UWAGA!

Galeria uczestników kursu na prawo jazdy (felieton)

 Elbląg, Galeria uczestników kursu na prawo jazdy (felieton)
Fot. PS.

Nawet nie będę próbowała ukrywać, że kursantów darzę szczególną sympatią i ogólnie mam do nich słabość. Co więcej – stan głupowatej życzliwości jakoś mi nie przechodzi wraz ze wzrostem liczby przejechanych kilometrów. Zawsze z żywym zainteresowaniem śledzę ich poczynania na drodze (oczywiście zawsze z bezpiecznego dystansu) i swoimi obserwacjami nie omieszkam się teraz podzielić.

Generalnie kursantów można podzielić na cztery podstawowe grupy, w zależności od ich predyspozycji do kierowania pojazdem, umiejętności i wiedzy teoretycznej. Dodatkowo można wyróżnić specjalny, piąty stan, ale o nim wspomnę na końcu. Tak więc, jak zaszeregować tych wszystkich wariatów, którzy pomimo kosmicznych cen paliwa, fatalnego stanu dróg, tłoku i wściekłych jak wszyscy diabli kierowców, ośmielają się włączać do ruchu z nieprzystojnym „L” na dachu?
      
       Razor Callahan – bardzo specyficzny typ, który można rozpoznać już od pierwszych godzin wykładów. Jeszcze w progu, zaraz po namierzeniu wzrokiem wykładowcy, rzuca: „Eee, sorry, gdzie przyjmują zapisy do PFD?”* albo: „Człowieku, przy jakiej prędkości „L-ka” spada z dachu?”. Razor przeszedł wszystkie poziomy w „Need For Speed: Most Wanted”, zna najnowsze trendy dotyczące tuningu auta i wie wszystko o nadsterowności. Potrafi odróżnić obrotomierz od prędkościomierza. Ma znajomości na mieście, więc za pół ceny załatwi ci nowe lusterko do golfa. Bez dłuższego namysłu wymieni wszystkie kraje, gdzie można w tydzień zrobić prawko. Rusza wyłącznie z drugiego biegu. Na placu manewrowym z podziwu godną konsekwencją będzie rozjeżdżał każdy pachołek, dopóki ktoś mu nie wytłumaczy, że za to nie dostaje się dodatkowych punktów. Jeździ pewnie i dynamicznie, potrafi omijać większe dziury na drodze. Czasem spóźnia się na wykłady – z uwagi na drastycznie malejącą ilość miejsc parkingowych w Elblągu długo nie może znaleźć miejsca dla swojego auta.
      
       David Cooperfield – jeżeli coś świecącego z prędkością światła wyleci z drogi podporządkowanej i śmignie ci przed nosem tak szybko, że nawet nie zdążysz krzyknąć: „Ty wuju!”, istnieją dwie możliwości: to było albo UFO, albo kursant kat. „A” na motocyklu w kamizelce odblaskowej. I lepiej dla ciebie, żeby to jednak było UFO, bo zaraz za Davidem nadciąga samochód, który powinien go pilnować.
       Jeśli chodzi o kategorię „B”, Davida można rozpoznać po jego odpowiedzi na pytanie: „Przy jakiej prędkości wrzucamy trójkę?”. Prawdziwy Cooperfield bez chwili namysłu odpowie: „Przecież to słychać, kiedy trzeba zmienić bieg, poza tym nie czujesz spadku mocy przy podjeździe pod górę?”. Mało który z kursantów nadąża za takim metafizycznym tokiem rozumowania.
       Jeżeli jadąc po mieście zastanawiasz się, gdzie u licha podziała się ta „L-ka”, którą jeszcze przed sekundą widziałeś we wstecznym lusterku, można śmiało założyć, że to Cooperfield, który sztukę znikania opanował do perfekcji. Najprawdopodobniej próbuje cię właśnie wyprzedzić. Jak to w przypadku kursantów bywa – manewr będzie trwał całą wieczność, a charakterystycznie oznakowane Punto będzie uparcie jechało w twoim „martwym polu” gdzieś z lewej strony. Pełnoprawnego kierowcę taka sytuacja poważnie niepokoi; bardzo trudno jest panować nad czymś, czego nie widać.
      
       Miłosierny Samarytanin – prawdziwy entuzjasta ruchu drogowego i wszystkiego, co z nim związane. Kiedy zapisze się już na kurs, będzie zanudzał najbliższą rodzinę, dalszych krewnych, przyjaciół, znajomych i przypadkowych słuchaczy szczegółami z wykładów. Potrafi godzinami rozrysowywać krzyżówki i rozważać, kto przejedzie pierwszy i dlaczego. Jeżeli instruktor odwoła umówioną jazdę, Samarytanin będzie miał wszelkie objawy depresji. Chyba jako jedyny przeczytał ze zrozumieniem Kodeks Drogowy i stara się do niego stosować. Przed strzałką warunkową obowiązkowo się zatrzyma. Dla pewności odczeka aż do zmiany świateł, żeby sytuacja była jasna i klarowna. Typ na ogół niegroźny. Ma tylko jedną, irytującą przypadłość: widząc pieszego w pobliżu przejścia zatrzyma się. Widząc bardzo niezdecydowaną dziewoję próbującą wyjechać z drogi gruntowej, zatrzyma się. I tak co pięćdziesiąt metrów. Słowem: uszczęśliwi jednego, a dwudziestu pozostałych doprowadzi do szału.
      
       Hamlet – nie przez przypadek przedstawiany na obrazach z czachą w ręku. Nie ruszy z podporządkowanej, dopóki nie trafi na Samarytanina, który się zatrzyma i go wpuści. Za to beztrosko ładuje się na środek skrzyżowania, kiedy wszystkie znaki na ziemi i na niebie wskazują na to, że nie uda mu się go opuścić. Jak przystało na głównego bohatera dramatu, będzie tam tkwił i się zastanawiał: „jechać, nie jechać…?” rozdarty pomiędzy świadomością, że dawno ma czerwone światło i powinien czekać, a faktem, że skutecznie uniemożliwił przejazd tym, którzy mają zielone. Na wykładach Hamlet zadaje pytania, na które nie jest łatwo udzielić jednoznacznej odpowiedzi, np. „co się stanie, jeżeli po przekroczeniu prędkości światła włączymy światła drogowe?” albo: „czy powołując się na efekt Dopplera i ogólną teorię względności można podważyć wskazania policyjnej suszarki?” Jego wewnętrzne rozdarcie jest zawsze doskonale widoczne. Żeński odpowiednik Hamleta to Helena Trojańska – kursantka, zwykle o zniewalającej urodzie, która zupełnie nieświadomie może wywołać prawdziwe piekło na drodze.
      
       Jak już wcześniej wspomniałam, można wyróżnić jeszcze jedną grupę kursantów. W zasadzie nie jest to określony i niezmienny typ, tylko pewien stan ducha, w który od czasu do czasu popada zarówno Razor, David, Samarytanin, Hamlet z Heleną jak i prawdziwy kierowca z wieloletnim stażem. Zdarza się, że na drodze można spotkać delikwenta, do którego jak ulał pasuje określenie:
      
       Jeździec bez głowy – nie ulega wątpliwości, że to fenomenalne zjawisko na naszych drogach. Teoretycznie łeb posiada, ale nic nie wskazuje na to, żeby z niego korzystał w czasie jazdy. Niby po trzydziestu godzinach wykładów powinien ogarniać, kto kiedy zjeżdża ze skrzyżowania równorzędnego i dlaczego. Niby znaki „pierwszeństwo dla nadjeżdżających z przeciwka” i „pierwszeństwo na zwężonym odcinku jezdni” powinien już odróżniać. Niby powinien wiedzieć, że jeżeli ma zakaz skrętu w lewo, to jednocześnie oznacza, że nie może też zawrócić. Nigdy dokładnie nie wiadomo, w którą stronę taki kursant chce jechać. Zdarza mu się włączyć prawy kierunkowskaz i pojechać w lewo na rondzie. Zapytany przez zrozpaczonego instruktora, czy w ogóle widzi znaki, będzie uparcie twierdził, że tak. Na takiego Jeźdźca bez głowy nawet Hamlet i Helena patrzą z niesmakiem. Na szczęście z tego stanu, po zastosowaniu odpowiedniej terapii wstrząsowej, można wyjść i awansować do którejś z opisanych wyżej kategorii.
       Wśród gminu na temat tego interesującego zjawiska krąży kilka teorii. Najbardziej prawdopodobna z nich głosi, że wspomniany stan jest wynikiem klątwy rzuconej na kursantów przez egzaminatora WORD. Legenda podaje, że sto lat temu na jednym z elbląskich skrzyżowań doszło do kolizji dwóch aut. Rozwścieczony kierowca wydarł się wtedy wniebogłosy: „Co za matoł dał ci prawo jazdy, ciulu?!” Drugi uczestnik wypadku ze stoickim spokojem odpowiedział: „Pan, jakiś miesiąc temu”. Wtedy to właśnie pod adresem wszystkich kursantów poleciała wiązanka w trzech językach naraz, a jej skutki są odczuwalne aż do dziś. Ile w tym prawdy – nie wiem, jednak swego czasu sama uważałam „rondo” przy banku Millenium za przeklęte.
       Jest regułą, że klątwa Jeźdźca bez głowy dotyka ludzi szczególnie podatnych na stres i zmęczenie, a także wszystkich kursantów podczas ich egzaminu na prawo jazdy. Moi ulubieńcy bronią się przed nią, jak mogą. W feralnym dniu przynoszą ze sobą mnóstwo talizmanów na szczęście – ukochaną maskotkę z dzieciństwa, rodowy pierścień z inicjałem przodka czy czerwone gacie z matury. Każdy sposób jest dobry, a gra jest warta świeczki.
      
       Na zakończenie chciałabym przytoczyć bardzo mądre słowa komentarza pewnego elblążanina: „jazda samochodem to przyjemność i przywilej”. Potwierdzam. Nawet w dwudziestoletnim rzęchu z upragnionym kawałkiem plastyku można poczuć się jak prawdziwy przedstawiciel szlachty. Co nie oznacza wcale, że całą resztę uczestników ruchu drogowego można odtąd mieć za kmiotów, prawda?
      
       *PFD – Polska Federacja Driftingu
      
      
MG

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
  • NIEZŁE !!!!! podoba mi się
  • Ciekawy artykul :) Milo sie czasem czyta taka humoreske :)
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    NamberŁan(2010-07-30)
  • ale gówno :|
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    anjjjjjjja(2010-07-30)
  • "ha ha!" żałosne. .
  • Rewelacja! Autorko-duże brawa. szkoda, że mam juz prawko, bo bym przyszła na kurs do Pani:)))Super. Jak miło dla odmiany poczytać kogoś z dużą inteligencją:)
  • i się człowiek zastanawia do której kategorii pasuję!!!!!?????
  • Niech mi ktoś lepiej powie, jak ten egzamin do cholery zdać. Widząć zniesmaczoną minę egzaminatora zaraz jestem "bezgłowym". Czerwone gacie nie pomogły; )
  • jak dla mnie 2,5/5 o egzaminatorach był lepszy
  • Najbardziej trafne są ostatnie trzy zdania i dobrze by było, żeby zdecydowana wiekszosc kierowców amatorów i zawodowców wzięła sobie to do serca. Niech się to stanie ich mottem.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    Kierowiec(2010-07-30)
  • Dzisiaj na wysokości sądu gościu, który zdawał egzamin zamiast skrecić na prawidłowy pas to skrecił w zatoczke gdzie rozstawione sa szlabany. Czy ten gosciu myślał jak jechał? A potem krzyki, że egzaminator zły i ogólnie uwział się na zdających.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    turbo pirat(2010-07-30)
  • a moim zdaniem. .. to wezcie sie lepiej za porzadna nauke jazdy zamiast wypisywac glupoty bo pozniej takie tumany pozdawaja egzaminy i beda wypadki na drodze. .. i oczywiscie nie winni zgina no a jakby inaczej; ( BRAWO DLA WORD JA BYM ZAOSTRZYLA JESZCZE BARDZIEJ TE PROCEDURY!!!! Co tu ukrywac. .. stoje na przejsciu mam zielone a kursant warunkowe skret w prawo i nie wie ze pieszy ma zielone o maly wlos nie raz by i mnie przejechal. .. takich kursantom mowie DAJCIE SOBIE SPOKOJ DLA WASZEGO I LUDZI BEZPIECZENSTWA!!!
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    KURSANTKA Z PRZED X LATY(2010-07-30)
  • Niektore procedury można zaostrzyć- proszę bardzo. Ale na co niektóre podczas egzaminu warto przymrużyć oko. Egzamina za "brak dynamiki jazdy"? Ograniczenie do 40 a Ty musisz jechać "na styk"- broń Boże 30 na godz, bo egzamin oblany za brak dynamiki. To akurat bzdury!!!!!
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    klepsydra(2010-07-30)
Reklama