Osią podziału (debaty) nie jest pytanie, czy obywatel Stefan Rembelski to bajkopisarz i doktryner, lecz, czy Elbląg ma być miastem ogrodów działkowych w otoczeniu gminnych dzielnic willowych, czy może miastem nowoczesnych, zróżnicowanych dzielnic mieszkalnych. Jako, że zostałem wywołany przez Pana Ryszarda Klima, oto odpowiedź.
Dwie pierwsze odsłony tej polemiki to:
Stefana Rembelskiego „Dokąd władza Elbląg prowadzi? Czy aby nie na manowce?”
Ryszarda Klima „O działkowym Stefana Rembelskiego Elbląga ratowaniu”
Oto odsłona trzecia – Stefana Rembelskiego:
„Publiczna wymiana poglądów jest dobrem samym w sobie pod warunkiem, że argumentami w dyskusji nie stają się epitety. Stąd, odpowiadając wielce szanownemu Panu radnemu, przypisane mojej skromnej osobie takie określenia, jak guru elbląskiej samorządności, czwarty filar, doktryner i bajkopisarz, pozostawię bez komentarza. Nie ulegam emocjom, ale staram się zawsze zrozumieć tych, co sobie z nimi nie radzą, albowiem łatwiejsza jest później rozmowa, gdy adrenalina opadnie, a upływający czas zmienia perspektywę pierwszego widzenia – to, co się wydawało płaskie, zyskuje trzeci wymiar.
Nie wiem, czy tekst pana Ryszarda Klima jest stanowiskiem wszystkich radnych koalicji – byłby to nadmiar uprzejmości na tekst zwykłego obywatela miasta – czy też samodzielnym wykładem udzielonym laikowi ekonomicznemu, co to polazł w maliny i innych chce za sobą pociągnąć.
Dar widzenia tego, co nienapisane
Pan Klim był uprzejmy wyczytać w moim teście więcej, niż napisałem, i tutaj posypuje głowę popiołem – w przyszłości będę pisał językiem prostszym, bardziej przystępnym i zrozumiałym. Gwoli wyjaśnienia, uprzejmie informuję, iż nikogo, z niczego (tym bardziej czcigodnych działkowców) nie postulowałem wyrzucać. Jedyne, na co zwróciłem uwagę, to, że „w Elblągu, gdzie w strefie pełnego uzbrojenia leży kilkaset hektarów gruntów, nie można kupić działki pod budowę domu od miasta na przetargu” i jeszcze, że „warto już teraz podjąć prace związane ze zmianami w miejscowym planie zagospodarowania, by stworzyć budżetowi miasta wieloletnią perspektywę pozyskiwania dużych środków inwestycyjnych”.
Taki projekt jest rozłożony na lata, wiec jeżeli Rada Miasta dokona zmiany w planie miejscowym, to w żaden sposób nie może być mowy o wojskowej marszrucie wspólnego wymarszu działkowiczów, jak to Pan określił, z Wyspy Spichrzów do karczowania Nowej Ziemi. Rozumiem, że nie mówi Pan nie, tylko nie ogarnia Pan całości projektu i przerażają Pana koszty.
Stając w obronie obecnego status quo, strzelił Pan sobie trochę niechcący w stopę, przywołując przykład działek w rejonie ulic Płk. Dąbka i Ogólnej. Otóż po przeciwnej stronie, tam gdzie znajduje się CH Ogrody, trzydzieści lat temu też były działki pracownicze i gdyby nie dokonano zmiany w planie miejscowym, tak by było do dzisiaj. W trosce o to, by nie opadły Panu ponownie ręce, nie pokuszę się o policzenie, ile mniej do kasy miasta wpływałoby pieniędzy z tytułu podatku od nieruchomości, gdyby zamiast CH Ogrody były tam dzisiaj działki pracownicze. Mam ufność, iż w przeciwieństwie do mnie policzy Pan to bardzo dokładnie.
Można do tego dołożyć rachunek, jaką stratę z tytułu podatku od nieruchomości poniosło miasto, tytułem nieudostępnienia inwestorom terenu po zlikwidowanych działkach Płk Dąbka/Ogólna, bo przecież pętla tramwajowa zajmuje niewielki fragment tego terenu – reszta leży odłogiem od kilkunastu lat. Pomijam tutaj kwestię odpowiedzialności, bo nie o to tutaj chodzi. Jak już te kwoty Pan radny ustali, będziemy mogli wspólnie spróbować poszukać podanego przeze mnie pół miliarda, z którego Pan zrezygnował bez walki. Pana stwierdzenie „Co do terenów inwestycyjnych; ich akurat nie brakuje, i w centrum, i na obrzeżach. Oby byli chętni.”, skomentuję pytaniem – ile średnio rocznie działek pod budownictwo jednorodzinne sprzedało miasto w ostatnich pięciu latach?
Linia podziału (debaty) biegnie nie wzdłuż pytania, czy obywatel Stefan Rembelski to bajkopisarz i doktryner, lecz o to, czy Elbląg ma być miastem ogrodów działkowych w otoczeniu gminnych dzielnic willowych, czy może miastem nowoczesnych zróżnicowanych dzielnic mieszkalnych. Jeżeli w spokojnej debacie publicznej przeważy któraś z tych opcji, dalsze kroki będą już tylko jej konsekwencją.
Przeciw, a nawet za
Urokliwy jest sposób argumentacji Pana Ryszarda Klima, jest prawie tak przewrotny, jak klasyka gatunku: „Jestem za, a nawet przeciw”. Jest wprawdzie przeciwny prywatyzacji spółek miejskich, ale na wszelki wypadek dodaje: „Jedno jest dla mnie pewne. W polityce małej czy dużej – nigdy nie mów nigdy, ale ewentualna decyzja o prywatyzacji EPEC-u i EPWiK-u należałaby do mieszkańców. Nie dopuszczam innego działania.” To oznacza, że jeśli perfekcyjnie policzony przez radnych budżet miasta po stronie przychodów legnie w gruzach i nie będzie skąd pożyczyć, to się sprzeda – droga odwrotu na wszelki wypadek zabezpieczona. Czyli taki wariant nieoficjalnie jest brany pod uwagę.
Pan radny dworuje sobie zemnie, nadając mi tytuł specjalisty do budżetu, chociaż nim nie jestem – no, może wśród laików, ale chyba też nie. Zdarzyło mi się parę razy napisać coś niezdarnego o budżecie, co zapewne zniesmaczyło profesjonalistów, w tym również pana Ryszarda. Z racji swojego wieku, moja wiedza o arkuszu kalkulacyjnym jest zapewne dalece mniejsza niż czcigodnych radnych. Tak z grubsza wiem, że arkusz kalkulacyjny przyjmuje wszystko, co się wpisze, nawet jak w kolumnach lub wierszach coś nie gra, to podpowie, w którym miejscu poprawić, by się prawa strona z lewą stroną budżetu zgadzała.
Bajkopisarze budżetowi mówią, że cała sztuka sprowadza się do tego, by prognozowane cyferki zapisane po stronie przychodów nie były mniejsze od tych, które się udało zrealizować na koniec roku. Proszę więc Pana radnego, by odpowiedział na pytanie – ile razy w ostatnich pięciu latach udało się zrealizować budżet na plus po stronie przychodów? W oczekiwaniu prostej odpowiedzi na trzy proste pytania pozostaję z wyrazami szacunku.
Stefana Rembelskiego „Dokąd władza Elbląg prowadzi? Czy aby nie na manowce?”
Ryszarda Klima „O działkowym Stefana Rembelskiego Elbląga ratowaniu”
Oto odsłona trzecia – Stefana Rembelskiego:
„Publiczna wymiana poglądów jest dobrem samym w sobie pod warunkiem, że argumentami w dyskusji nie stają się epitety. Stąd, odpowiadając wielce szanownemu Panu radnemu, przypisane mojej skromnej osobie takie określenia, jak guru elbląskiej samorządności, czwarty filar, doktryner i bajkopisarz, pozostawię bez komentarza. Nie ulegam emocjom, ale staram się zawsze zrozumieć tych, co sobie z nimi nie radzą, albowiem łatwiejsza jest później rozmowa, gdy adrenalina opadnie, a upływający czas zmienia perspektywę pierwszego widzenia – to, co się wydawało płaskie, zyskuje trzeci wymiar.
Nie wiem, czy tekst pana Ryszarda Klima jest stanowiskiem wszystkich radnych koalicji – byłby to nadmiar uprzejmości na tekst zwykłego obywatela miasta – czy też samodzielnym wykładem udzielonym laikowi ekonomicznemu, co to polazł w maliny i innych chce za sobą pociągnąć.
Dar widzenia tego, co nienapisane
Pan Klim był uprzejmy wyczytać w moim teście więcej, niż napisałem, i tutaj posypuje głowę popiołem – w przyszłości będę pisał językiem prostszym, bardziej przystępnym i zrozumiałym. Gwoli wyjaśnienia, uprzejmie informuję, iż nikogo, z niczego (tym bardziej czcigodnych działkowców) nie postulowałem wyrzucać. Jedyne, na co zwróciłem uwagę, to, że „w Elblągu, gdzie w strefie pełnego uzbrojenia leży kilkaset hektarów gruntów, nie można kupić działki pod budowę domu od miasta na przetargu” i jeszcze, że „warto już teraz podjąć prace związane ze zmianami w miejscowym planie zagospodarowania, by stworzyć budżetowi miasta wieloletnią perspektywę pozyskiwania dużych środków inwestycyjnych”.
Taki projekt jest rozłożony na lata, wiec jeżeli Rada Miasta dokona zmiany w planie miejscowym, to w żaden sposób nie może być mowy o wojskowej marszrucie wspólnego wymarszu działkowiczów, jak to Pan określił, z Wyspy Spichrzów do karczowania Nowej Ziemi. Rozumiem, że nie mówi Pan nie, tylko nie ogarnia Pan całości projektu i przerażają Pana koszty.
Stając w obronie obecnego status quo, strzelił Pan sobie trochę niechcący w stopę, przywołując przykład działek w rejonie ulic Płk. Dąbka i Ogólnej. Otóż po przeciwnej stronie, tam gdzie znajduje się CH Ogrody, trzydzieści lat temu też były działki pracownicze i gdyby nie dokonano zmiany w planie miejscowym, tak by było do dzisiaj. W trosce o to, by nie opadły Panu ponownie ręce, nie pokuszę się o policzenie, ile mniej do kasy miasta wpływałoby pieniędzy z tytułu podatku od nieruchomości, gdyby zamiast CH Ogrody były tam dzisiaj działki pracownicze. Mam ufność, iż w przeciwieństwie do mnie policzy Pan to bardzo dokładnie.
Można do tego dołożyć rachunek, jaką stratę z tytułu podatku od nieruchomości poniosło miasto, tytułem nieudostępnienia inwestorom terenu po zlikwidowanych działkach Płk Dąbka/Ogólna, bo przecież pętla tramwajowa zajmuje niewielki fragment tego terenu – reszta leży odłogiem od kilkunastu lat. Pomijam tutaj kwestię odpowiedzialności, bo nie o to tutaj chodzi. Jak już te kwoty Pan radny ustali, będziemy mogli wspólnie spróbować poszukać podanego przeze mnie pół miliarda, z którego Pan zrezygnował bez walki. Pana stwierdzenie „Co do terenów inwestycyjnych; ich akurat nie brakuje, i w centrum, i na obrzeżach. Oby byli chętni.”, skomentuję pytaniem – ile średnio rocznie działek pod budownictwo jednorodzinne sprzedało miasto w ostatnich pięciu latach?
Linia podziału (debaty) biegnie nie wzdłuż pytania, czy obywatel Stefan Rembelski to bajkopisarz i doktryner, lecz o to, czy Elbląg ma być miastem ogrodów działkowych w otoczeniu gminnych dzielnic willowych, czy może miastem nowoczesnych zróżnicowanych dzielnic mieszkalnych. Jeżeli w spokojnej debacie publicznej przeważy któraś z tych opcji, dalsze kroki będą już tylko jej konsekwencją.
Przeciw, a nawet za
Urokliwy jest sposób argumentacji Pana Ryszarda Klima, jest prawie tak przewrotny, jak klasyka gatunku: „Jestem za, a nawet przeciw”. Jest wprawdzie przeciwny prywatyzacji spółek miejskich, ale na wszelki wypadek dodaje: „Jedno jest dla mnie pewne. W polityce małej czy dużej – nigdy nie mów nigdy, ale ewentualna decyzja o prywatyzacji EPEC-u i EPWiK-u należałaby do mieszkańców. Nie dopuszczam innego działania.” To oznacza, że jeśli perfekcyjnie policzony przez radnych budżet miasta po stronie przychodów legnie w gruzach i nie będzie skąd pożyczyć, to się sprzeda – droga odwrotu na wszelki wypadek zabezpieczona. Czyli taki wariant nieoficjalnie jest brany pod uwagę.
Pan radny dworuje sobie zemnie, nadając mi tytuł specjalisty do budżetu, chociaż nim nie jestem – no, może wśród laików, ale chyba też nie. Zdarzyło mi się parę razy napisać coś niezdarnego o budżecie, co zapewne zniesmaczyło profesjonalistów, w tym również pana Ryszarda. Z racji swojego wieku, moja wiedza o arkuszu kalkulacyjnym jest zapewne dalece mniejsza niż czcigodnych radnych. Tak z grubsza wiem, że arkusz kalkulacyjny przyjmuje wszystko, co się wpisze, nawet jak w kolumnach lub wierszach coś nie gra, to podpowie, w którym miejscu poprawić, by się prawa strona z lewą stroną budżetu zgadzała.
Bajkopisarze budżetowi mówią, że cała sztuka sprowadza się do tego, by prognozowane cyferki zapisane po stronie przychodów nie były mniejsze od tych, które się udało zrealizować na koniec roku. Proszę więc Pana radnego, by odpowiedział na pytanie – ile razy w ostatnich pięciu latach udało się zrealizować budżet na plus po stronie przychodów? W oczekiwaniu prostej odpowiedzi na trzy proste pytania pozostaję z wyrazami szacunku.
Stefan Rembelski, obywatel miasta Elbląga