Kiedyś jak się ludzie zderzyli rowerami to była co najwyżej kupa śmiechu, pożartowali kto ma większą centrę na kole, a świadkowie też się pośmiali, wszyscy się rozeszli, zapłacili sobie za zniszczenia, a dzisiaj do byle pierdół wzywa się policję.
Tylko kurła kiedyś to było tak, że rower ROMET, UKRAINA czy inny składak kosztował max 50 pln. A naprawa po zderzeniu polegała na wyprostowaniu i dokręceniu kierownicy. A teraaaa Panie 5000 i to ojro potrafi lowelek kosztować, więc samo zarysowanie lakieru już jest rysą w portfelu. Elektryczna hulajnoga też zbyt tania jeszcze nie jest.