Na rowerze pokonał już trasę w Bieszczady, był na Bornholmie, a także w Paryżu. Dla przyjemności i zdrowia. Teraz przygotowuje się do kolejnej rowerowej wyprawy, ale tym razem dla zdrowia małej Jagódki. 1 września elbląski strażak Paweł Koch wyruszy do Aten. Ma nadzieję, że znajdą się sponsorzy, którzy sypną groszem na każdy kilometr i w ten sposób pomogą dziewczynce, która walczy z rakiem.
- Jagódkę poznałem przez straż – mówi Paweł Koch. - Mój kolega z jednostki jest jej kuzynem i kiedyś zapytał czy nie mógłbym oddać krwi dla niej. Pojechałem do Gdańska i tam wszystko się zaczęło. Do tej pory pracowałem, jak prawdziwy strażak, czyli byłem w pogotowiu – kontynuuje. - Mieliśmy z Jagódką zgodne granulocyty więc, jak po przeszczepie potrzebowała ochrony z mojej strony, to jechałem do Gdańska.
Teraz pojedzie znacznie dalej, bo aż do Grecji.
- Po dwóch przeszczepach szpiku i po uszkodzeniu rdzenia kręgowego pozostał u Jagody niedowład kończyn więc potrzebna jest mocna i długa rehabilitacja – wyjaśnia elbląski strażak. - 1 września wsiadam więc na rower i jadę.
Do pokonania jest długa trasa – ok. 3 tys. kilometrów. Wyprawa, która strażakowi zajmie ok. 30 dni, odbywać się będzie pod hasłem "Rozjedź z nami raka Jagody".
- Szukamy sponsorów, którzy będą płacili za przejechane przeze mnie kilometry albo bezpośrednio będą wpłacać darowizny dla Jagódki - mówi Paweł Koch.
"Akcja ma na celu wspomóc zbiórkę pieniędzy na rehabilitację 4-letniej Jagódki po ciężkiej chorobie, która spowodowała liczne komplikacje m.in. uszkodzenie rdzenia kręgowego, pęcherz neurogenny czy znaczne opóźnienie mowy. Do powrotu do sprawności Małej-Walecznej potrzebne są pieniądze na codzienną, systematyczną rehabilitację" – uzupełnia rodzina dziewczynki zachęcając do udziału w wydarzeniu i promując je na Facebooku.
Paweł Koch jest dobrej myśli.
- Myślę, że dla każdego człowieka pomaganie jest normalne tylko trzeba to w sobie odkryć – mówi sympatyczny strażak.
Jak przygotowuje się do wyprawy do Grecji?
- Na urlopie spędziłem trochę czasu na rowerze. Byłem na Bornholmie, pojeździłem w Bieszczadach. Nic specjalnego, normalne życie rowerzysty (śmiech). Po prostu, 1 września biorę wypłatę, wsiadam na rower i zmierzam ku Atenom. Gdzie się zatrzymam, tam zanocuję. Myślę, że dziennie pokonam 150 km.
Jedzie znowu sam, z muzyką w uszach i z pięknymi widokami przed oczami.
- Jadę sam, co z jednej strony jest komfortowe, bo nie trzeba na nikogo czekać, nikogo popędzać, ale z drugiej strony – przyznaje – fajnie jest mieć kogoś, kto popilnuje roweru jak się idzie do sklepu (śmiech).