UWAGA!

Mógłbym mówić i mówić, bo muzyka to moje życie

 Elbląg, Mógłbym mówić i mówić, bo muzyka to moje życie
fot. Witold Sadowski

Do dziś nie wie, dlaczego zaczął grać na wiolonczeli, po prostu był tam taki „strumyczek”. I chociaż wiolonczela jest jego głównym instrumentem, to w sercu ma również fortepian. Po godzinach słucha jazzu, projektuje meble i bawi się z dziećmi. Poznajcie kolejnego muzyka Elbląskiej Orkiestry Kameralnej – Mariusza Mruczka.

Mariusz Mruczek ma 29 lat, jest absolwentem Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku oraz koncertmistrzem wiolonczel i inspektorem w Elbląskiej Orkiestrze Kameralnej. I jak dodaje „prywatnie szczęśliwym mężem i ojcem dwójki dzieci”.
      
       - Jak zacząłeś grać? Czy zacząłeś od wiolonczeli? I czemu akurat ona?
      
- Mariusz Mruczek: Moja przygoda z muzyką zaczęła się w przedszkolu kiedy często wyjeżdżaliśmy na audycje muzyczne organizowane przez szkołę muzyczną w Koszalinie. Później podczas wizyt nauczycieli z tej szkoły zbadano moje predyspozycje słuchowe i rodzice dowiedzieli się, że nadaję się do szkoły muzycznej. Trochę z ciekawości posłali mnie na egzaminy wstępne. Zapisali mnie na akordeon, chyba dlatego że mój Tato jest wielkim fanem muzyki ludowej, a w szczególności kresowej. Podczas egzaminów padło pytanie do mnie, sześciolatka, na czym chciałbym grać i ja powiedziałem, że na wiolonczeli. Nie mam do dzisiaj zielonego pojęcia dlaczego. Pamiętam tylko że dumny jak paw wybiegłem z sali do Mamy i powiedziałem dorosłym tonem „zmieniłem zdanie i będę grał na wiolonczeli”. Na pytanie dlaczego odpowiedziałem: „bo tam jest taki strumyczek” chodziło oczywiście o smyczek. (śmiech) Widocznie na audycjach wiolonczela przykuła moją największą uwagę, czego oczywiście nie pamiętam. Rodzice, którzy nie są muzykami nie mieli nic przeciwko i tak już zostało. Oczywiście, podczas wieloletniej edukacji były przymiarki do zmiany instrumentu. Na początku myślałem o perkusji, ale jak się okazało, że nie można grać tylko na zestawie, lecz trzeba opanować wibrafon, ksylofon i inne perkusjonalia to zapał opadł. Później bardzo poważnie zastanawiałem nad fortepianem. Kiedy dostałem się do pierwszej klasy szkoły podstawowej, jeszcze we wrześniu okazało się, że znajomy rodziców chce szybko sprzedać pianino za grosze. Moi rodzice się skusili, bo przecież syn za parę lat zacznie fortepian dodatkowy, a łatwiej będzie ćwiczyć w domu niż w szkole. Tak zacząłem samodzielnie podgrywać ze słuchu ulubione piosenki. Z czasem bardziej zacząłem się tym fascynować kosztem wiolonczeli. W liceum grałem na fortepianie w kilku musicalach przygotowanych pod kierownictwem pani Moskalik. Wystawialiśmy takie dzieła jak Hair, Jesus Christ Superstar oraz Metro. Marzyła mi się wtedy kariera muzyka sesyjnego, ale w głowie zostawała myśl, że żal by było zostawiać wiele lat ćwiczeń na wiolonczeli. Trochę ze strachu nie zmieniłem instrumentu na fortepian bo zawsze słyszałem od mojego nauczyciela , że jestem zdolny, ale leniwy i że jakbym poświęcił tyle czasu na grę smyczkiem ile siedzę przy klawiaturze pianina, to byłbym znakomitym wiolonczelistą.
      
       - Kto w Twoim życiu, przede wszystkim zawodowym, sprawił, że rozwinąłeś skrzydła? Kto wywarł na nie największy wpływ?

       - Największy wpływ na moje życie zawodowe wywarła moja żona Kasia, która też jest wiolonczelistką. Poznaliśmy się na egzaminach wstępnych na studia, gdzie równolegle chciałem zdawać na fortepian rozrywkowy na wydziale jazzu i wiolonczelę. Kasię wtedy zafascynowało moje rozrywkowe granie a mnie m.in. jej zainteresowanie wiolonczelową muzyką klasyczną. Dzięki niej zdecydowałem się zdawać do pedagoga Tadeusza Samerka. Człowieka, który był dla mnie wtedy wielką inspiracją do rozwoju i pracy. Codzienne ćwiczenia przy wiolonczeli spowodowały, że wypłynąłem na szersze wody i na poważnie zakochałem się w muzyce klasycznej. Dzięki wspólnym wysiłkom udało mi się zakończyć studia z wyróżnieniem. Przez tą fascynację poświęciłem całkowicie fortepian dla wiolonczeli. Chociaż do dzisiaj mnie ciągnie do klawiatury.
      
       - W Elbląskiej Orkiestrze Kameralnej jesteś...inspektorem. Co oznacza ten termin?

 

- W sumie nigdy nie zastanawiałem się co oznacza ten termin(śmiech). Wiem jednak co należy do moich obowiązków. Jestem osobą która logistycznie dba o zespół. Doinformowuje innych muzyków o planie pracy, próbach i koncertach. Jestem takim jakby przedstawicielem orkiestry w komunikacji z dyrygentami, solistami oraz dyrekcją. Parę lat temu jak jeszcze nie mieliśmy stałego miejsca ćwiczeń oraz działu technicznego musiałem zadbać o to, aby każdy miał krzesło i pulpit na próbie. Teraz w ratuszu, w naszej siedzibie jest o niebo lepiej.
      
       - Muzykę klasyczną grasz "w pracy". A czego słuchasz po godzinach?
       - To zależy od nastroju. Uwielbiam jazz. Mam swoich ulubionych wykonawców m.in. Miles Davis, John Coltrane, Herbie Hancock oraz wielu innych. Ostatnio zafascynowałem się muzyką Franka Sinatry. Znałem tylko jego największe hity a okazało się że te mniej znane czasami wydają się o wiele lepsze. Słucham też artysty nazwanego „młodszym Sinatrą” czyli Michaela Buble. Lubię muzykę latynoską i często odpoczywam przy płycie seniorów z Buena Vista Social Club. Wiele mógłbym mówić bo muzyka to po części moje życie. Tak jak kucharz gustuje w różnych smakach w zależności od przypływu chwili, tak i ja wybieram to co na dany moment przypada mi do gustu.
      
       - Życie muzyka to nie tylko muzyka. Co lubisz robić? Jakie masz hobby?
       - W wolnych chwilach a jest ich niedużo, kocham przebywać z moją najwspanialszą rodziną na świecie. Oprócz wspomnianej żony Kasi mam dwójkę wspaniałych dzieci: pięcioletniego Kubę i trzyletnią Julkę. Są moją radością. Z nimi szaleję w domu i wymyślam najróżniejsze zabawy, aczkolwiek często nie mam siły ponieważ też pracuję w szkole. Czasami lubię być domatorem który słodko po marnuje wieczorami parę chwil. Ostatnio też udało mi się zostać jednoosobowym studiem mebli kuchennych, a mianowicie w oparciu o projekt, który stworzyłem z moją żoną, zbudowałem od podstaw kuchnię w naszym mieszkaniu. Od kupna całych płyt meblowych, frontów i zlecenia do ich wycięcia pod mój wymiar, zamówienie wszystkich poszczególnych szuflad i zawiasów po złożenie tego wszystkiego z rewelacyjnym efektem. Czuję się prawdziwym bohaterem w swoim domu (śmiech). W przyszłości chciałbym dużo podróżować z rodziną, ale niestety, na razie to niemożliwe. Chyba, że wygram w szóstkę w totka(śmiech).
      


       Patronem medialnym Elbląskiej Orkiestry Kameralnej jest Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl

      
rozmawiała Marta Wiloch

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
Reklama