UWAGA!

Elbląg Rocks Europa

 Elbląg, Ulubieńcy publiczności - Earl Grey
Ulubieńcy publiczności - Earl Grey (fot. Anna Dembińska)

Za nami trzecia edycja organizowanego przez stowarzyszenie Elbląg Europa festiwalu muzyki alternatywnej ELBLĄG ROCKS EUROPA. Każdy, kto chciał sprawdzić aktualny stan elbląskiej sceny muzycznej miał taką możliwość w minioną sobotę (14 sierpnia) pojawiając się na terenie Muzeum Archeologiczno-Historycznego. Zobacz fotoreportaż.

Tegoroczna edycja festiwalu podzielona była na dwie części. W pierwszej, konkursowej, wystąpić miało sześć zespołów reprezentujących nasze miasto i okolice. W drugiej natomiast zwycięzcy ubiegłorocznego festiwalu, gość ze Szwecji oraz elbląska Trauma.
       Część konkursową festiwalu otworzył zespół Pure Vision. Najmłodsza ekipa w zestawieniu nie ugięła się pod bezlitosnym żarem spadającym z nieba i wykorzystała swoje 25 minut najlepiej jak mogła. Miał być rock alternatywny z elementami progresji. Czym jest dziś rock alternatywny - ja nie wiem. Każdy zespół grający rocka, a nie pojawiający się w playliście czołowych komercyjnych rozgłośni radiowych określa się mianem alternatywnego, chociażby brzmieli jak Pearl Jam, Nirvana czy Guns’n’Roses, którym to zespołom pojęcie to było obce. Ja szufladkowanie muzyki Pure Vision zakończyłbym na etykietce „rock”. Słychać, że to młody zespół, brak doświadczenia muzycy nadrabiają entuzjazmem i jak będą nad swoją muzyką ciężko pracować to w przyszłości może da się gdzieś tam dodać przymiotnik „progresywny”. Warto dodać, że powzięli się na zagranie kawałka Muse – „Time Is Running Out”.
       Druga w kolejności na scenę wyszła Asteria. Chłopaki zaprezentowali nam dosyć solidny kawałek hard rocka z elementami heavy metalu spod znaku TSA. Kompozycje zespołu były dosyć rozbudowane - od ostrych fragmentów po balladowe. W tych ostrych brakowało jednak konkretnych heavy metalowych solówek, które urozmaiciłyby kompozycję i wniosły w nie trochę więcej energii. Bardzo dobrze spisał się wokalista, jego śpiew jest nieco manieryczny i trochę teatralny, ale tak właśnie śpiewa choćby Marek Piekarczyk i wielu innych wokalistów heavy metalowych.
       Red Light District to zespół, który podobno powstał zaledwie przed miesiącem. Jeśli rzeczywiście to prawda i materiał, który zaprezentowali powstał w tak krótkim czasie to z mojej strony wielki szacunek. W przypadku RLD nie wahałbym się użyć przymiotnika „alternatywny” tuż przed użyciem słowa rock. Słuchając ich kolejnych numerów doszedłem do wniosku, że idealnie pasowaliby na antenę Trójki. To, co wyróżnia ich najbardziej to klawisze. Sposób ich wykorzystania był genialny. Pokręcone klawiszowe brzmienia i melodie nadawały muzyce świeżości i oryginalności jednocześnie wprowadzając ją w rejony bardziej psychodeliczne. Uwagę zwracały również ciekawe, przewrotne teksty, bardzo zresztą zgrabnie wyśpiewywane przez wokalistę wspomaganego drugim – damskim - głosem.
       Trzeci w kolejności na scenie zawitali panowie tworzący skład o niepokojącej nazwie Zespół Mentalnych Narzędzi. Powiem szczerze, że trochę tu chłopaki nie pasowali do stawki. Przede wszystkim widać było i słychać, że są świetnymi muzykami, że wiedzą jak chcą zabrzmieć, jak wszystko ustawić żeby było czysto i selektywnie. Jako jedyni chyba zabrzmieli naprawdę profesjonalnie. Muzycznie odstawali jeszcze bardziej. Zaprezentowali nam dźwiękową, w zasadzie progresywną podróż, na tle której wokalista czasem śpiewem a zdecydowanie częściej melodeklamacją wprowadzał nas w niepokojący klimat tekstów. I do tej melodeklamacji mam największe obiekcje. Przydałoby się bowiem aby było w tym więcej emocji i ekspresji, zdolności aktorskiej, bo brzmiało to jak wypowiadanie kolejnych wersów na „jedno kopyto”, z nieznośnym przeciąganiem ostatniej sylaby. Zdecydowanie lepiej prezentował się wokalista w partiach śpiewanych. Mimo wszystko skutecznie odciągał uwagę od muzyki, powodując, że stanowiła ona tylko tło dla opowiadanych historii. Tło jednak bardzo zacne. Tu, podobnie jak w Red Light District, niebagatelną rolę odgrywały klawisze. Jednak inaczej niż u poprzedników służyły one budowaniu atmosfery, w której dominowało uczucie niepokoju. Kapitalną sprawą było użycie thereminu – wielkie brawa dla Rafała Wawrzyka.
       Mulled Wine to zespół, który już w Elblągu mogliśmy usłyszeć. Ekipa obraca się w rejonach niemal klasycznego rocka, przywołując wspomnienia lat 90. Ich występowi ciężko coś zarzucić, dobra podstawa muzyczna uzupełniona przez rzetelny wokal sprawiła, że publiczność ożywiła się po nie do końca rozrywkowym przekazie Mentalnych Narzędzi.
       Ostatnim zespołem w części konkursowej byli herbaciarze z Earl Grey. Ode mnie mają dużego plusa za koszulkę Jack’a Daniels’a dumnie eksponowaną przez gitarzystę, notabene wyglądającego jakby żywcem go wyjęli ze starych dobrych czasów Gunsów. Muzyka? Hard rock również wyjęty z początku lat 90. ze sporą naleciałością bluesowego feelingu. Dobra muzyka na spędy harleyowców - przy czym nie piszę tego w sensie pejoratywnym.
       Po występie ostatniego zespołu nadszedł czas na głosowanie. Jury deliberowało w swoim gronie, a publiczność oddawała głosy wrzucając do skrzynki bilety z numerem faworyta. Czas ten umilili nam goście ze Szwecji.
       Summoned Tide wystąpili dzień wcześniej w Old Pubie Jaszczur. Nie wiem jak się tam zaprezentowali i jaki generalnie był sens grania w naszym mieście dwa dni z rzędu, ale lepiej dla mnie, bo w sobotę i mnie dane zostało ich zobaczyć. Usłyszeliśmy bardzo sprawnie zagrany heavy power metal. Szwedzi nie wnoszą nic nowego do gatunku, jednak całkiem udanie wykorzystują to, co w nim najważniejsze. Było więc dużo melodii, częste zmiany tempa, gitarowe solówki, nieco schowane klawisze i bardzo dobry wokalista operujący zarówno klasycznym wysokim zaśpiewem jak i nieco bardziej męskim krzykiem. Z pewnością uwagę męskiej części publiczności przyciągnęła basistka Szwedów. W pewnym momencie stojący nie tak daleko mnie osobnik płci męskiej jawnie i otwarcie zaczął wykrzykiwać, że się zakochał. Kto wie, może miał jakieś szanse, zaprzepaścił je jednak wyrażaniem miłości w naszym ojczystym języku, czego urodziwa Szwedka raczej nie była w stanie zrozumieć.
       Po występie Szwedów nadszedł w końcu długo wyczekiwany moment ogłoszenia wyników. Nagrodę publiczności zdobył Earl Grey. To duże wyróżnienie, w praktyce chyba najważniejsze dla zespołu, także panowie powinni być zadowoleni. Natomiast jury trzecie miejsce przyznało najmłodszym w zestawieniu chłopakom z Pure Vision, drugi stopień na podium zajął Earl Grey, a zwycięzcą tegorocznej edycji został Red Light District – przyznam moi osobiści faworyci. Najbardziej niedocenionym zespołem wydają mi się tutaj Mentalne Narzędzia, ale nie powinno ich to w sumie dziwić, nie tworzą muzyki adekwatnej do tego typu konkursów.
       Wieczór zamykały występy Five Of Green – zwycięzców ubiegłorocznej edycji oraz weteranów polskiego death metalu – Traumy. Five Of Green swoim występem udowodnili, że zasłużyli na zwycięstwo w zeszłym roku. Obawiałem się, że wypadną blado po Szwedach a tymczasem wyszli na scenę bez żadnego wstydu i zagrali naprawdę dobry set. Widać, że przez ten rok nie spoczęli na laurach, że wciąż się rozwijają i nabierają scenicznego obycia. Całkiem sprawnie rozgrzali - zmęczoną już przecież wielogodzinną imprezą – publiczność.
       Gwiazda wieczoru – Trauma – występuje u nas z częstotliwością, z jaką rząd podaje informacje o zmniejszeniu podatków. (fot. niżej) Ja na przestrzeni ponad 10 lat kojarzę tylko jeden występ. Ciekawe z czego to wynika?
      

 


       Zaczęli od klawiszowego intra, a potem była już tylko czysta jatka. Mister i spółka zaprezentowali w zasadzie przekrojowy materiał ze wszystkich swoich płyt. Dla prawdziwych maniaków między swoje kawałki wrzucili również Slayer’owy megahit – Silent Scream. Trauma to polska czołówka, powiem nawet więcej – to europejska czołówka. Tych pięciu kolesi doskonale wie, jak powinno się grać konkretny, brutalny „śmierć metal” i jak sprawić publiczności niezły dźwiękowy łomot. Zakończyli bisami – nie mogło być inaczej.
       I tak oto dobiegł końca trzeci festiwal Elbląg Rocks Europa. Wydaje się, że się udał. Program części konkursowej był dosyć urozmaicony, choć elbląskie zespoły za często próbują wbić się w jakiś oklepany kanon, a za mało jest w nich chęci poszukiwania w muzyce czegoś nowego. Teraz organizatorzy powinni się zastanowić, jak długo przegląd w takiej formie będzie miał sens? W naszym mieście nie przybywa co roku wystarczająco dużo nowych zespołów, może warto narobić wokół imprezy więcej szumu i rozszerzyć ją o zespoły spoza Elbląga? Przy czym nie mam tu na myśli okolicy a region, województwo. I utrzymać, a najlepiej podnosić poziom jeśli chodzi o zespoły pozakonkursowe. Bo teraz było naprawdę dobrze.
      

Tomasz Sulich

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama