Przed tygodniem (23 czerwca) rozpoczął się rejs Kostrzyń - Berlin - Zalew Wiślany, który jest elementem trwających już trzeci rok zabiegów o rewitalizację Drogi Wodnej E 70 z Antwerpii do Kłajpedy przez Zalew Wiślany. - Płyniemy głównie po to, by sprawdzić, z czym muszą się liczyć wodniacy chcący z tej drogi korzystać, z jakimi przeszkodami, barierami, uwarunkowaniami - mówił przed wyprawą Jerzy Wcisła, elbląski radny i dyrektor elbląskiego Biura Urzędu Marszałkowskiego.
Płyną cztery łodzie motorowe: „Ata” (Marian Peroń i Zygmunt Dworzyński), „Casablanca” (Teresa i Stanisław Benedykt Nowakowie), „Mewa” (Piotr Bułyma i Ryszard Linkowski) oraz „Ventus” (komandor „Fali” i rejsu Lech Gajewski, Andrzej Kruczyński, filmujący rejs Łukasz Daroszewski i Karolina Siwilewicz z e-światowid i Jerzy Wcisła, dokumentujący całość).
Oto relacja Jerzego Wcisły z pierwszego etapu rejsu:
„Pierścień Berliński
23 czerwca - z Elbląga do Kostrzynia. Do Kostrzynia dojechaliśmy (z łodziami na naczepach) ok. północy. Po istniejącym tu kiedyś porcie zostało tylko nabrzeże i umocniony plac ładunkowy, nie ma ani wyciągarki, ani oświetlenia. W tych warunkach udało nam się zepchnąć łodzie na Odrę i „dospać” resztę nocy.
24 czerwca - Kostrzyń - Marienwerder. Rano dotarliśmy do odległej o ok. 1,5 km przystani „Delfin” w Kostrzyniu, skąd właściwie rozpoczął się nasz rejs. „Umundurowanie” 11-osobowej załogi w koszulki „Fali” oraz „sztormiaki” i czapeczki z logiem Warmii i Mazur, zamocowanie bander naszego województwa, Elbląga oraz Polski i Niemiec, okazjonalne zdjęcie i w drogę...
Po drodze trzy mosty - najniższy o prześwicie 3,9 m i za chwilę byliśmy już za Kostrzyniem. I do razu pojawił się problem. Jeden z silników ucichł... Wiatr zepchnął łódź w sitowie po niemieckiej stronie. Nic nie dały próby naprawy. Silnik trzeba było wymontować i założyć drugi. Wymieniony silnik też nie odpala. Konsultacje telefoniczne z mechanikami z Elbląga i kolejne próby. Zawarczał. Płyniemy w dół Odry.
Przed Cedynią opuszczamy Odrę i kierujemy się na Kanał Odra - Hawela. Chcemy dopłynąć do podnośni Niedorlinow, to jedna z ciekawszych śluz po drodze. Supernowoczesna, łodzie i statki podnoszone są wraz ze śluzą na podnośnikach. Za śluzą kolejny odpoczynek. Ok. 19 dopływamy do mariny w Marienwerder.
25 czerwca - Marienwerder - Berlin Altreptow
Komandor zadecydował: o 9 startujemy. Dopłynęliśmy do śluzy w Lehnitz pod Oranienburgem. Śluzę na całej długości wypełniał zestaw barek - kolejnych z Bydgoszczy. Poziomy wody były już wyrównane. Za chwilę wrota zapadły się pod powierzchnią. Nieco inaczej niż zwykle - jak klapa odsuwały się w stronę kanału. Krzyknąłem w stronę Łukasza, by sfilmował kolejne polskie barki, dla których nie ma pracy na polskich rzekach, więc podnajmują się u Niemców.
Woda dość szybko opada. Za chwilę jesteśmy już sześć metrów niżej. Wrota podnoszą się do góry. Przed nami jezioro Lehnitz. Z jednej i z drugiej strony sporo jachtów różnej wielkości, są też i barki. Płyniemy w stronę Hennigsdorf, wokół nas sporo marin. Co kilkaset metrów po kilka-kilkanaście jachtów i niewielkich, starannie utrzymanych domków.
Tegeler See to duże jezioro z mnóstwem wysepek. Nasze mapy są zbyt niedokładne, by poruszać się w tym labiryncie. Dopływamy do zabudowań na jednej z wysepek. Dopływamy do Tegel - Oberhavel, tam załoga statku ms Teen-Grotte pokazuje nam drogę do Kanału Hohenzollernów.
Ok. 16 wpływamy do Kanału Hohenzollernów. Płyniemy prawie w naturalnym środowisku, choć Berlin już niedaleko. Pojawiają się kajaki, sportowcy, młodzież. Sporo łodzi motorowych. Wzdłuż brzegów mnóstwo marin i niewielkich przystani. Zza mgły pojawiają się wieże kościołów i zarysy berlińskich budynków. Półtorej godziny później stajemy przed śluzą Plotzensee. Niewielka różnica poziomów - ok. 30 cm w górę. Za śluzą umocnione brzegi, sporo barek, zdecydowana większość z Bydgoszczy i z Wrocławia.
Płyniemy dalej. Wokół coraz okazalsze budowle, coraz ciekawsza architektura. Niechybnie zbliżamy się do centrum. Berlin widziany z rzeki jest po prostu piękny. Nowoczesność poprzeplatana z historycznymi budynkami. Czasami dosłownie: część budynku zachowana w stanie sprzed wieków, część w szkle i aluminium. Niektóre budynki wprost wydobywają się z nurtów Sprewy, większość oddzielają od rzeki tarasy ze stolikami, leżakami, trawnikami, na których kłębią się ludzie: młodzi i starzy. Machają przyjaźnie, pozdrawiają nas. Niektórzy poznają po flagach, że jesteśmy Polakami. Zgodnie z zasadami żeglarskimi na szczycie powiewa bandera polska, poniżej niej niemiecka.
Osobnym tematem jest to, co dzieje się na wodzie. Mamy wrażenie, że uczestniczymy w jakimś karnawale. Statki wycieczkowe - jeden za drugim: wiele z nich wynajętych przez grupy. Zwykle dobrze zorganizowanych: z pomponikami, wstęgami, balonikami. Najogólniejszą cechą wszystkich ludzi, o których się ocieramy, jest życzliwość. Uśmiech, gotowość do pomachania i odkrzyknięcia czegokolwiek jest powszechna.
Płyniemy aż do 22. Znajdujemy niewielką marinę przy parku Altreptow. Jakiś Niemiec właśnie przejeżdżający rowerem nadbrzeżną alejką zatrzymuje się, by pomóc nam zacumować - ot, tak po prostu, przez nikogo nie proszony. Przy mostku prowadzącym do wysepki Intel der Jungend, na której trwa jakiś koncert rockowy. Muzyka milknie dokładnie o 22. Z wody widać, że przy nabrzeżu są toalety, niestety, odgrodzone - dostępne tylko dla prywatnej części mariny. Musimy biegać do nieodległych lokali albo konsolidować się z naturą.
26 czerwca - Berlin Altreptow - Furstenwalde
Bez żadnych problemów trzymamy kurs na Kanał Sprewa - Odra. Przed południem jesteśmy na kanale. Dopływamy do śluzy. Rejs po kanale jest monotonny. Kilometry prostej żeglugi wzdłuż lasów dłużą się.
Monotonię przerywamy krótkim postojem na zjedzenie posiłku. Przy naszych łódkach zacumowała… policja wodna. Krótka grzeczna rozmowa i wyrok: po 25 euro kary za zatrzymanie się na kanale - tego robić nie wolno. Nikt nie dyskutował z niemieckim policjantem. Zapłaciliśmy i w drogę. Policyjna łódź jeszcze przez chwilę nam towarzyszyła.
Ok. 18 stanęliśmy przed śluzą w Furstenwalde. To pierwsza śluza z wrotami bramowymi, podobnymi do tych często spotykanych w Polsce. Chwilę czekamy na otwarcie.
Za śluzą szukamy przystani, w której moglibyśmy przenocować. Przed nami ukazuje się mały porcik przy fabryczce produkującej m.in. hausbooty. Zawijamy. Witają nas Polacy. Znamy tę firmę z opowiadań wodniaków, którzy Pierścień Berliński przepłynęli dwa lata temu i też tu znaleźli schronienie. Nam także nie odmawiają. Nie ma wprawdzie właściciela - Piotra Daliboga z Opola, ale pracownicy są bardzo gościnni.
27 czerwca - Furstenwalde - Słubice
Startujemy kwadrans przed dziewiątą. Kanał Sprewa - Odra jest dość monotonny. Prosty aż do bólu, wokół płaski, lesisty teren z rzadka zabudowany. O 11 stajemy przed pierwszą dzisiaj śluzą w Drahendorf. W niesamowicie szybkim tempie (ok. 20 sekund) idziemy 3 metry do góry. Zdecydowanie najszybsza ze wszystkich mijanych przez nas śluz.
Za godzinę jesteśmy już w Mullerose (Różowy Młyn). Monotonię przerywa widok mijanych lub wyprzedzających nas jachtów – najczęściej dość luksusowych wycieczkowców. Nie zatrzymujemy się w tym ślicznym, niewielkim miasteczku.
Ok. 13.30 pojawiają się kominy, zbiorniki, a później kilometry taśmociągów i składy z węglem oraz kruszywem Eisenhuttenstadt. Kilka kilometrów wzdłuż przemysłowego krajobrazu. Dopływamy do monumentalnej śluzy. W śluzie akurat grupa dzieci i młodzieży na pontonach strażackich. Płyną w przeciwną stronę. Patrzymy na nich z wysokości 6, 5, 4… piętra. Gdy poziomy się wyrównują, brama zatapia się w wodzie i gwarna gromadka przepływa obok nas. Wpływamy do betonowego koryta. Wiemy, że zjazd będzie znaczny. Trzynaście metrów w dół. Spadamy. Im niżej, tym woda bardziej się kotłuje, a prędkość opadania rośnie. Otaczające nas ściany przytłaczają. Wyglądamy jak w łupinkach.
Za to widok za śluzą rekompensuje dyskomfort. Na lewym brzegu malownicza - jak z obrazka dzielnica mieszkaniowa tego hutniczego miasteczka. Podpływamy do nowoczesnego nabrzeża. Pływające pomosty, schody, znakomity slip - wszystko wybudowane ze środków Interesu, prawie pachnie nowością. Na pomostach automaty prądowe. Wrzucam trzy 50-centówki i podłączam komputer, a Łukasz kamerę.
Po 17 odpływamy. Kilka minut później, nieco niespodziewanie wpływamy do Odry. Po drugiej, polskiej stronie biwakują Polacy. Nurt dosyć bystry, więc nabieramy szybkości. W telefonach pojawiają się nasi operatorzy. Nie ma już niekochanego roomingu. Płyniemy szybko z nurtem, o 20.05 jesteśmy w Słubicach. Nie ma gdzie zacumować. Stajemy przy dzikim brzegu, by kupić paliwo w pobliskiej stacji paliw. Rekonesans z lądu podpowiada, by zacumować w starorzeczu, nieopodal Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej.
28 czerwca - Słubice - Kostrzyń
Ok. 9.30 wypływamy. Przed nami 30 km do zamknięcia pętli w Kostrzyniu. Płyniemy z nurtem rzeki, który przy dość wysokim stanie wody jest bystry. O. 13 jesteśmy na miejscu. Niespełna pięć dni zajęło nam pokonanie trasy.
[fot. obok: Uczestnicy rejsu]
Krótkie podsumowanie
Różnic między polskimi a niemieckimi drogami wodnymi dostrzec można wiele. Przede wszystkim po niemieckich rzekach i kanałach pływa ogromna liczba jednostek. Nic dziwnego, wokół Berlina stacjonuje ok. 100 tysięcy łodzi turystycznych. Na wodzie to widać. Z trzystu kilometrów co najmniej połowa to umocnione nabrzeża, przystanie i mariny. Oczywiście, pełne łodzi przeróżnego typu, od małych jachtów po „wypasione” łodzie motorowe i hausbooty. Na rzekach cały czas mijamy przeróżnego rodzaju wycieczkowce. Od nowoczesnych, przeszklonych hoteli na wodzie, po zabytkowe, napędzane kołami łopatkowymi. Ludzie pływają na nich i bawią się - widać, że często są to zorganizowane grupy.
Jedno jest wspólne: żeglarze w Niemczech i w Polsce są dla siebie równie życzliwi. Nikt nie mija się z inną łodzią bez pozdrowienia.
Osobnym tematem jest transport rzeczny. Po polskiej stronie, na Odrze nie spotkaliśmy żadnej barki, po niemieckiej ciągle się z nimi mijaliśmy. I - co nas zaskoczyło najbardziej - najczęściej są to barki z Polski: z Bydgoszczy, Szczecina lub Wrocławia. Zatem mamy tabor, tyle że Polacy go nie potrzebują. To smutne spostrzeżenie.
Na refleksję na temat śluz, mostów i jakości samej drogi wodnej przyjdzie czas później, gdy przepłyniemy polską część Międzynarodowej Drogi Wodnej E 70. Zamierzamy na Zalew Wiślany dopłynąć 4 lipca. Dokładnie na III Międzynarodowy Zlot Żeglarski w Krynicy Morskiej.
Jerzy Wcisła”