Rozmowa z Eugeniuszem Dąbrowskim, kierownikiem elbląskiej delegatury Państwowej Inspekcji Pracy.
Kontrola w odzieżowej firmie "Hetman" potwierdziła zarzuty pracowników i Solidarności.
Do sądu grodzkiego skierowaliśmy wniosek o ukaranie pracodawcy za nie wypłacenie pensji w okresie od listopada do 8 stycznia, kiedy rozpoczęła się kontrola. Jest to wykroczenie przeciwko łamiące prawa pracownika. Wystąpiliśmy też o ukaranie za zaniedbanie w ciągu trzech ostatnich lat utworzenia funduszu socjalnego. Trzecia sprawa to zwolnienie z pracy członków tymczasowej komisji zakładowej związku z rażącym naruszeniem przepisów prawa pracy tj. bez uzyskania zgody komisji zakładowej. Dodatkowo, do prokuratury trafił wniosek w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa złośliwego naruszenia praw pracowniczych.
Inspekcja wiedziała o problemach pracowników Hetmana.
Skargi otrzymaliśmy na przełomie lat 2001 i 2002. Były to skargi anonimowe. Później, oprócz jednej, dotyczącej drobnej sprawy, innych nie było. Z tego, co wiem, tak duże zaległości w wypłacaniu pensji powstały dopiero niedawno.
Czy w międzyczasie inspekcja kontrolowała sytuację w zakładzie?
Nie, oprócz tej jednej wspomnianej sprawy, która nie była zresztą związana z wynagrodzeniami.
Czy - według pana - konfliktowi w "Hetmanie" można było zapobiec np. przez częstsze kontrole?
Raczej nie, bo chodzi o trudności finansowe. Sytuacja gospodarcza w kraju jest taka, że wielu pracodawców ma kłopoty finansowe. Sama kontrola nie stworzy pieniędzy. Z naszego rocznego sprawozdania wynika, że ponad 20 procent pracodawców miało kłopoty z terminowym wypłacaniem wynagrodzenia.
Jak ocenia pan możliwości inspekcji w zakresie skutecznego egzekwowania prawa przez pracodawców?
Z początkiem roku otrzymaliśmy nowe uprawnienia. Możemy wydawać tzw. decyzje nakazowe - czyli nakazy natychmiastowego wypłacania wynagrodzenia. To z kolei wiąże się z postępowaniem egzekucyjnym, a ono z kolei z wysoką karą za nie wywiązanie się z nakazu. Dotąd kary nie były duże - do 500 złotych, a w przypadku kar nakładanych przez sąd grodzki - do 5000 złotych. Tu grozi grzywna do 25 tysięcy. To jest dużo bardziej dolegliwe dla pracownika.
Mam sygnały z Elbląga i Pasłęka, że zdarzyło się, iż inspektor PIP zdradził pracodawcy nazwiska osób, które odważyły się zadzwonić do Państwowej Inspekcji Pracy i opowiedzieć o kłopotach w zakładzie. Tak przynajmniej podejrzewają te osoby.
Tak nie powinno być i uważam, że takie sytuacje nie mają miejsca. Być może pracodawca sam domyślił się, że to dana osoba złożyła skargę.
Jak chronicie pracowników, którzy informują inspekcję o występujących - ich zdaniem – nieprawidłowościach.
Nigdy nie informujemy, że kontrola jest przeprowadzana w związku ze skargą. Chyba, że pracownik sobie tego życzy.
Co zatem radzi pan pracownikom?
Nieprawidłowości trzeba zgłaszać. My zapewniamy anonimowość.
Do sądu grodzkiego skierowaliśmy wniosek o ukaranie pracodawcy za nie wypłacenie pensji w okresie od listopada do 8 stycznia, kiedy rozpoczęła się kontrola. Jest to wykroczenie przeciwko łamiące prawa pracownika. Wystąpiliśmy też o ukaranie za zaniedbanie w ciągu trzech ostatnich lat utworzenia funduszu socjalnego. Trzecia sprawa to zwolnienie z pracy członków tymczasowej komisji zakładowej związku z rażącym naruszeniem przepisów prawa pracy tj. bez uzyskania zgody komisji zakładowej. Dodatkowo, do prokuratury trafił wniosek w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa złośliwego naruszenia praw pracowniczych.
Inspekcja wiedziała o problemach pracowników Hetmana.
Skargi otrzymaliśmy na przełomie lat 2001 i 2002. Były to skargi anonimowe. Później, oprócz jednej, dotyczącej drobnej sprawy, innych nie było. Z tego, co wiem, tak duże zaległości w wypłacaniu pensji powstały dopiero niedawno.
Czy w międzyczasie inspekcja kontrolowała sytuację w zakładzie?
Nie, oprócz tej jednej wspomnianej sprawy, która nie była zresztą związana z wynagrodzeniami.
Czy - według pana - konfliktowi w "Hetmanie" można było zapobiec np. przez częstsze kontrole?
Raczej nie, bo chodzi o trudności finansowe. Sytuacja gospodarcza w kraju jest taka, że wielu pracodawców ma kłopoty finansowe. Sama kontrola nie stworzy pieniędzy. Z naszego rocznego sprawozdania wynika, że ponad 20 procent pracodawców miało kłopoty z terminowym wypłacaniem wynagrodzenia.
Jak ocenia pan możliwości inspekcji w zakresie skutecznego egzekwowania prawa przez pracodawców?
Z początkiem roku otrzymaliśmy nowe uprawnienia. Możemy wydawać tzw. decyzje nakazowe - czyli nakazy natychmiastowego wypłacania wynagrodzenia. To z kolei wiąże się z postępowaniem egzekucyjnym, a ono z kolei z wysoką karą za nie wywiązanie się z nakazu. Dotąd kary nie były duże - do 500 złotych, a w przypadku kar nakładanych przez sąd grodzki - do 5000 złotych. Tu grozi grzywna do 25 tysięcy. To jest dużo bardziej dolegliwe dla pracownika.
Mam sygnały z Elbląga i Pasłęka, że zdarzyło się, iż inspektor PIP zdradził pracodawcy nazwiska osób, które odważyły się zadzwonić do Państwowej Inspekcji Pracy i opowiedzieć o kłopotach w zakładzie. Tak przynajmniej podejrzewają te osoby.
Tak nie powinno być i uważam, że takie sytuacje nie mają miejsca. Być może pracodawca sam domyślił się, że to dana osoba złożyła skargę.
Jak chronicie pracowników, którzy informują inspekcję o występujących - ich zdaniem – nieprawidłowościach.
Nigdy nie informujemy, że kontrola jest przeprowadzana w związku ze skargą. Chyba, że pracownik sobie tego życzy.
Co zatem radzi pan pracownikom?
Nieprawidłowości trzeba zgłaszać. My zapewniamy anonimowość.
rozmawiała: Joanna Torsh