Kornel Kiliński to młody absolwent szkoły muzycznej, który zdecydował się zamienić salę koncertową na halę sportową. Jego pasja, siatkówka, pochłonęła go tak bardzo, że z czasem stała się sposobem na życie. Obecnie Kornel zajmuje się prowadzeniem statystyk jednego z najlepszych siatkarskich zespołów w Polsce, Lotosu Trefla Gdańsk.
- Jak to się stało, że młody muzyk, nagle zainteresował się zupełnie odrębną dziedziną, siatkówką?
- Zawsze, z racji mojego wzrostu, proponowano mi, abym spróbował swoich sił w sporcie. Namawiano mnie szczególnie na koszykówkę i siatkówkę. Ja postanowiłem sprawdzić się pod siatką. Wraz z moim przyjacielem ze szkoły muzycznej, z którym nadal mam dobry kontakt, chcieliśmy spróbować czegoś innego niż muzyka. Tak trafiliśmy do trenera Stanisława Gudzińskiego. Ten przekierował nas do trenera Adama Jażdżyńskiego i w ten sposób rozpoczęła się nasza przygoda w MKS Truso Elbląg. Pierwsze treningi spodobały się nam tak bardzo, że złapaliśmy siatkarskiego bakcyla.
- W jaki sposób trafiłeś do Gdańska?
- W trzeciej klasie stanąłem przed wyborem liceum. Nie chciałem iść do liceum ogólnokształcącego, lecz do szkoły z konkretnym ukierunkowaniem. Rozważałem liceum muzyczne albo plastyczne. Wtedy pojawiła się myśl, czemu by nie spróbować szkoły sportowej? Znalazłem ogłoszenie o naborze do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku o profilu siatkarskim, przy klubie Lotos Trefl Gdańsk. Na testach sprawnościowych poszło mi bardzo dobrze i zostałem przyjęty do siedmioosobowej klasy.
- Nie miałeś wątpliwości, żeby w tak młodym wieku wyjechać z domu?
- Bardzo lubię nowe wyzwania i stwierdziłem, że taka szkoła, z daleka od domu, nauczy mnie życia. Taka przygoda na pewno nie zdarza się wielu osobom w tym wieku. Na pewno nie żałuję tej decyzji. Zrozumiałem wtedy, że mieszkanie poza domem w wieku 16 lat wymaga charakteru.
- Grałeś w ekipie młodzieżowej, jednego z najlepszych klubów siatkarskich w Polsce. Czy miałeś jakieś sukcesy na boisku?
- W tamtym okresie, z drużyną Lotosu Trefla Gdańsk zdobywaliśmy co roku mistrzostwo województwa. W drugiej klasie juniorów udało nam się dotrzeć nawet do finałów Mistrzostw Polski.
- Jak to się stało, że z parkietu przeniosłeś się do sztabu szkoleniowego?
- Do tej zmiany przyczyniła się kontuzja. Podczas treningów na plaży doznałem urazu łąkotki. Wykluczyło mnie to z obozu przygotowawczego, nie mogłem brać udziału w normalnych treningach. Kiedy powróciłem do pełnej sprawności byłem daleko za kolegami w zakresie przygotowań. Niestety, musiałem zrezygnować z gry w tym sezonie. Stwierdziłem wtedy, że musze spróbować czegoś innego. Zawsze bardzo dobrze radziłem sobie w szkole i postanowiłem wykorzystać to w siatkówce. Trenerzy podpowiedzieli mi statystykę. Wtedy właśnie zacząłem pomagać przy meczach. Nauczyłem się robić podstawowe arkusze i coraz bardziej zacząłem zagłębiać w tę dziedzinę. Bardzo spodobała mi się ta praca i zacząłem zajmować się nią na poważnie. Obecnie prowadzę statystki pierwszego zespołu Lotosu Trefla Gdańsk.
- Można powiedzieć, że pech w postaci kontuzji w Twoim przypadku wyszedł na dobre.
- Wiadomo, że każdy chłopak chciałby być zawodnikiem, ale czasem po prostu trzeba zdać sobie sprawę z realiów. Według mnie każdy zawodnik powinien mieć w głowie jakąś alternatywę, na wypadek chociażby kontuzji, która wykluczy go z gry. Ja niestety musiałem z niej skorzystać bardzo wcześnie, ale cieszę się, że mój „plan B” wypalił.
Statystyk to w dzisiejszych czasach osoba niezbędna w profesjonalnej drużynie sportowej.
- Czym tak naprawdę zajmuje się ta osoba i jak wygląda jej praca?
- Jest to generalnie praca przy komputerze. Wszystko to, co widać na boisku, musi być zapisane w specjalnym programie, a następnie przeanalizowane krok po kroku. Codziennie trzeba spędzić przynajmniej godzinę przed komputerem, aby rozpisać każdy mecz. Dodatkowo uczestniczę w treningach, podczas których pomagam zawodnikom w niektórych ćwiczeniach.
- Ile czasu przeciętnie poświęcasz zespołowi?
- W sezonie, kiedy są dwa treningi dziennie, spędzam około pięć godzin na hali. Do tego dochodzą mecze i materiał do analizy. Kiedy drużyna grała jeszcze w Lidze Mistrzów, musiałem poświęcić materiałowi nawet do 14 godzin dziennie.
- Czym dla ciebie jest siatkówka?
- Siatkówka to przede wszystkim największa część mojego życia. Jest dyscypliną, która totalnie zmieniła moje życie. Szkoła muzyczna i szkoła sportowa to zupełnie dwa inne światy. Musiałem przestawić swoje myślenie całkowicie. Trzeba było nauczyć się o wszystko walczyć, bo w sporcie każdy chce wygrywać. Mam nadzieję, że siatkówka zostanie ze mną jak najdłużej, bo naprawdę kocham to, co robię i chciałbym się w tym rozwijać.
- Co dalej? Masz już jakieś plany na przyszłość?
- Chciałbym oczywiście jak najwięcej zobaczyć i jak najwięcej zdobyć wraz z drużyną. Myślę, że wszystko jeszcze przede mną. Mam dopiero 22 lata i myślę, że to jest mój atut. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.
- Na koniec, czego można ci życzyć?
- Oczywiście reprezentacji (śmiech) to jest mój cel. Ale jeszcze trochę pracy przede mną.
- Zawsze, z racji mojego wzrostu, proponowano mi, abym spróbował swoich sił w sporcie. Namawiano mnie szczególnie na koszykówkę i siatkówkę. Ja postanowiłem sprawdzić się pod siatką. Wraz z moim przyjacielem ze szkoły muzycznej, z którym nadal mam dobry kontakt, chcieliśmy spróbować czegoś innego niż muzyka. Tak trafiliśmy do trenera Stanisława Gudzińskiego. Ten przekierował nas do trenera Adama Jażdżyńskiego i w ten sposób rozpoczęła się nasza przygoda w MKS Truso Elbląg. Pierwsze treningi spodobały się nam tak bardzo, że złapaliśmy siatkarskiego bakcyla.
- W jaki sposób trafiłeś do Gdańska?
- W trzeciej klasie stanąłem przed wyborem liceum. Nie chciałem iść do liceum ogólnokształcącego, lecz do szkoły z konkretnym ukierunkowaniem. Rozważałem liceum muzyczne albo plastyczne. Wtedy pojawiła się myśl, czemu by nie spróbować szkoły sportowej? Znalazłem ogłoszenie o naborze do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku o profilu siatkarskim, przy klubie Lotos Trefl Gdańsk. Na testach sprawnościowych poszło mi bardzo dobrze i zostałem przyjęty do siedmioosobowej klasy.
- Nie miałeś wątpliwości, żeby w tak młodym wieku wyjechać z domu?
- Bardzo lubię nowe wyzwania i stwierdziłem, że taka szkoła, z daleka od domu, nauczy mnie życia. Taka przygoda na pewno nie zdarza się wielu osobom w tym wieku. Na pewno nie żałuję tej decyzji. Zrozumiałem wtedy, że mieszkanie poza domem w wieku 16 lat wymaga charakteru.
- Grałeś w ekipie młodzieżowej, jednego z najlepszych klubów siatkarskich w Polsce. Czy miałeś jakieś sukcesy na boisku?
- W tamtym okresie, z drużyną Lotosu Trefla Gdańsk zdobywaliśmy co roku mistrzostwo województwa. W drugiej klasie juniorów udało nam się dotrzeć nawet do finałów Mistrzostw Polski.
- Jak to się stało, że z parkietu przeniosłeś się do sztabu szkoleniowego?
- Do tej zmiany przyczyniła się kontuzja. Podczas treningów na plaży doznałem urazu łąkotki. Wykluczyło mnie to z obozu przygotowawczego, nie mogłem brać udziału w normalnych treningach. Kiedy powróciłem do pełnej sprawności byłem daleko za kolegami w zakresie przygotowań. Niestety, musiałem zrezygnować z gry w tym sezonie. Stwierdziłem wtedy, że musze spróbować czegoś innego. Zawsze bardzo dobrze radziłem sobie w szkole i postanowiłem wykorzystać to w siatkówce. Trenerzy podpowiedzieli mi statystykę. Wtedy właśnie zacząłem pomagać przy meczach. Nauczyłem się robić podstawowe arkusze i coraz bardziej zacząłem zagłębiać w tę dziedzinę. Bardzo spodobała mi się ta praca i zacząłem zajmować się nią na poważnie. Obecnie prowadzę statystki pierwszego zespołu Lotosu Trefla Gdańsk.
- Można powiedzieć, że pech w postaci kontuzji w Twoim przypadku wyszedł na dobre.
- Wiadomo, że każdy chłopak chciałby być zawodnikiem, ale czasem po prostu trzeba zdać sobie sprawę z realiów. Według mnie każdy zawodnik powinien mieć w głowie jakąś alternatywę, na wypadek chociażby kontuzji, która wykluczy go z gry. Ja niestety musiałem z niej skorzystać bardzo wcześnie, ale cieszę się, że mój „plan B” wypalił.
Statystyk to w dzisiejszych czasach osoba niezbędna w profesjonalnej drużynie sportowej.
- Czym tak naprawdę zajmuje się ta osoba i jak wygląda jej praca?
- Jest to generalnie praca przy komputerze. Wszystko to, co widać na boisku, musi być zapisane w specjalnym programie, a następnie przeanalizowane krok po kroku. Codziennie trzeba spędzić przynajmniej godzinę przed komputerem, aby rozpisać każdy mecz. Dodatkowo uczestniczę w treningach, podczas których pomagam zawodnikom w niektórych ćwiczeniach.
- Ile czasu przeciętnie poświęcasz zespołowi?
- W sezonie, kiedy są dwa treningi dziennie, spędzam około pięć godzin na hali. Do tego dochodzą mecze i materiał do analizy. Kiedy drużyna grała jeszcze w Lidze Mistrzów, musiałem poświęcić materiałowi nawet do 14 godzin dziennie.
- Czym dla ciebie jest siatkówka?
- Siatkówka to przede wszystkim największa część mojego życia. Jest dyscypliną, która totalnie zmieniła moje życie. Szkoła muzyczna i szkoła sportowa to zupełnie dwa inne światy. Musiałem przestawić swoje myślenie całkowicie. Trzeba było nauczyć się o wszystko walczyć, bo w sporcie każdy chce wygrywać. Mam nadzieję, że siatkówka zostanie ze mną jak najdłużej, bo naprawdę kocham to, co robię i chciałbym się w tym rozwijać.
- Co dalej? Masz już jakieś plany na przyszłość?
- Chciałbym oczywiście jak najwięcej zobaczyć i jak najwięcej zdobyć wraz z drużyną. Myślę, że wszystko jeszcze przede mną. Mam dopiero 22 lata i myślę, że to jest mój atut. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.
- Na koniec, czego można ci życzyć?
- Oczywiście reprezentacji (śmiech) to jest mój cel. Ale jeszcze trochę pracy przede mną.
Michał Skorupa