UWAGA!

Amerykański sen Marty (Młodzi zdolni, odc. 31)

 Elbląg, Marta Gałuszewska
Marta Gałuszewska (fot. Anna Dembińska)

Wraz z zespołem gra na ulicy, aby zarobić pieniądze na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Swoich sił próbowała również w dwóch programach talent-show. 21-letnia Marta Gałuszewska mówi, że w muzycznym świecie nie zawsze jest łatwo, ale trzeba być twardym i znać swoją wartość.

Jako dziecko śpiewałaś w zespole „Szalone małolaty”.
       - Marta Gałuszewska: Tak. Moja przygoda z muzyką rozpoczęła się dzięki p. Wojtkowi Karpińskiemu. To on pod koniec szkoły podstawowej „wciągnął” mnie do zespołu „Szalone małolaty”. Śpiewałam w „Szalonych małolatach” 6 lat. W międzyczasie pojawił się program „Bitwa na głosy”. To był bardzo pracowity etap w moim życiu. Satysfakcja z każdego występu była ogromna. Wiadomo, że opinia jury nas stresowała, ale nie żałuję, że wzięłam udział w tym programie.
      
       - Zapewne stresowałaś się również castingiem.

       - Trochę tak. Pani Kasia Panicz dostała telefon, że zapraszają nas na casting do „Bitwy na głosy”. Nie wiedziałam, co to za program (śmiech). Powiedzieli nam, że bardzo często reprezentujemy Elbląg i potrafimy śpiewać. Pojawiłyśmy się na castingu, komisja była sześcioosobowa. Każda z nas musiała zaśpiewać piosenkę w języku polskim i angielskim. Przesłuchanie było nagrywane. Dopiero na ostatnim etapie castingu oceniał nas Ryszard Rynkowski.
      
       - „Bitwa na głosy” to już przeszłość. Co wydarzyło się po programie?

       - Działo się! Po „Bitwie na głosy” wraz z Piotrem Pisarkiewiczem stworzyłam mój pierwszy zespół. Nazywał się Lightweight. Wygraliśmy „Talent 2013” w Pasłęku. Wygraną była realizacja autorskiego singla w Radiu Olsztyn. Z tej okazji nagraliśmy utwór „Circles”, który doczekał się teledysku. Moi znajomi byli zaskoczeni. Elbląska Grupa Filmowa, która stworzyła teledysk, to bardzo zdolna ekipa, więc efekt końcowy był naprawdę dobry. Po zespole Lightweight powstały dwa inne składy: Nowhere, mój duet z Hubertem Radoszko, oraz Divergent, trio z gdańskimi muzykami. Jako Nowhere graliśmy m.in. rok temu na elbląskiej Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy oraz na finale programu „Metamorfoza - Twoje piękno w dobrych rękach”. Byliśmy też w programie „Must Be the Music. Tylko muzyka”. Pracujemy teraz nad materiałem demo. Jeśli chodzi o Divergent, to dopiero się rozkręcamy.
      
       - Jak wam poszło w „Must Be the Music. Tylko muzyka”?
       - Edycja, w której wystąpiliśmy, była emitowana jesienią. Na eliminacjach dostaliśmy poparcie całego jury. Niestety nie udało nam się dostać do odcinków na żywo. Mimo wszystko usłyszeliśmy wiele dobrych słów, szczególnie od Adama Sztaby. Jury było w szoku, że na co dzień gramy na ulicy.
      
       - Tak jak wspomniałaś występujecie na ulicy. Często można usłyszeć Cię na ul. Długiej w Gdańsku. Gdzie się bardziej odnajdujesz: na scenie w świetle reflektorów czy na chodniku z grupą muzyków?
       - Póki co mamy dwa rodzaje grania: albo na ulicy albo w knajpach, pubach. Lepiej grać na ulicy niż w lokalu do tzw. „kotleta” (śmiech). Jednak jeśli miałabym wykreować swoją przyszłość, to marzę o wielkiej scenie i prawdziwej karierze.

  Elbląg, Na ul. Długiej w Gdańsku
Na ul. Długiej w Gdańsku (fot. arch. prywatne)


       - Brałaś udział w dwóch programach typu talent- show. Co sądzisz o takich programach?
       - W MBTM chcieliśmy się sprawdzić. Ekipa, która tworzyła program, zaczepiła nas w Sopocie na ulicy i zaprosiła nas na casting. To był spontan! Nie widzę nic złego w takich programach. Gdyby telewizja dała mi możliwość nagrania własnej płyty na moich zasadach, to bym się zgodziła. Jeśli takiej szansy nie dostanę, to oczywiście krok po kroku będę dążyć do celu i zrealizuję swoje plany.
      
       - Nie myślałaś o studiach związanych z muzyką?

       - Profile kierunków wokalnych w Polsce mi nie odpowiadały. Stwierdziłam, że studiowanie kierunku, który mi się nie podoba, nie ma sensu. Postanowiłam szkolić się wokalnie u Agnieszki Kamińskiej w Open Voice Studio w Gdańsku i studiować amerykanistykę. Od zawsze miałam słabość do Stanów Zjednoczonych. Chciałabym wyjechać do USA i tam śpiewać. Mam już wizę i to, co zarobię muzykując na ulicy, postaram się odłożyć na wyjazd.
      
       - Granie na ulicy jest opłacalne?
       - Wszystko zależy od okoliczności. Czasem są takie dni, że po 3 godzinach grania jest 6 złotych na osobę. Nieraz były takiej sytuacje, że mieszkańcy ul. Długiej dzwonili po policję, aby nas przepędziła. Oni chyba nie rozumieją, że mieszkają w sercu Gdańska i tam po prostu musi być głośno (śmiech). I wtedy też nie zarabialiśmy najwięcej. Nieraz występujemy na ulicy przy ekstremalnych warunkach, np. gdy na dworze jest – 10 stopni. Wtedy gramy dwadzieścia minut, potem przez kolejne dwadzieścia ogrzewamy się w pomieszczeniu.
      
       - Jakie masz plany na przyszłość?

       - Z Nowhere chcemy nagrać demo z własnymi piosenkami, których już trochę mamy. Z Divergent chcemy wydać EP’kę z coverami. Chciałabym, aby to, co gramy było zarejestrowane, aby nasi słuchacze mogli wrócić do tych utworów. Oczywiście marzę jeszcze o poważnej, profesjonalnej płycie. Niestety nie jest łatwo, trzeba być twardym i znać swoją wartość. Nie mam menagera, wszystko muszę załatwiać sama, a ja nie do końca nadaję się do negocjacji (śmiech).

rozmawiała Anna Kaniewska

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama