Historia nie jest czarno- biała, tak jakby chcieli niektórzy. Bardzo często mieni się wieloma odcieniami szarości. Żuławy, jako teren, ale i region, który po 1945 r. był niczym Dziki Zachód, świetnie to pokazują. Tego dowodzą również losy ludzkie zapisane na kartach publikacji "Żuławy w 1945 roku. Ludzie i ich opowieści”. To o niej opowiadano w Bibliotece Elbląskiej. Zobacz zdjęcia.
Autorzy, którzy pojawili się w Bibliotece Elbląskiej porównali powojenne Żuławy do cmentarza. Według nich to, co istniało przed 1945 r. zostało całkowicie spustoszone zarówno pod względem infrastruktury, jak i kultury.
I to właśnie na takie ziemie przybywali nowi osadnicy. Byli jak pionierzy, którzy musieli tę ziemię sobie oswoić i sprawić, by dawała plony. Tylko jak to zrobić, jeśli wszystko znajduje się pod wodą? Jak opowiadał podczas dzisiejszego (3 lutego) spotkania Marcin Owsiński, jeden ze współautorów publikacji wydanej przez Muzeum Stutthof oraz jego pracownik, ci, którzy przybywali tu w 1945 r. jeśli tylko mogli uciekali jak najszybciej, tak trudno było na Żuławach żyć. Do tego dochodziły regularne napady szabrowników i pobyt Armii Czerwonej, który niczego nie ułatwiał.
Ci, którzy nie mieli gdzie uciec, robili co mogli. I korzystali z pomocy tych, których zbyt wielu na tych ziemiach nie zostało, czyli autochtonów. To oni najlepiej wiedzieli, jak uprawiać tę ziemię. Potrafili również przekazywać wiedzę, tak jak pewien szkutnik, który nauczył przybyłych robić łodzie. Wyszkolił wielu Polaków, zaprzyjaźnił się z nimi, na swoich rodzimych terenach umarł i został pochowany.
Kolejną ciekawostką może być również fakt, że nie zachowało się zbyt wiele źródeł, które obrazowałyby pobyt Armii Czerwonej na terenie Mierzei i Żuław między majem a listopadem 1945 r.
- Kiedy odchodzili zostawili to, co nie było im potrzebne. I jeśli było to 200 wozów to co musieli zabrać? - mówił Tomasz Gliniecki, który elblążanom (i nie tylko) jest dobrze znany ze swoich publikacji na temat wojny i tego, co działo się tuż po niej. Jest także współautorem publikacji o Żuławach.
Jak wyjaśniał Gliniecki Sowieci ogołocili te tereny, w pierwszej kolejności zabierali to, co związane było z przemysłem militarnym, w dalszej kolejności demontowali wszelkie zakłady przemysłowe (Stocznia Schichaua pojawia się aż w trzech rozkazach). Ich łupem padły również instrumenty muzyczne, zegary, maszyny do szycia, urządzenia i narzędzia lekarskie, meble, dywany, obrazy.
Spragnionych szczegółów i znacznie większej ilości informacji zapraszamy do wzięcia udziału w naszym konkursie. Do wygrania wspomniana publikacja - „Żuławy w 1945 roku. Ludzie i ich opowieści”.
I to właśnie na takie ziemie przybywali nowi osadnicy. Byli jak pionierzy, którzy musieli tę ziemię sobie oswoić i sprawić, by dawała plony. Tylko jak to zrobić, jeśli wszystko znajduje się pod wodą? Jak opowiadał podczas dzisiejszego (3 lutego) spotkania Marcin Owsiński, jeden ze współautorów publikacji wydanej przez Muzeum Stutthof oraz jego pracownik, ci, którzy przybywali tu w 1945 r. jeśli tylko mogli uciekali jak najszybciej, tak trudno było na Żuławach żyć. Do tego dochodziły regularne napady szabrowników i pobyt Armii Czerwonej, który niczego nie ułatwiał.
Ci, którzy nie mieli gdzie uciec, robili co mogli. I korzystali z pomocy tych, których zbyt wielu na tych ziemiach nie zostało, czyli autochtonów. To oni najlepiej wiedzieli, jak uprawiać tę ziemię. Potrafili również przekazywać wiedzę, tak jak pewien szkutnik, który nauczył przybyłych robić łodzie. Wyszkolił wielu Polaków, zaprzyjaźnił się z nimi, na swoich rodzimych terenach umarł i został pochowany.
Kolejną ciekawostką może być również fakt, że nie zachowało się zbyt wiele źródeł, które obrazowałyby pobyt Armii Czerwonej na terenie Mierzei i Żuław między majem a listopadem 1945 r.
- Kiedy odchodzili zostawili to, co nie było im potrzebne. I jeśli było to 200 wozów to co musieli zabrać? - mówił Tomasz Gliniecki, który elblążanom (i nie tylko) jest dobrze znany ze swoich publikacji na temat wojny i tego, co działo się tuż po niej. Jest także współautorem publikacji o Żuławach.
Jak wyjaśniał Gliniecki Sowieci ogołocili te tereny, w pierwszej kolejności zabierali to, co związane było z przemysłem militarnym, w dalszej kolejności demontowali wszelkie zakłady przemysłowe (Stocznia Schichaua pojawia się aż w trzech rozkazach). Ich łupem padły również instrumenty muzyczne, zegary, maszyny do szycia, urządzenia i narzędzia lekarskie, meble, dywany, obrazy.
Spragnionych szczegółów i znacznie większej ilości informacji zapraszamy do wzięcia udziału w naszym konkursie. Do wygrania wspomniana publikacja - „Żuławy w 1945 roku. Ludzie i ich opowieści”.
mw