobrze, że w końcu modernizacja będzie, ale czy w firmie wydrukują 43 mln na wkład własny czy na spłatę kredytów: 58 i 20 milionów? Mieliśmy ciułać z taryf za poprzednie lata, ale wynik chociażby za 2017, czyli 145 tys. zł, a Czytelnicy, którzy wchodzą na sprawozdawczość, nie widzą zasobów. Po raz kolejny usłyszymy, że mamy dać i o nic się pytać?
Dwie wspomniane publikacje, stwarzające nieliczną możliwość wypowiedzenia się elblążan o ich mieście, muszą inspirować. Szczególnie tych, których mieszkańcy obdarzyli zaufaniem i oczekiwaniem, że mogą na nich polegać. Posłanka regionu elbląskiego uznała, że informacja, w dodatku zwana publiczną, nie może być towarem reglamentowanym, stąd poselskie zapytanie skierowane do władz firmy wodno-kanalizacyjnej.