W auli Jana Pawła II Wyższej Szkoły im. Bogdana Jańskiego miała miejsce debata prezydencka. Kandydaci do prezydenckiego fotela (po raz pierwszy w komplecie) prezentowali swój stosunek do idei organizacji pozarządowych.
Wynik debaty był łatwy do przewidzenia - wszyscy kandydaci mniej lub bardziej entuzjastycznie deklarowali wolę współpracy i wspierania tego typu organizacji. Zapewne za sprawą patrona auli nie doszło do ostrego boksowania, jedynie urzędujący prezydent zebrał kilka niegroźnych ciosów zadanych z sali. Sami kandydaci nawet nie próbowali pozorować uderzeń, nie mówiąc o próbie odgryzienia ucha. Zamiast tego obdarzali się nawzajem słowami uznania i z jednym drobnym wyjątkiem deklarowali chęć współpracy po wyborach.
Cechą charakterystyczną tej kampanii jest brak wyrazistych różnic programowych lub nieumiejętność ich wyeksponowania. Ach, chciałoby się usłyszeć pomysł na przyznanie każdemu mieszkańcowi 100 milionów albo chociaż podwójnego becikowego. Zamiast tego słyszymy zgodny chór kandydatów, z których każdy chce przekopać Mierzeję. W programach poszczególnych kandydatów są podobno jakieś różnice. Jednak w sytuacji, gdy ciężko będzie zmobilizować wyborców do pójścia do urn, to tym bardziej nie można oczekiwać, że będą studiować opracowane przez poszczególne komitety pomysły na uszczęśliwienie miasta i nas w szczególności. Dlatego o wyborze prezydenta nie zadecyduje żaden nawet najlepszy program, tylko osobiste odczucia, sympatie i przyzwyczajenia tej najbardziej zdyscyplinowanej części wyborców, która zdecyduje się odwiedzić lokale wyborcze w najbliższą niedzielę.
Cechą charakterystyczną tej kampanii jest brak wyrazistych różnic programowych lub nieumiejętność ich wyeksponowania. Ach, chciałoby się usłyszeć pomysł na przyznanie każdemu mieszkańcowi 100 milionów albo chociaż podwójnego becikowego. Zamiast tego słyszymy zgodny chór kandydatów, z których każdy chce przekopać Mierzeję. W programach poszczególnych kandydatów są podobno jakieś różnice. Jednak w sytuacji, gdy ciężko będzie zmobilizować wyborców do pójścia do urn, to tym bardziej nie można oczekiwać, że będą studiować opracowane przez poszczególne komitety pomysły na uszczęśliwienie miasta i nas w szczególności. Dlatego o wyborze prezydenta nie zadecyduje żaden nawet najlepszy program, tylko osobiste odczucia, sympatie i przyzwyczajenia tej najbardziej zdyscyplinowanej części wyborców, która zdecyduje się odwiedzić lokale wyborcze w najbliższą niedzielę.