37 pracowników firmy Hydralex i ich rodziny nie miało normalnych świąt. Od trzech miesięcy nie dostają wypłaty, zamiast tego - obietnice bez pokrycia. Według mężczyzn, którzy zgłosili nam tę sprawę, spółka zalega im na łączną kwotę ok. 360 tys. zł z tytułu wynagrodzeń. Do Prokuratury Okręgowej w Elblągu wpłynęło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
1 października pracownicy otrzymali ostatnią wypłatę, a pod koniec listopada oświadczenie, w którym firma Hydralex zobowiązała się do wypłacenia należnego wynagrodzenia do 20 grudnia. Zobowiązania nie dotrzymała. Część pracowników to jedyni żywiciele rodzin, którzy muszą brać chleb „na kreskę”.
To nie koniec ich zmartwień. Z powodu zaginięcia prezesa spółki Krzysztofa S. pracownicy nie otrzymali świadectw pracy, a tym samym nie mogą zarejestrować się w Urzędzie Pracy.
- Lata pracy w plecy, bo nie ma czym się wykazać - podsumowuje jeden z pracowników. - Nie mówiąc już o podjęciu legalnej pracy.
Mężczyźni wystąpili do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, jednak z powodu niezgłoszenia upadłości firmy nie przysługuje im wypłata świadczeń z tego funduszu.
Prezes spółki Krzysztof S. rozprzedał cały majątek firmy i ślad po nim zaginął. Tyle wiemy od ludzi, którzy pracowali w firmie Hydralex. Dla pracowników oznacza to jedno: niewypłacalność. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, iż faktycznie, trzy tygodnie temu na policji zgłoszono zaginięcie Krzysztofa S., ale przed świętami został odnaleziony. Jednak pracownikom nie udało się skontaktować ani spotkać z prezesem, by wspólnie znaleźć rozwiązanie tej patowej sytuacji.
Pracownicy firmy Hydralex zwrócili się o pomoc do naszej redakcji, a także Państwowej Inspekcji Pracy w Elblągu. Pracownicy PIP zajęli się tą sprawą w zeszłym tygodniu, ale ze względu na skalę sprawy gromadzenie dokumentów potrwa jeszcze parę dni. Dotychczas pozwy do sądu wraz z niezbędną dokumentacją przygotowało ok. 10 pracowników. Reszta mężczyzn jest na etapie kompletowania dokumentów. Na pytanie, czy mężczyźni mają szanse odzyskać pieniądze, urzędnicy PIP odpowiedzieli, że w takich przypadkach wyrok jest prawomocny przez 10 lat i to może dawać nadzieję na rozwiązanie sprawy.
W najbliższym czasie prezes spółki otrzyma wezwanie do stawienia się do PIP w celu wyjaśnienia sytuacji i znalezienia konstruktywnego rozwiązania.
Krzysztof S. pozostaje nieuchwytny nie tylko dla pracowników, ale również dla mediów. Telefon milczy, a na maila z prośbą o przedstawienie jego stanowiska w tej sprawie nie odpowiedział. Dlatego próbowaliśmy skontaktować się z ojcem Krzysztofa S., który przepisał firmę na syna. Niestety, bezskutecznie.
Pracownicy przynieśli nam dokumenty firmy, zawierające wiele nieprawidłowości. Jedną z nich są bezpłatne urlopy na okres miesiąca, podczas którego mężczyźni pracowali i nawet nie wiedzieli, że są na „urlopie”. Kolejną nieprawidłowością jest dwukrotnie przekroczony czas pracy, za który nikt im nie zapłaci. W sumie miesięcznie pracowali ok. 280 godzin.
- Pracowaliśmy świątki piątki i niedziele - podsumował jeden z pracowników. - Ludzie pobrali kredyty, bo firma prężnie się rozwijała, a teraz nie ma za co spłacać.
Resztą nieprawidłowości zajmie się Państwowa Inspekcja Pracy. Sprawa jest w toku.
To nie koniec ich zmartwień. Z powodu zaginięcia prezesa spółki Krzysztofa S. pracownicy nie otrzymali świadectw pracy, a tym samym nie mogą zarejestrować się w Urzędzie Pracy.
- Lata pracy w plecy, bo nie ma czym się wykazać - podsumowuje jeden z pracowników. - Nie mówiąc już o podjęciu legalnej pracy.
Mężczyźni wystąpili do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, jednak z powodu niezgłoszenia upadłości firmy nie przysługuje im wypłata świadczeń z tego funduszu.
Prezes spółki Krzysztof S. rozprzedał cały majątek firmy i ślad po nim zaginął. Tyle wiemy od ludzi, którzy pracowali w firmie Hydralex. Dla pracowników oznacza to jedno: niewypłacalność. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, iż faktycznie, trzy tygodnie temu na policji zgłoszono zaginięcie Krzysztofa S., ale przed świętami został odnaleziony. Jednak pracownikom nie udało się skontaktować ani spotkać z prezesem, by wspólnie znaleźć rozwiązanie tej patowej sytuacji.
Pracownicy firmy Hydralex zwrócili się o pomoc do naszej redakcji, a także Państwowej Inspekcji Pracy w Elblągu. Pracownicy PIP zajęli się tą sprawą w zeszłym tygodniu, ale ze względu na skalę sprawy gromadzenie dokumentów potrwa jeszcze parę dni. Dotychczas pozwy do sądu wraz z niezbędną dokumentacją przygotowało ok. 10 pracowników. Reszta mężczyzn jest na etapie kompletowania dokumentów. Na pytanie, czy mężczyźni mają szanse odzyskać pieniądze, urzędnicy PIP odpowiedzieli, że w takich przypadkach wyrok jest prawomocny przez 10 lat i to może dawać nadzieję na rozwiązanie sprawy.
W najbliższym czasie prezes spółki otrzyma wezwanie do stawienia się do PIP w celu wyjaśnienia sytuacji i znalezienia konstruktywnego rozwiązania.
Krzysztof S. pozostaje nieuchwytny nie tylko dla pracowników, ale również dla mediów. Telefon milczy, a na maila z prośbą o przedstawienie jego stanowiska w tej sprawie nie odpowiedział. Dlatego próbowaliśmy skontaktować się z ojcem Krzysztofa S., który przepisał firmę na syna. Niestety, bezskutecznie.
Pracownicy przynieśli nam dokumenty firmy, zawierające wiele nieprawidłowości. Jedną z nich są bezpłatne urlopy na okres miesiąca, podczas którego mężczyźni pracowali i nawet nie wiedzieli, że są na „urlopie”. Kolejną nieprawidłowością jest dwukrotnie przekroczony czas pracy, za który nikt im nie zapłaci. W sumie miesięcznie pracowali ok. 280 godzin.
- Pracowaliśmy świątki piątki i niedziele - podsumował jeden z pracowników. - Ludzie pobrali kredyty, bo firma prężnie się rozwijała, a teraz nie ma za co spłacać.
Resztą nieprawidłowości zajmie się Państwowa Inspekcja Pracy. Sprawa jest w toku.
Anieze