UWAGA!

Zabili kolegę, bo bali się, że ich wyda

Byli młodzi, chcieli się bawić, pierwszy raz zakochać, po wojennej traumie rozpocząć nowe życie. Nie byli jednak ślepi i widzieli, co dzieje się wokół, jak totalitarny ustrój niszczy swoich obywateli. Przystąpili więc do tajnej organizacji i chcieli zmienić świat, a zaczęli tu, w Elblągu. Ich porwanie się z motyką na słońce, a także z młotkiem na kolegę, zakończyło się tragicznie. Jednak w czasach stalinowskich nic nie było czarne lub białe więc pozostaje otwarte pytanie: Zbrodnia czy wyrok na zdrajcy? To także tytuł książki Grażyny Wosińskiej.

Jest to pierwsza książka poświęcona wstrząsającej historii kilkunastu młodych ludzi z nielegalnej organizacji KUL, którzy zabili swojego kolegę ze strachu, że zdradzi ich bezpiece. Znamy tę historię? Wątpliwe więc, podobnie, jak Sprawę Elbląską, wzięła ją pod pióro dziennikarka Grażyna Wosińska. Po to, by przybliżyć czasy stalinowskiego terroru nowym pokoleniom elblążan.
       - O tej historii dowiedziałam się z książek - ks. Mieczysława Józefczyka „Elbląg i okolice (1937-1956). Chrześcijaństwo w tyglu dwu totalitaryzmów” oraz prof. Mirosława Golona "Historia Elbląga tom 5 część I Historia polityczna i gospodarka Elbląga" - mówi Grażyna Wosińska. - To był jednak tylko rys i impuls do poszukiwania prawdy. W 2013 r. postawiłam ostatnią kropkę w swojej książce o tzw. Sprawie Elbląskiej i rozpoczęłam pisanie kolejnej – tym razem o nielegalnej organizacji młodzieżowej KUL, wzorowanej na zakonie krzyżackim i założonej w Elblągu w 1949 r. Moja książka jest nie tylko o morderstwie – zastrzega autorka - jest pretekstem do opowiedzenia o ludziach, którzy przyjechali tu po wojnie. A kto przyjechał? Ci, którzy mieli ciężkie doświadczenia wojenne, doświadczyli też „sowieckiego raju”, ludzie, którzy byli przeciwko ustrojowi, ale i ci, którzy uznali, że będą temu systemowi służyć. W książce są opisane ich losy.
       - Napisałam o tym, jak wyglądało wówczas życie elblążan – zaznacza Grażyna Wosińska. - Jeżeli zadaję w tytule pytanie: Zbrodnia czy wyrok na zdrajcy? to muszę dać Czytelnikowi możliwość, by sam podjął decyzję, wyrobił własną opinię, stąd nakreślone realia.
       O tym zabójstwie mówili w maju 1950 r. wszyscy. Wiadomo, mówili po cichu, ale wieść o tym, że 9 maja milicjanci wyłowili ze stawu w ogródkach działkowych przy ul. Wysokiej i Żyrardowskiej ciało Stefana Bocieja rozchodziła się jak ciepłe bułeczki z piekarni, w której zamordowany chłopak pracował. Wstrząsająca była również wiadomość, że zabili go koledzy z organizacji.
       - Oni się znali towarzysko, mieszkali w jednej dzielnicy, chodzili do jednego kościoła - św. Wojciecha, spotykali się w Krucjacie Eucharystycznej. Spotykali się więc i na gruncie towarzyskim, i ideologicznym – zauważa Grażyna Wosińska. - A dlaczego zabili? Tego nie zdradzę i odsyłam do lektury.
       Dlaczego powstała książka o czasach tak odległych?
       - Powodów jest kilka – wyjaśnia autorka. - Trzeba zauważyć, że to byli ludzie młodzi w wieku od 15 do 25 lat. Z chęci przeżycia romantycznej przygody. Wiadomo, walka z prawdziwym karabinem w ręku z prawdziwym wrogiem mogła być dla nich ekscytująca. Była też zwykła, młodzieńcza przekora, bo z jednej strony władza i propaganda głosząca, że wszystko co sowieckie jest najlepsze, a z drugiej - oni wiedzieli doskonale, co dzieje się w kraju. Wiedzieli, że rozpoczęły się otwarte prześladowania kościoła. Już było wiadomo, że nie będzie demokracji, przecież wybory i referendum zostały sfałszowane. W takiej sytuacji młodzież, nie tylko elbląska z KUL, postanowiła, że weźmie sprawy w swoje ręce. I ten wątek może okazać się ciekawy dla współczesnych, młodych elblążan – mówi Grażyna Wosińska.
       Warto, by młodzież sięgnęła po tę książkę, bo ona jest też o młodych ludziach, którzy nie godzili się na rzeczywistość. Nie byli idealni, mieli wady, nie byli święci. Nieobca była im zawiść, zazdrość, głupota w podejmowaniu złych decyzji. Nieobca była im też miłość, o czym świadczy jeden z wątków w mojej książce. Ale są i inne powody jej powstanie – dodaje autorka. - Rozmawiałam ze świadkami atmosfery czasów stalinowskich i dla nich najważniejsza jest pamięć. To, by przekazywać historię kolejnym pokoleniom. Ważny jest też aspekt lokalny – podkreśla. - W świadomości większości mieszkańców lata 1946-56 są nieznane. Nie wiedzą nic o organizacjach, prześladowaniach, myślą, że owszem, to działo się, ale gdzieś daleko. Tymczasem w Elblągu schronienia szukali żołnierze niezłomni! Elblążanie nie kojarzą prześladowań z czasów stalinowskich, dla nich historia Elbląga wiąże się dopiero z Grudniem 1970 i ze stanem wojennym. Moim celem jest więc przekazanie tego, co działo się tu wcześniej, by elblążanie zrozumieli, że nie ma historii Elbląga bez jego początków. Przecież ci, którzy w latach 1947-56 byli młodzi, wychowali później kolejne pokolenia. Jak? W strachu. Nawet w domach rodzinnych nie mówiło się o tym, co wydarzyło się kilka dekad wcześniej. W mojej książce każdy znajdzie coś dla siebie – zapewnia autorka - a może przy okazji zajrzy też do rozdziałów, które mówią o tym, czym był Urząd Bezpieczeństwa, ile kosztował państwo, jakie były losy sędziów, czym się zajmowali.
       A wracając do śmierci Stefana Bocieja, a także do późniejszych losów jego zabójców oraz pozostałych członków i sympatyków organizacji młodzieżowej KUL, którzy zostali skazani na więzienie. Także ci, którzy do organizacji nie należeli.

  Elbląg, Ksiażka jest dostępna w księgarni internetowej (okładka)
Ksiażka jest dostępna w księgarni internetowej (okładka)

- Moja siostra, Teresa Maślińska, dostała najniższy wyrok wśród oskarżonych ponieważ nie była zamieszana w zabójstwo Stefana Bocieja, ale została ukarana za to, że nie doniosła o istnieniu organizacji władzom – mówi mieszkająca do dziś w Elblągu Helena Maślińska. - Praktycznie jednak dostała najwyższy wyrok, bo odebraliśmy ją z więzienia w trumnie. W maju w 1952 r. dostaliśmy telegram. Mama, po jego przeczytaniu, zaczęła tak wyć, jak zwierzę – wspomina. - W telegramie było napisane: Proszę zabierać zwłoki, a telegram był z Gdańska.
       - Ta historia, która została opisana w książce dotyka mnie, moją rodzinę w szczególny sposób, bo siostra nie wróciła z więzienia żywa, ale zarówno nasza rodzina, jak i innych oskarżonych poniosły straty takie czy inne, i to już zostało nam do końca życia - dodaje.
       Po przeczytaniu fragmentów książki „Zbrodnia czy wyrok na zdrajcy” Helena Maślińska przyznaje, że odżyły dawne wspomnienia: - Do tego stopnia, że wydawało mi się, że słyszę jak Stefan Bociej śpiewa, ponieważ nadal mieszkamy obok piekarni, w której on pracował, i wówczas ciągle słyszałam jak on śpiewał...
      
       Dziś (16 października) o godz. 18 w Bibliotece Elbląskiej przy ul. św. Ducha odbędzie się spotkanie prezentujące najnowszą książkę Grażyny Wosińskiej pt. „Zbrodnia czy wyrok na zdrajcy”. Swój udział zapowiedziała także Helena Maślińska. Wstęp na spotkanie jest wolny.
      


Najnowsze artykuły w dziale Wiadomości

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • Jak zdążę to będę. Jak sie nie wyrobie, to niestety nie. Zaciekawiło mnie szalenie.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    6
    2
    Pan Wacław(2015-10-16)
  • dzięki pani Grażyno.
  • Normalni i zdrajcy? Pani Grażyno czy uważa Pani iż po chrześcijańsku należy zabijać?, ,Uważali, ,iż ich zdradzi? A może sami podęli nierozważny czyn beznadziejnego oporu przeciw geopolityce ustaleń jałtańskich uwiedzeni naiwną nadzieją II wojny? Bohaterzy? Mordercy? Naiwni ideowi? No i Pani stanowisko takie dziwne, ,na czasie, ,?
Reklama