Szef elbląskiej Solidarności Mirosław Kozłowski ma pretensje do Powiatowego Urzędu Pracy w Elblągu i zarządu Stoczni Elbląg, należącej do grupy stoczni Gdynia SA, że w elbląskiej firmie zatrudniono tylko 150-ciu pracowników.
Kiedy prawie rok temu tworzono Stocznię Elbląg, zapowiadano, że znajdzie tam pracę ponad 500 osób. Ponieważ w Elblągu brakowało monterów i spawaczy kadłubów statków, zostały zorganizowane specjalistyczne kursy dla bezrobotnych. Na ten cel Krajowy Urząd Pracy przeznaczył półtora miliona zł. Przyszli pracownicy odbyli szkolenia, ale - jak się okazało - nie wszyscy mogli spełnić wysokie wymagania. Były też i inne przyczyny: część pracowników została zwolniona, a innym np. nie odpowiadały warunki pracy lub płace.
Szef Solidarności w Elblągu, Mirosław Kozłowski, uważa, że należy się zastanowić, czy przypadkiem pieniądze na szkolenia nie zostały wydane niepotrzebnie, skoro całe przedsięwzięcie przyniosło niezadowalające efekty. Nie wyklucza też złożenia do Najwyższej Izby Kontroli wniosku o sprawdzenie, czy elbląski urząd pracy prawidłowo wydatkował państwowe środki.
- Czy nie powinno być tak, że przy tak dużym przedsięwzięciu należało podpisać porozumienie pomiędzy urzędem pracy i stocznią o ewentualnym zatrudnieniu, chociażby na okres pół roku, przeszkolonych pracowników? - zastanawia się Kozłowski.
Jego zdaniem, tym sposobem każdy z monterów czy spawaczy miałby szansę na zdobycie niezbędnego doświadczenia.
- Są to zawody trudne i wymagające sporego doświadczenia; po czterech miesiącach szkoleń ludzie nie będą perfekcyjnie przygotowani do zawodu - ocenia Iwona Radej, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy w Elblągu.
Iwona Radej przyznała, że urząd zrobił ze swej strony wszystko, a w jej opinii to stocznia zmieniła swoje kryteria.
Przybyły na spotkanie w tej sprawie przedstawiciel zakładu Kazimierz Żelazko na ten temat niewiele powiedział. Stwierdził jedynie, że stocznia pracuje, realizuje zamówienia na bieżąco i że mogłoby tam pracować więcej osób.
Szef Solidarności w Elblągu, Mirosław Kozłowski, uważa, że należy się zastanowić, czy przypadkiem pieniądze na szkolenia nie zostały wydane niepotrzebnie, skoro całe przedsięwzięcie przyniosło niezadowalające efekty. Nie wyklucza też złożenia do Najwyższej Izby Kontroli wniosku o sprawdzenie, czy elbląski urząd pracy prawidłowo wydatkował państwowe środki.
- Czy nie powinno być tak, że przy tak dużym przedsięwzięciu należało podpisać porozumienie pomiędzy urzędem pracy i stocznią o ewentualnym zatrudnieniu, chociażby na okres pół roku, przeszkolonych pracowników? - zastanawia się Kozłowski.
Jego zdaniem, tym sposobem każdy z monterów czy spawaczy miałby szansę na zdobycie niezbędnego doświadczenia.
- Są to zawody trudne i wymagające sporego doświadczenia; po czterech miesiącach szkoleń ludzie nie będą perfekcyjnie przygotowani do zawodu - ocenia Iwona Radej, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy w Elblągu.
Iwona Radej przyznała, że urząd zrobił ze swej strony wszystko, a w jej opinii to stocznia zmieniła swoje kryteria.
Przybyły na spotkanie w tej sprawie przedstawiciel zakładu Kazimierz Żelazko na ten temat niewiele powiedział. Stwierdził jedynie, że stocznia pracuje, realizuje zamówienia na bieżąco i że mogłoby tam pracować więcej osób.
J