
Dobre filmy, wciągająca muzyka i ciekawe książki. Raz w tygodniu eKulturalni proponują Czytelnikom portEl.pl: co warto przeczytać, na jaki wybrać się film, a także jakie ukazały się nowości muzyczne. Dzisiaj recenzja książki.

Jónasson ciekawie maluje poszczególne postaci, nie ujawniając od razu szczegółów mozaiki - życiorysy poszczególnych bohaterów pojawiają się w miarę rozwoju fabuły, pozwalając nam powiązać fakty, zachowania, motywacje. Zanim to się stanie, miotamy się trochę jak Ari, próbując wgryźć się w istotę sprawy - czy może dwóch spraw, bo pod pozornie spokojną powierzchnią kontaktów społeczności Siglufjördur i działalności Towarzystwa Dramatycznego kłębią się niespokojne fale emocji, a każdy ma w swojej szafie jakiegoś trupa.
Mamy tu trochę historii - zarówno w fikcyjnej postaci Hrólfura, znanego pisarza, jak i w sięgających w przeszłość korzeniach bohaterów, ich losów wojennych i powojennych, specyfiki przeprowadzek pomiędzy Danią a Islandią, różnic językowych, boomu śledziowego i zaprzestania połowów, a także wydarzeń najnowszych, czyli kryzysu bankowego i protestów w stolicy.
Odniosłem wrażenie, że sama obecność w osi zdarzeń jest odbiciem tego, że każdy gra tam rolę - czy to społeczną, czy zakłada maskę mającą coś ukryć. Sam policjant, impulsywnie kontynuujący śledztwo, przyjmuje nierzadko maskę narzuconą przez skojarzenie go z jego poprzednio zamierzoną profesją - dobrotliwego, cierpliwego duchownego.
Autor umiejętnie myli tropy, pozwalając czytelnikowi wyprowadzać się na manowce własnym kombinowaniem i próbami zbyt szybkiego wyciągania wniosków. Mruga też okiem z każdym kolejnym klepnięciem pechowego ramienia Ariego.
Imiona. Wiem, inny język i trzeba się przestawić, ale w pewnym momencie miałem absurdalne wrażenie, że to imiona tolkienowskich krasnoludów.
Zimno, śnieg, klaustrofobiczne odcięcie od świata, gazety dochodzące z opóźnieniem - ale za progami domów kawa i ciasto, w lokalnym sklepie miły sprzedawca i świeże ryby. Wolontariusze wystawiający spektakle i ich głęboko ukrywane tajemnice, stanowiące rysy na obrazie zżytej społeczności. Biel śniegu, czerwień krwi. Doświadczony Tomas i stawiający pierwsze kroki Ari. Zderzające się kontrasty malują wyraźny obraz cichego zakątka Islandii i tragicznych wydarzeń z bezwzględną precyzją i ostrością. Układy są dość skomplikowane i pełne emocji, a akcja przyspiesza zmierzając ku finałowi.
Pierwszy tom cyklu "Mroczna wyspa lodu" czyta się z zaciekawieniem i chce się więcej - czekam na kontynuację. Jakie wybory podejmie budzący sympatię, choć tak naprawdę niezbyt dobry Ari? Czy spotkamy ponownie tych samych ludzi?
Pożeracz światów
eKulturalni.pl