Do końca zbliża się proces w sprawie gwałtu i innych czynności seksualnych, o które oskarżeni są dwaj ratownicy medyczni ze szpitala wojewódzkiego w Elblągu. Do zdarzenia miało dojść podczas szkolenia w Kaliningradzie. Na 27 kwietnia sąd zaplanował mowy końcowe prokuratora i obrońców.
Proces w sprawie gwałtu i innych czynności seksualnych, w którym pokrzywdzoną jest kobieta pełniąca rolę tłumaczki podczas wyjazdowego szkolenia ratowników medycznych w Kaliningradzie, rozpoczął się w czerwcu ubiegłego roku. Dotychczas odbyło się 13 rozpraw, sąd przesłuchał 18 świadków oraz czterech biegłych z zakresu psychiatrii, psychologii, neurologii i badań porównawczych śladów DNA, które znaleziono na materiale dowodowym. Na 27 kwietnia sąd zaplanował mowy końcowe prokuratora i obrony. Cały czas proces toczy się przy drzwiach zamkniętych z uwagi na delikatny charakter sprawy. Pokrzywdzona była przesłuchiwana na dwóch posiedzeniach, które były przeprowadzone w szczególnych warunkach w tak zwanym „niebieskim pokoju” w Rodzinnym Ośrodku Doradczo-Konsultacyjnym.
- Sąd między innymi próbował ustalić, czy zachowały się nagrania z monitoringu w hotelu w Kaliningradzie, w którym miało dojść do zdarzenia opisywanego w akcie oskarżenia. To zajęło wiele czasu. Okazało się, że monitoring w hotelu istnieje, ale nagrania z tego dnia nie zostały zachowane. Telewizja przemysłowa w tym hotelu nie przetrzymuje nagrań przez tak długi czas – informuje Dorota Zientara, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu.
Obaj ratownicy medyczni nie przyznają się do winy, nadal pracują w szpitalu wojewódzkim.
- Sąd między innymi próbował ustalić, czy zachowały się nagrania z monitoringu w hotelu w Kaliningradzie, w którym miało dojść do zdarzenia opisywanego w akcie oskarżenia. To zajęło wiele czasu. Okazało się, że monitoring w hotelu istnieje, ale nagrania z tego dnia nie zostały zachowane. Telewizja przemysłowa w tym hotelu nie przetrzymuje nagrań przez tak długi czas – informuje Dorota Zientara, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu.
Obaj ratownicy medyczni nie przyznają się do winy, nadal pracują w szpitalu wojewódzkim.
RG