UWAGA!

Punk, który zaśpiewa też poezję

 Elbląg, Szymon Wydra (po prawej) podczas czwartkowego koncertu
Szymon Wydra (po prawej) podczas czwartkowego koncertu (fot. AD)

Zaczynał od muzyki punkowej, później był zwrot w stronę poezji śpiewanej i Carpe Diem, któremu jest wierny od ponad 20 lat. To właśnie razem z nim nagrał pięć płyt, zdobył nagrody i...kupił piłkarza. Szymon Wydra, wokalista i człowiek, który brał udział w pierwszym polskim talent show, zagrał i zaśpiewał w Elblągu, podczas Międzynarodowych Spotkań Artystycznych, które powoli dobiegają końca.

- Marta Wiloch: Miło wracać do Elbląga? Bo nie jesteś tutaj pierwszy raz.
       - Szymon Wydra: Jestem człowiekiem, który interesuje się miastami i regionami, uwielbiam folklor. O, nawet dwa tygodnie temu jechaliśmy do Bartoszyc, zatrzymaliśmy się tutaj, w jednej z restauracji. Mamy tu swoje miejsca, te rejony są dla mnie ważne, mimo że jestem takim egzemplarzem Wydry, która nie umie pływać (śmiech).
      
       - Zaczynałeś w zespole punkowym Nadzieja. Podobno jak ktoś raz zostaje punkiem to jest nim całe życie. Ile więc z tego punka jest w Szymonie Wydrze?
       - Wielu muzyków mogłoby się obrazić za stwierdzenie, że muzycy punkowi niezbyt dobrze grają technicznie. A ja chciałem rozwijać się w kierunku bardziej precyzyjnej gry na gitarze, poszerzyły mi się zainteresowania, ale to cały czas we mnie tkwi. Brygada Kryzys, Dezerter, Armia, Apteka, KSU...można by było tak długo wymieniać, na przykład chłopaki z The Bill to moi kumple. Można powiedzieć, że "liznąłem" tego tematu, bo umówmy się, dwa lata to nie jest jakiś strasznie długi okres. W jakimś sensie mnie to zbudowało i nastroiło do tej mocniejszej muzyki, ale swoje podwoje, jako Carpe Diem, zaczęliśmy od poezji śpiewanej, co było kompletnym szokiem.
      
       - Niedawno w Elblągu grał pewien duet, Rebeka, który tworzy dwójka poznańskich muzyków. W jednym z wywiadów, powiedzieli coś, co mnie zastanowiło, w kontekście programów talent show. Powiedzieli, że nigdy nie wzięliby udziału w czymś takim, bo to droga na skróty. Ty brałeś udział w pierwszym tego typu programie, teraz tych programów jest cała masa...

       - Ludziom już się wszystko pomieszało, czy ta osoba jest z the Voice of Poland, a tamta z X-Factor albo z innego programu, którego już nie ma. Nie wiem czy pamiętasz hasło, jakie przyświecało mojej edycji Idola – idol może byc tylko jeden. Tu nie chodziło o osobę, a o to, że miało się to zakończyć na jednej edycji. Do dziś jest to bardzo legendarna edycja i abstrahując od tego, że zająłem miejsce na podium, pamięta się pięć osób – Tomka Makowieckiego, Ewelinę Flintę, Alę Janosz, Anię Dąbrowską i mnie. Pokaż mi jakąkolwiek edycję, jakiegokolwiek programu, gdzie pięć osób wymienisz jednym tchem.
      
       - Dla was to chyba była duża szansa...
       - I szkoła życia. Ileż ja łez wylałem i stresu najadłem...Nie wiem czy pamiętasz wykonanie "Skrzypka na dachu". Zapomniałem tekstu, totalnie nie wiedziełem co się dzieje, nerwy mnie zjadły. Wybroniłem się tym, że zatrzymałem całą orkiestrę. Podszedłem do Adama Sztaby, który podjął tę grę, ale jak podchodziłem do niego miał znaki zapytania "I co teraz Wydra, co teraz? Zapomniałeś tekstu, zatrzymałeś program na żywo. Stary! Cała Polska to ogląda!". Po tym odcinku jeden z realizatorów dźwięku trzymał palec na przycisku "przepraszamy za usterki". Pamiętam to było tak, że jak szedłem rano ulicą to kobieta, która mnie widziała z czwartego piętra, ubrana jeszcze w podomkę czy piżamę, zbiegła na dół, żeby mnie dogonić. Moja mama nie chciała iść ze mną do sklepu, bo się nie dało, zaraz ktoś mnie zatrzymywał. To był taki nokaut popularnościowy, ale i stres. Cała Polska na Ciebie patrzy. Finały odbywały się w sobotę i niedzielę, wtedy nie było konkurencyjnych programów. Więc jak dostaliśmy się do sobotniego programu to super, mieliśmy parę dni, żeby się przygotować, ale jak przeszliśmy dalej to nikt nie szedł spać i mieliśmy parę godzin na to, żeby nauczyć się następnego utworu. To był hardkor. Jak ktoś nie był w wojsku to zapraszam do Idola. Więc jeśli słyszę, że to droga na skróty, to kompletna nieprawda. Ale mówią to ludzie, z całym szacunkiem dla nich, którzy mają swoją wizję, ale którzy się tam nie znaleźli. To potężna dawka emocji i obciążenie psychiczne.
      
       - Zostawmy już tego Idola, wróćmy do Carpe Diem, które gra i ma się dobrze. W tym roku wydaliście kolejną płytę o tytule "Piąty element". To jakieś nawiązanie do filmu Luca Bessona?
       - Piąty element, bo to nasza piąta płyta, nasze piąte dziecko.
      
       - To ma być jakiś przełom? Kontynuacja? To ma być uderzenie w stół?
       - Nie lubię takiego gadania artystów, że "to najlepsza płyta w mojej twórczości, dopiero tutaj poczułem, że to jest to". Ja tak nie powiem, bo w tym momencie plułbym na swoje poprzednie płyty i na tych, którzy je kupili. Najlepszym sędzią nie jest arysta, a słuchacz. Mogę powiedzieć jedynie, że to najlepsze Carpe Diem na jakie nas stać i prawdziwe Carpe Diem. To nasza płyta, ale tak naprawdę autorami tekstów są ludzie. Staraliśmy się opisać nie swoje, a zaobserwowane historie i doświadczenia innych ludzi.
      
       - Słyszałam, że zespół Carpe Diem kupił kiedyś...piłkarza!
       - Tak to prawda, jesteśmy jedynym zespołem w Europie, który coś takiego zrobił, ale zrobiliśmy to z potrzeby serca. To było jakieś siedem lat temu, kupiliśmy piłkarza do naszej ukochanej drużyny RKS Radomiak Radom. Jak go zobaczyłem stwierdziłem, że trzeba coś z tym zrobić i pomóc naszej ukochanej drużynie. Sam byłem piłkarzem Radomiaka przez dwa sezony, mieszkam 70 metrów od stadionu. Nie powiem jak on się nazywa, bo przez swoją głupotę stracił miejsce w składzie, a był naprawdę genialny. W przerwie pomiędzy sezonem wiosennym a jesiennym zamiast dbać o zdrowie wyszedł na podwórko i zaczął grać z dziwnymi ludźmi, którzy mu złamali nogę. Jego kariera legła w gruzach.
      
       - I tak na koniec: czy artysta powinien być pokorny?
       Tak, ale nie można tego mylić z fałszywą skromnością. Trzeba znać swoją wartość, bo jeżeli będziesz potulnym człowiekiem to rekiny finansjery wykorzystają cię momentalnie. Trzeba szanować wszystko i wszystkich, ale trzeba też być bardzo nieufnym. Z szacunku dla tych, dla których gram muszę taki być, bo inaczej nasza muzyka byłaby zniszczona. Poza tym trzeba być subiektywnym wobec własnej muzyki. Robisz to, co kochasz, dajesz z siebie to, co masz najlepszego, to jak możesz być obiektywny? To co, mam powiedzieć słuchaczom "słuchajcie, tam w tej piosence, w drugim zwrotce jest kiepski moment"? Nie, to najlepsze na co mnie stać.
      
      
      
Patronem medialnym Międzynarodowych Spotkań Artystycznych jest Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl

      

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
Reklama